Bez niespodzianki w Radomiu – Rosa bez większych problemów pokonała AZS Koszalin 86:75 i w wielkim stylu awansowała do półfinału, w którym jej rywalem najprawdopodobniej będzie zielonogórski Stelmet. Akademicy polegli głównie dzięki wyraźnie przegranej walce na tablicach (28:40) i katastrofalnej skuteczności w rzutach z dystansu (21,7%), co z kolei było mocną bronią gospodarzy – 10 trafionych trójek, w tym pięć w trzeciej kwarcie wybiło gościom marzenia o przedłużeniu serii.
Dla AZS-u to najgorsze play-offy od lat, nigdy wcześniej bowiem ekipa z Koszalina nie przystępowała do nich z tak wysokiej pozycji i z takimi nadziejami. Paradoks przegranej serii z Rosą polega na tym, że Akademicy rozegrali w niej trzy najgorsze spotkania w sezonie i w niczym nie przypominali ekipy, która wywalczyła trzecie miejsce po rundzie zasadniczej. Rosa z kolei po raz drugi z rzędu awansowała do strefy medalowej i w takiej dyspozycji, jaką zaprezentowała w ćwierćfinałach, wydaje się być poważnym kandydatem do walki o najwyższe cele…
W pierwszej kwarcie, wygranej przez gospodarzy 25:18, katem koszalinian był Michał Sokołowski – jego 11 pkt. (w całym meczu 15, do których dołożył 4 przechwyty i 3 zbiórki) na 100% skuteczności (5/5) było odpowiedzią na 0/3 w rzutach z dystansu AZS-u i fatalną postawę w obronie. Akademicy pierwszą trójkę w meczu trafili dopiero w 15 minucie meczu (Szubarga), gdy Rosa prowadziła już 32:20. To był zresztą jedyny przebłysk dobrej gry Akademików do 38 minuty meczu – po serii 8:0 tracili już tylko 4 punkty i wydawało się, że zdołają nawiązać walkę z rywalem. Rosa odpowiedziała jednak piorunującym runem 16:0 (w tym 10 pkt. Mike’a Taylora) i objęła kilkunastopunktowe prowadzenie, którego nie oddała do ostatnich minut. W całej pierwszej połowie AZS miał fatalne 2/14 za trzy, a jedyne trafienia zaliczył Szubarga.
W połowie czwartej kwarty maszynka Rosy nieco się zacięła, co prawie zdołali wykorzystać przyjezdni – po trójkach Szubargi i Woodsa na 2:30 przed końcem meczu AZS tracił tylko siedem punktów (73:80) i wydawało się, że w meczu coś jeszcze może się wydarzyć. W kolejnych dwóch akcjach zawiódł jednak Woods (spudłowana trójka z czystej pozycji i fatalne podanie do Szubargi), w odpowiedzi efektownym wsadem popisał się John Turek (11 pkt., 7 zb.) i było po zawodach. Gospodarze wygrali ostatecznie 86:75, a ponownie najlepszymi zawodnikami w ekipie trenera Kamińskiego byli Mike Taylor (19 pkt., 5 zb., 4 as., ale też 7 strat!) i Danny Gibson (13 pkt., 6 zb., 3 as., ale też 4 straty), a z dobrej strony – znowu – pokazał się Daniel Szymkiewicz (6 pkt., 7 zb., 3 as. w 13 minut).
W ekipie AZS-u dwucyfrowy wynik punktowy zaliczyła cała wyjściowa piątka: Woods (17 pkt., 6 zb., 2 as.), Radenović (13 pkt., 3 as., 2 zb., 2 przech.), Swanson (10 pkt., 3 as., 2 zb., 2 przech.), Szewczyk (11 pkt., 3 zb., 4 straty) i Szubarga (15 pkt., 5 zb., 2 as., 2 przech.), ale na całej linii zawiodła ławka rezerwowych, która dorzuciła ledwie dziewięć oczek.
Goście polegli, choć w przekroju całej serii rozegrali najlepszy mecz i wykazywali zaangażowanie, którego brakowało w poprzednich dwóch spotkaniach. Rosa zagrała jednak bardzo skutecznie i bezlitośnie obnażyła wszelkie słabości podopiecznych Flevarakisa, którym zabrakło nie tylko skuteczności, ale zimnej krwi w końcówce i lepszej postawy rezerwowych. Radomianie grają dalej i wydają się być naprawdę mocni, AZS zaś kończy sezon przedwcześnie i można spodziewać się, że w najbliższym czasie z Koszalina dobiegać nas będą rozmaite wieści dotyczące przyczyn fatalnego zakończenia rozgrywek…