Autor: Bartosz Seń
Odrodzony niczym Feniks z popiołów Cameron Ayers, robiący dosłownie wszystko na boisku Brad Waldow, zimnokrwisty Roderick Camphor i imponujący, choć mocno obolały Jakub Patoka – PGE Turów pokazał wielki charakter i dopiero w trzeciej dogrywce wyszarpał zwycięstwo nad TBV Startem Lublin 123:111!
– Czy to nie był świetny mecz?! – pytał retorycznie dziennikarzy trener Michael Claxton. Retorycznie, bo takiego spektaklu koszykarski Zgorzelec na pewno nigdy nie widział! 55 minut twardej gry, 234 punkty i ogromna dawka niewiarygodnych emocji! Koszykarze PGE Turowa pokazali wielkie czarno-zielone waleczne serce, choć w pierwszej połowie przegrywali 22:33, a w czwartej kwarcie 60:70.
– Na początku trochę ”zamuliliśmy”, nie wyglądało to dobrze, później pojawiło się trochę agresji, doszliśmy ich w tej czwartej kwarcie, mieliśmy dobrą końcówkę, ale później był dziwny faul, trzy rzuty wolne Startu i pierwsza dogrywka, druga, trzecia. Pokazaliśmy jednak, że jesteśmy drużyną, że każdy stoi za każdym i nikt się nie poddaje do ostatniej syreny – mówił dumny kapitan Bartosz Bochno, który w liczbach statystycznych może i nie brylował, ale wykonał kawał czarnej roboty, walcząc z determinacją o bezpańskie piłki.
Imponujące cyfry wykręcali inni. Potężny Brad Waldow w ważnych momentach blokował, trafiał spod kosza, a nawet i z dystansu! Zdobył łącznie 19 punktów, miał 15 zbiórek, 7 bloków, 5 asyst i 3 przechwyty. Zupełnie niewidoczny w pierwszej połowie Cameron Ayers był w dogrywkach prawdziwym liderem, zdobył w nich 15 ze swoich 29 punktów, dodał do nich 8 zbiórek i 8 asyst. A żelazne nerwy pokazał Roderick Camphor, który długo obciążony 4 przewinieniami, nie bał się podejmować odważnych i skutecznych deyczji, kończąc mecz z dorobkiem 20 ”oczek” i 9 zbiórek.
– Końcówka to nie była gra systemowa, bardziej koszykówka jeden na jednego. A my mieliśmy swoich liderów, którzy zanotowali świetne występy. Straty, zbiórki w ataku, bloki, to czynniki, które zrobiły różnicę w końcówce. Trochę zajęło nam to, by wystartować, ale jestem bardzo dumny z tego, jak finiszowaliśmy, z tego jak drużyna walczyła o każdy punkt na parkiecie. Zawodnicy zasłużyli na to zwycięstwo – mówił dumny ze swoich podopiecznych trener Claxton.
Ogromne brawa zbierali też Jakub Patoka i Stefan Balmazović, którzy pociągnęli zespół w trudnej dla PGE Turowa pierwszej połowie. Balmazović zdobył 17 punktów, Patoka dodał 19 w tym 4/5 za trzy, co zważając na fakt, że jego występ w tym meczu był do ostatnich chwil niepewny, jest tym bardziej godne podziwu.
– Na jednym z treningów spięło mi plecy i ból przechodził z lędźwi na lewy bok. Próbowaliśmy rozluźnić to spięcie, ale tak mocno bolało, że nie pomagały nawet leki przeciwbólowe. Mecz to jednak mecz, działa adrenalina. Starałem się o tym nie myśleć. Rzucałem i wpadało – tłumaczył skromny Patoka
– Chciałem podziękować kibicom za tak wspaniały doping do samego końca. Cieszę się, że wytrzymaliśmy te trzy dogrywki, bo było już naprawdę ciężko w końcówce, ale wszyscy pozostali skupieni – kontynuował zgorzelecki skrzydłowy
– Nie pamiętam takiego spotkania i myślę, że to jest chyba pierwszy w historii taki mecz. Ponadto wygraliśmy przewagą wyższą niż 8 punktów (w Lublinie Start wygrał 91:83 – przyp. red) , co cieszy, bo na koniec sezonu to również jest ważne – dodawał natomiast Bartosz Bochno.
PGE Turów Zgorzelec – TBV Start Lublin 123:111 (18:22, 19:19, 19:19, 24:20, 13:13, 14:14, 16:4)
PGE Turów: Cameron Ayers 29, Rod Camphor 20, Bradley Waldow 19, Jakub Patoka 19, Stefan Balmazović 17, Kacper Borowski 11, Jacek Jarecki 7, Bartosz Bochno 1.
TBV Start: Chavaughn Lewis 31, James Washington 21, Marcin Dutkiewicz 18, Darryl Reynolds 17, Uros Mirković 17, Michael Gospodarek 5, Roman Szymański 4, Bartosz Ciechociński 0, Wojciech Czerlonko 0, Jakub Zalewski 0, Paweł Kowalski 0