King Szczecin wygrał 74:62 ze Stelmetem Zielona Góra w wielkim stylu. Wilki Morskie zagrały świetnie po obu stronach parkietu, nie dając miejsca zielonogórzanom.
Od początku spotkania tempo było wysokie, a żadna z drużyn nie potrafiła uzyskać bezpiecznej przewagi. King rozpoczął ten mecz bardzo agresywnie, szczególnie w walce pod tablicami. Trener Mindaugas Budzinauskas miał na ten pojedynek konkretne założenia, które obejmowały częstsze wykorzystywanie graczy podkoszowych. Kilka akcji z rzędu dostał Darrell Harris, a później Andrei Desiatnikov. Do tego pewną rękę miał Paweł Kikowski. Po pierwszej kwarcie Wilki prowadziły 17:16.
W dalszej części meczu obudzili się mistrzowie i szkoleniowiec Kinga musiał poprosić o przerwę, która dobrze podziałała na gospodarzy. Po obu stronach parkietu bardzo aktywny był też Tauras Jogela. Skrzydłowy zaliczył aż cztery zbiórki w ataku, po których łatwo zdobywał punkty. Druga kwarta także została wygrana przez gospodarzy, ale tych punktów mogło być więcej. Niestety, Wilki kilka razy zgubili piłkę w kontrataku lub nie trafiali spod samego kosza. Do przerwy Wilki zatrzymały mistrzów na 29 oczkach, co jest godne uznania.
Po zmianie stron Stelmet musiał wrzucić wyższy bieg i tak też uczynił. Z kolei King dwukrotnie przestrzelił z otwartych pozycji. Autorem niecelnych rzutów był Sebastian Kowalczyk, który wcale się tym nie zraził i kilka minut później po jego trójce King prowadził 47:39. Na 14 sekund przed końcem trzeciej kwarty pierwsze punkty w meczu zdobył Jimmy Gavin, który nie wyglądał tego dnia najlepiej. Przed ostatnią kwartą Wilki prowadziły zaledwie czterema punktami.
Ostatnie 10 minut to była wojna nerwów. Przez dwie minuty żadna drużyna nie potrafiła znaleźć drogi do kosza, aż trójki nie trafił Łukasz Diduszko. Trener Artur Gronek od razu poprosił o przerwę na żądanie. To nie podziałało na zielonogórzan, bo po chwili ładnie za plecy obrońcy uciekł Martynas Paliukenas i King prowadził różnicą dziewięciu punktów na sześć minut przed końcem. Litwin był w decydującej części meczu najaktywniejszym graczem po stronie gospodarzy. W końcówce nawet grał jako rozgrywający.
Trzy minuty przed końcem spotkania Wilki prowadziły różnicą aż 15 punktów i to bez Kikowskiego na parkiecie. Po stronie Kinga znów zafunkcjonowało wszystko, a trener Budzinauskas i jego zawodnicy po porażce z Polpharmą odpowiedzieli w możliwie najlepszy sposób. Za to mistrz Polski po raz drugi z rzędu poległ w Szczecinie, a z trybun popłynęło głośne „dziękujemy”.
Szczeciński zespół znów nie ma czasu na odpoczynek. W środę (godz. 19) King zagra na wyjeździe z MKS Dąbrowa Górnicza i będzie to spotkanie równie trudne, jak to niedzielne.
King Szczecin – Stelmet Zielona Góra 74:62 (17:16, 18:13, 17:19, 22:14)
King: Jogela 16, Kowalczyk 15, Kikowski 12, Paliukenas 10, Diduszko 8, Harris 6, Desiatnikov 4, Gavin 3, Bartosz 0.
Stelmet: Dragicević 16, Zamojski 12, Koszarek 7, Hrycaniuk 7, Florence 6, Matczak 5, Moore 4, Mokros 4, Kelati 1.