Problemem gospodarzy były jednak faule, które łapali w zastraszającym tempie. Na trzy minuty przed końcem pierwszej kwarty mistrz Grecji wyszedł na prowadzenie 14:13, z czego ostatnie sześć punktów zdobył po rzutach osobistych.
Ponieważ gra była co chwilę przerywana odgwizdywaniem kolejnych przewinień, Turów wyraźnie stracił swój rytm. Zawodnicy Panathinaikosu natomiast co chwilę stawali na linii osobistych i zdobywali łatwe punkty. W sumie Grecy z 25 zdobytych w pierwszej kwarcie oczek, aż 14 uzyskali po rzutach osobistych przy tylko dwóch Turowa. Mistrzowie Polski mieli za to już 13 przewinień.
W drugiej kwarcie arbitrzy byli bardziej wyrozumiali, nie gwizdali tak często i gra stała się płynniejsza. Zespół ze Zgorzelca nie zdołał już jednak odzyskać swojego rytmu i każdy zdobyty punkt przychodził mu z wielkim trudem. Wynikało to także ze świetnej gry rywali w obronie, którzy pressingiem zmuszali koszykarzy Turowa do oddawania rzutów z nieprzygotowanych pozycji.
Na dwie minuty przed końcem tej odsłony spotkania fatalny błąd popełnił Filip Dylewicz, który chcąc szybko zagrać po obwodzie podał wprost w ręce Nikosa Pappasa, który nie miał problemu z wykończeniem kontry. W tym momencie było już 29:41.
Mistrzowie Polski sami ułatwiali zadanie rywalom w defensywie, bo grali za wolno. Od początku trzeciej kwarty trener Rajkovic krzyczał do swoich zawodników, aby szybciej wyprowadzali ataki i zaczęło to przynosić efekt, bo przewaga Panathinaikosu przestała rosnąć.
Turów nie mógł jednak się zbliżyć do rywali, bo na skuteczną akcję Grecy odpowiadali tym samym. Kibice za to zaczęli oglądać zagrania rodem z NBA. Kiedy Taylor dalekim lobem podał piłkę Chrisowi Wrightowi, a ten efektownie wpakował ją do kosza, po hali rozniósł się głośny głos zachwytu. Zagranie to ci sami zawodnicy powtórzyli jeszcze w końcówce kwarty, ale w tym momencie było już praktycznie po emocjach.
Panathinaikos prowadził 60:49 i trudno było wierzyć, że w ostatnich dziesięciu minutach mistrz Polski zdoła odrobić taką stratę. Koszykarze Turowa starali się jeszcze walczyć, grać szybko i szukać pod koszem Damiana Kuliga. Ten jednak nie miał łatwego życia, bo jak tylko dostawał piłkę, był podwajany i niewiele mógł zdziałać. Po akcji za trzy Nikosa Pappasa Grecy na sześć minut przed ostatnim gwizdkiem sędziów prowadzili już 71:55 i to był już definitywny koniec marzeń polskiego zespołu o korzystnym wyniku.
PGE Turów Zgorzelec – Panathinaikos Ateny 69:79 (22:25, 11:19, 18:17, 18:18)
PGE Turów Zgorzelec: Tony Taylor 13, Chris Wright 13, Damian Kulig 11, Michał Chyliński 8, Mardy Collins 6, Uros Nikolic 6, Vlad-Sorin Moldoveanu 5, Jakub Karolak 5, Ivan Zigeranovic 2, Nemanja Jaramaz 0, Filip Dylewicz 0.
Panathinaikos Ateny: Loukas Mavrokefalidis 21, James Gist 16, Nikos Pappas 14, Janis Blums 6, Vlantimir Giankovits 6, Dimitris Diamantidis 6, Julian Wright 5, Esteban Batista 4, Eleftherios Bochoridis 1, A.J. Slaughter 0, Vasileios Charalampopulos 0.
źródło: PAP
1 komentarz