Stelmet Zielona Góra poprawił obronę podczas trzeciego meczu finałów PLK 2015 i wyrwał pierwszą wygraną w serii, do czterech zwycięstw. Podopieczni Saso Filipovskiego po rzucie Russella Robinsona, na 6 minut przed końcem spotkania, prowadzili już 10 punktami. Wówczas swoją szaloną pogoń rozpoczął Nemanja Jaramaz, a seryjnie zdobywane przez Serba punkty (12 oczek w finałowych minutach) topiły przewagę gospodarzy. Niestety dla aktualnych Mistrzów Polski o błędy pokusili się Mardy Collins i Jaramaz , ich straty pozwoliły na utrzymanie trzy punktowej przewagi. Nawet dwie ostatnie, dystansowe próby rzutów Michała Chylińskiego i Collinsa nie doprowadziły do dogrywki.
Stelmet i trener Filipovski w końcu mogli liczyć na wyższe zdobycze punktowe większości graczy oraz zbalansowany atak, oparty nie tylko o Quintona Hosley’a (16 pkt) oraz Przemysława Zamojskiego (po 22 pkt, zdobył 14), ale również o Russella Robinsona (16 pkt) , Adama Hrycaniuka (10 pkt) i niespodziewanie – Chevona Troutmana (10 pkt, 2×3 pkt). O ile Robinson , nie pierwszy raz w sezonie 2014/15 pokazał swojemu byłemu pracodawcy, iż jest specjalistą od zdobywania punktów w czwartej kwarcie, o tyle wejście i 17 minut Troutmana kompletnie zaskoczyło defensywę Mistrzów Polski. Troutman spełnił rolę x-factora, wnosząc wiele energii w obronę oraz atak Stelmetu.
Gospodarzom trzeciego, finałowego spotkania udało się przede wszystkim ograniczyć swobodę w grze Mardy’ego Collinsa. Amerykański lider PGE Turowa trafił tylko 1 z 7 rzutów z gry i zakończył mecz, najpierw stratą przy lini bocznej (wzorem koszykarzy z najlepszej ligi świata , przy presji obrońców Turowa, próbował wziąć przerwę na żądanie, kiedy piłka była w grze…) , a następnie nie trafił potencjalnego rzutu na dogrywkę. Typowany na MVP rozgrywek finałowych – Collins – rozegrał najgorszy mecz w trwającej serii.
Natomiast nadal podopieczni Saso Filipovskiego nie mogli sobie poradzić z wysoką formą Damiana Kuliga. Podstawowy zawodnik reprezentacji Polski zdobywał punktu na wiele sposobów; spod obręczy, po manewrach i zwodach, rzutami z półdystansu i dystansu. W sumie Kulig trafił 7 z 8 rzutów z gry oraz wszystkie cztery osobiste, kończąc mecz z 22 punktami na koncie.
Najbardziej zawiedli oczekiwania Miodraga Rajkovića i zgorzeleckich fanów – Filip Dylewicz (0/5 za trzy) oraz Michał Chyliński (2/9 z gry i niecelna próba rzutu na remis w ostatnich sekundach). Obaj kadrowicze nie zaliczą trzeciego spotkania do udanych. Po stronie Stelmetu nadal , po kiksie z drugiego meczu, formy na dystansie nie mógł odnaleźć Aaron Cel (0/4 za trzy). Co ciekawe, podobną stratę piłki do Cela z drugiego meczu, zanotował właśnie Chyliński, któremu przy rzucie za trzy piłka wyślizgnęła się z rąk…
Najważniejsza rzecz, która przyniosła końcowy tryumf Saso Filipovskiemu i spółce, to ustawienie wysokiej obrony na własnej połowie boiska. Filipovski nakazał trzem swoim obdowodym wysoką obronę uniemożliwiającą swobodne prowadzenie piłki czy oddawanie rzutów z dystansu przez rywala. Obrońcy wychodzący na 9 metr boiska doprowadzali do strat piłki ze strony Collinsa czy Taylora oraz zmuszali do błędu kroków Jaramaza. Ten zabieg , mimo słabej postawy ofensywy gospodarzy, wystarczył na dowiezienie przewagi do końca czterdziestej minuty meczu. (Wydaje się, że teraz piłeczka jest po stronie trenera Rajkovića i z pewnością obniży on skład swojej drużyny przy podobnych próbach ze strony Filipovskiego. Jak również wymyśli coś nowego by obronić się lub zaskoczyć rywala).
Wynik: Stelmet Zielona Góra (1) – PGE Turów Zgorzelec (2) 80:77 (19:20, 23:22, 17:14, 21:21)
Stelmet: Robinson 16, Hosley 16, Zamojski 14, Hrycaniuk 10, Troutman 10, Cel 9, Koszarek 3, Chanas 2, Lalić 0.
Turów: Kulig 22, Jaramaz 19, Chyliński 9, Taylor 9, Natiażko 5, Collins 4, Moldoveanu 3, Dylewicz 2, Czyż 2, Wright 2.
Kolejny mecz w czwartek, 20:00, w Zielonej Górze (relacja w Polsat Sport News).