Rekordowa klęska AZS-u – Anwil wygrywa w Koszalinie 93:45

Tak słabego występu Akademików nie pamiętają mury koszalińskiej hali przy ul. Śniadeckich i nie tylko młodsi sympatycy tej drużyny – klęska w meczu z Anwilem jest tak dobitna, że całą relację z meczu można byłoby podsumować za pomocą kilku statystyk. 45 zdobytych punktów to najniższa zdobycz w historii występów AZS-u w ekstraklasie, podobnie jak przegrana różnicą aż 48 oczek. Anwil zdominował grę od pierwszej minuty i był lepszy w każdym aspekcie gry. W ekipie AZS-u dobrego występu nie zagrał nikt, a „najmniej zły” był Artur Pabianek – i to tylko dlatego, że nawet nie wyszedł na parkiet.
Za tydzień AZS podejmuje mistrzów Polski, Stelmet Zielona Góra i naprawdę trudno liczyć na to, że właśnie wtedy odniesie pierwsze zwycięstwo w tym sezonie we własnej hali. Bilans 2-6 lokuje Akademików w dole tabeli, z którego w takiej dyspozycji długo mogą się nie wydostać. Anwil, co oczywiste, rozegrał najlepszy mecz w sezonie, a wracający na stare śmieci Igor Milicić mógł triumfować, gdy po końcowym gwizdku żegnały go brawa…

img_5171

Już w pierwszej kwarcie meczu widać było, że AZS wiele w tym spotkaniu nie ugra – sześć kolejnych przestrzelonych wolnych (w tym 4 Harrisa), przy 10/16 z gry Anwilu mówiło samo za siebie. Goście szybko wypracowali sobie spora przewagę i kontrolowali przebieg meczu. W drugiej kwarcie po serii 15:0 włocławianie wyszli na prowadzenie 46:20 i było właściwie po meczu. Gdy w drugiej połowie dwie trójki z rzędu trafił Michał Chyliński było już 57:25 i w tym momencie liczyło się już tylko to, czy AZS zdoła przekroczyć 50 oczek. Pierwsza magiczna bariera pękła, gdy Robert Skibniewski trafił z dystansu i Anwil prowadził 80:40. Końcówka meczu to już rozpaczliwe próby zdobycia przez gospodarzy jakichkolwiek punktów – ostatecznie dobili do 45, Anwil rzucił 93 i skończyło się na pogromie, o którym nie śnił chyba żaden największy koszaliński fatalista. Żaden gracz AZS-u nie zdołał osiągnąć dwucyfrowego wyniki punktowego, w ekipie gości zaś co najmniej 10 punktów rzuciło aż sześciu graczy. Jedno jest pewne – gorszego meczu Akademicy już chyba rozegrać nie mogą, trudno jednak oczekiwać, że odegrają w tym sezonie jakąś istotniejszą rolę. Anwil tymczasem złapał kontakt z ścisłą czołówką (w której panuje nie widziany od lat ścisk) i biorąc pod uwagę, że w kolejnych dwóch meczach zmierzy się z absolutnymi outsiderami ligi, wydaje się, że utrzyma się w niej na dłużej.

AZS Koszalin – Anwil Włocławek 45:93 (13:23, 8:24, 10:19, 14:27) 

AZS: Zalewski 8, Sikora 7, Wall 6, Brown 6, Manigault 5, Nelson 4, Stelmach 4, Harris 2, Wadowski 2, Nowakowski 1, Wrona 0.
Anwil: Haws 13, McCray 12, Jaramaz 11, Chyliński 10, Łączyński 10, Sobin 10, Leończyk 8, Skibniewski 6, Dmitriew 6, Młynarski 5, Komenda 2.

Pin It

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.