Pierwsze trzy kwarty meczu w Koszalinie, w którym naprzeciwko siebie stanęły dwie czołowe ekipy TBL, nie zapowiadały tego, co wydarzyło się w ostatniej odsłonie – przez 35 minut obie ekipy szły łeb w łeb, a bliżsi zwycięstwa wydawali się goście. Ostatnie 5 minut meczu to jednak nokautująca seria 21:4 dla Akademików, a ozdobą meczu była trójka równo z syreną końcową najlepszego na boisku Qyntela Woodsa (20 pkt., 7 zb., 8 as., 2 przech.). Świetne zawody w ekipie gospodarzy rozegrał też Goran Vrbanc (22 pkt., 6/10 za trzy), a niesamowitą pracę w obronie wykonał Artur Mielczarek, który w dodatku trafił jeszcze 4 trójki (na 6 prób, ostatecznie zaliczył 14 pkt., 6 zb. i 3 przech). 11 pkt., 8 as. i 5 zb. dodał świetnie kierujący grą koszalinian Dante Swanson, a 8 pkt. i 7 zb. dodał mający wyraźnie słabszy dzień (2/6 z gry) Szymon Szewczyk.
Liderem gości był Kamil Łączyński (12 pkt., 7 as., 3 zb., 2 przech.), a solidne zawody rozegrali też Robert Witka (11 pkt., 3/4 za trzy), Damian Jeszke (12 pkt., 3/4 za trzy) i Jakub Zalewski (11 pkt.). Fatalnie wypadli natomiast Gibson i Mirković, którzy wspólnie trafili tylko 2 z 11 rzutów.
Pierwsze minuty meczu były bardzo wyrównane – po pięciu minutach AZS prowadził nieznacznie z Rosą 10:9, a dobrze w mecz wszedł Qyntel Woods, który miał już na koncie 7 punktów. Po zejściu Szewczyka i Swansona inicjatywę przejęli goście – AZS nie zdobył punktów przez pięć kolejnych minut, notując aż siedem pudeł z rzędu, Rosa zaś zaliczyła w tym czasie serię 6:0 i wyszła na prowadzenie 15:10. Niemoc AZS-u przerwał wreszcie Dante Swanson, a na początku drugiej odsłony po dwóch kolejnych trafieniach Szymona Szewczyka AZS tracił już tylko punkt (17:18). W tym momencie jednak gospodarze ponownie się zacięli, nie mogąc zdobyć punktów przez kolejne trzy minuty (5 pudeł z kolei), goście zaś rzucili w tym czasie aż 7 (z czego 4 Jakub Zalewski) i przy stanie 25:17 dla Rosy czas zmuszony był wziąć Igor Milicić. AZS zaczął grać agresywniej zarówno w obronie, jak i w ataku, co przełożyło się na serię 7:2 i zmniejszenie straty do radomian do 3 punktów, przez co czas zmuszony był wziąć tym razem trener Wojciech Kamiński. Odpowiedź gości była błyskawiczna – szybkie 5:0 pozwoliło im odzyskać ośmiopunktowe prowadzenie, a gospodarze seryjnie pudłowali (kolejne 3 minuty bez punktów). Dopiero w ostatniej minucie pierwsze od dawna punkty zdobył Woods (trójka sprzed nosa Sokołowskiego), a trójkę równo z syreną kończącą pierwszą połowę trafił Devon Austin i po 20 minutach przewaga Rosy wynosiła już tylko 2 punkty (32:30).
AZS poszedł za ciosem także na początku trzeciej kwarty, po trafieniach Stelmacha i Swansona wychodząc na pierwsze od kilkunastu minut prowadzenie, ale odpowiedź Rosy była piorunująca – goście trafili trzy trójki z rzędu, a swój moment miał Robert Witka, który w dwie minuty rzucił 8 punktów. Z drugiej strony parkietu 7 punktami odpowiedział jednak Goran Vrbanc i AZS wyszedł na najwyższe w meczu, trzypunktowe prowadzenie (48:45). Czas wzięty przez trenera Kamińskiego podziałał jednak na gości motywująco – w trzy minuty zaliczyli serię 8:1 i wyszli na prowadzenie 53:49, gracze gospodarzy byli zaś bezradni po obu stronach parkietu. AZS zdołał wyrównać po trójce Mielczarka, a jako że przez ostatnie 90 sekund żadna z drużyn nie była w stanie zdobyć punktów, na 10 minut przed końcem meczu na tablicy widniał wynik po 53.
Ostatnią odsłonę AZS rozpoczął od trafień Swansona i Woodsa, co pozwoliło gospodarzom odskoczyć na 5 punktów. Potem w ciągu nieco ponad minuty miał miejsce mały festiwal trójek – na dystansowe trafienia Jeszke i Gibsona dwoma trafieniami zza łuku odpowiedział Artur Mielczarek, a po efektownej akcji Woodsa z Shermanem AZS wyszedł na najwyższe w meczu prowadzenie – 66:59 i czas zmuszony był wziąć trener Kamiński. Kolejny raz przyniosło to natychmiastowy skutek – 6 punktów z rzędu rzucił Damian Jeszke i goście tracili już tylko punkt.
Podrażnieni gospodarze odpowiedzieli jednak jeszcze efektownie – niesamowitą obroną popisywał się Mielczarek, a prowadzenie przez niesamowitego Gorana Vrbanca (trzy trójki z rzędu) Akademicy w niecałe 4 minuty zaliczyli nokautujący run 16:0 i na minutę przed końcem meczu wyszli na najwyższe, siedemnastopunktowe prowadzenie (82:65).
W samej końcówce Rosa próbowała jeszcze zmniejszyć straty, ale wynik na 87:69 ustalił ostatecznie celną trójką równo z syreną końcową Qyntel Woods i męczący się przez większość meczu gospodarze finalnie znokautowali ekipę z Radomia.
AZS potwierdził tym spotkaniem, że jest obecnie czołową ekipą ligi – nawet słabszy występ Szymona Szewczyka nie wpłynął na końcowy rezultat, świetnie spisali się bowiem Woods i Swanson, a kapitalnie na dystansie spisywał się Vrbanc, który wyrasta na czołową strzelbę ligi. Nie sposób nie zauważyć jednak Artura Mielczarka, którego kapitalna postawa w obronie miała decydujący wpływ na ostateczny wynik. W ekipie gości zauważalny był brak lidera, który wziąłby na siebie ciężar gry w decydujących momentach meczu – przeciętnie wypadł John Turek, a żadnego pożytku nie było z zagubionego Gibsona. Radomianie wciąż jednak pozostają w czołówce, AZS zaś przynajmniej do jutra będzie liderem ligi.