Autor: Mac_3
O meczu z Legią Warszawa można napisać, że się odbył, a Anwil zagrał na naprawdę wysokim poziomie. To bardziej przypominało leniwy sparing niż poważne, ligowe zmagania. Między zespołami nie było nawet przepaści. To była totalna różnica klas.
Spotkanie rozpoczęło się od szybkiego 11:0 dla naszego zespołu i już wtedy było wiadomo, kto odniesie zwycięstwo. Pytanie tylko – jak wysokie? Ostatecznie zakończyło się na wyniku 107:66, czyli +41. Pogrom? Deklasacja? W moim odczuciu nawet te słowa nie oddają w pełni sytuacji na parkiecie.
Anwil zagrał „swoją” koszykówkę, do który wszyscy jesteśmy już przyzwyczajeni. Nasi koszykarze nie musieli wspinać się na wyżyny własnych umiejętności, bo grając na luzie po prostu rozjeżdżali Legię niczym walec. Szybka i zespołowa koszykówka oraz dobra obrona to był obraz naszej gry.
Każdy z zawodników dołożył swoją cegiełkę do tego zwycięstwa, więc nie ma sensu wystawiać poszczególnych laurek. To był przecież tylko „prawie-sparing”. Wyjątek zrobię dla Szymona Szewczyka. Obserwowałem grę „Szewca” na spokojnie i jestem pod wrażeniem jak wielki bagaż doświadczenia wnosi ze sobą na parkiet. Na tle zawodników Legii wyraźnie było widać jak wykorzystuje swoje „boiskowe cwaniactwo”, aby zrobić sobie więcej miejsca, czy sprytnie zebrać piłkę. Rękę też cały czas ma bardzo dobrze ułożoną. Rzucił w tym meczu 18 punktów oraz miał 6 zbiórek. Cieszy kolejny tak dobry występ Szewczyka. Sezon jest długi i zapewne niejednokrotnie jego ogromne doświadczenie pomoże drużynie. Oby już utrzymywał taką formę do końca rozgrywek.
Drugim zawodnikiem o którym wspomnę jest Ante Delas. Anwil grał bardzo zespołowo. Piłka świetnie krążyła między naszymi zawodnikami. Efektem tego było rekordowe 36 asyst. Aż 13 z nich adresował właśnie Delas. Powtarzałem kilkukrotnie, że to nie jest rozgrywający i cały czas tak uważam. Pod nieobecność kontuzjowanego Kamila Łączyńskiego to na barki Chorwata spadł ciężar kreowania akcji. Jak widać po cyferkach – wywiązał się z tego świetnie. To był mecz w stylu sparingu, ale 13 asyst nawet w rozgrywkach podwórkowych robi wrażenie. Może z tym Delasem na rozegraniu nie jest tak źle jak myślałem…
Fakt warty odnotowania – swoje pierwsze punkty na parkietach PLK zdobył młody Damian Ciesielski. Udanie zakończył odważne wejście na kosz. Co, więcej były to punkty łamiące barierę „setki”. Szkoda tylko, że Ciesielski zagrał jedynie przez niespełna 8 minut. Widać, że brakuje mu pewności siebie i ogrania. To może zdobyć tylko dzięki minutom na boisku. Tylko kiedy będzie otrzymywał takie szanse, jak nie podczas meczu do jednego kosza?
Jeśli chodzi o ekipę ze stolicy to uczciwie trzeba przyznać, że PLK to dla nich za wysokie progi. Obecnie legitymują się bilansem 0-7 i nie widać nawet światełka w tunelu. Zagraniczny zaciąg, delikatnie mówiąc, do udanych transferów nie należy, a Polacy też nie robią różnicy w żadnej sferze. Z tego całego towarzystwa można jedynie pochwalić Huntera Mickelsona. W meczu z Anwilem ten podkoszowy jako jedyny zaprezentował jakieś przebłyski dobrej gry. Spotkanie zakończył mając na koncie 20 punktów i 9 zbiórek. Podejrzewam jednak, że w mocniejszej drużynie i tak by się nie odnalazł. Szkoda, że obraz warszawskiej koszykówki prezentuje się tak mizernie, bo Legia to marka, która mogłaby uatrakcyjnić naszą szarą ligę.