Łukasz Koszarek pokazał znów ,że nie na darmo nazywa się go najlepszym rozgrywającym PLK. Numer jeden atakujący Mistrzów Polski nawiązał do swojego pierwszego występu w serii przeciwko Treflowi i znów utarł nosa swojej ex drużynie. Równie solidnie prezentował się Przemysław Zamojski, który nie zapomniał swoich ulubionych klepek w parkiecie Ergo Areny i w trzeciej kwarcie popisał się nawet akcją '3+1′. Ogólnie rzecz biorąc, to po bardzo jednostronnym widowisku, zwłaszcza w drugiej połowie, Mistrzowie Polski łatwo ograli gospodarzy. Zespół Mihailo Uvalina jest już o jeden krok o ponownego awansu do finału PLK.
Oglądając spotkanie numer trzy, gdzie wydawało się ,że to Trefl powinien dążyć do przejęcia kontroli nad meczem i przechylenie losów serii na swoją korzyść, miałem wrażenie, iż gospodarze wzięli sobie przed meczem, mocno do serc, fragment „Reduty Ordona” – „nam strzelać nie kazano…”
Trefl w swojej hali rzucił 69 pkt , tracąc aż 93. Gracze trenera Dariusa Maskoliunasa trafiali tylko na 44% rzutów z gry oraz blisko 28% wskaźniku rzutów zza łuku. Niechlubnym bohaterem potyczki okazał się Amerykanin Lance Jeter, notujący 0/11 z gry!! Drugi z Amerykanów, mający – wydawałoby się – spory wpływ na wydarzenia podkoszowe – Yemi Gadri-Nicholson – wyglądał jakby ktoś w nocy ukradł mu całą moc (koszykarze Stelmetu?). Nicholson nie stanowił żadnego zagrożenia w ataku, w obronie był zawsze o jedno tempo za atakującym, a kiedy w czwartej kwarcie uciekł mu sprzed nosa Łukasz Koszarek, można było odnieść wrażenie, że polski rozgrywający brał lekcje biegania u Usaina Bolta…(ale to Nicholson poruszał się żółwim tempem).
Po drugiej stronie, odrodzeni Mistrzowie Polski, zdeterminowani do odrobienia strat czyli przegranego na własnym parkiecie spotkania. Szalejący Łukasz Koszarek nie tylko zanotował 21pkt i 7as, ale również wymusił 9 fauli rywali i przy tym w dość łatwy sposób znajdujący luki w obronie miejscowych. Dalej, bardziej skuteczny z dalekiego dystansu Przemysław Zamojski (3/4), wyraźnie zmobilizowany by w jak najlepszy sposób zaprezentować się swojej niedawnej publiczności.
Trzecia kwarta okazała się momentum tego meczu, kiedy Trefl zmarnował kolejne okazje na zmniejszenie dystansu poniżej 4 punktów. Wówczas do akcji wkroczyli byli gracze trójmiejskich ekip – Koszarek, Zamojski i Hrycaniuk. Ich udane zagrania oraz punkty przy dobrze zorganizowanych akcjach zespołu przyjezdnego zbudowały 17-punktową zaliczkę a przewaga gości urosła do tego stopnia, iż nikt śledzący spotkanie nie wierzył w cudowny „come back” Trefla.
Pochwalić należy też duet podkoszowych Stelmetu, głównie za atak, regularnie trafiającego z 4 metra Vladimira Dragicevića, oraz lubiącego przymierzyć z dalekiego dystansu Craiga Brackinsa. Obaj stanowili zbyt wielką siłę dla wysokich Trefla ,a także nie mieli problemów ze zdobywaniem punktów (obaj po 18). Jedyną przeciwwagą starał się być Milan Majstorović, ale jego akcji było dziś jak na lekarstwo dla kulejącego w ataku finalisty sprzed 2 lat.
Za 48h czeka nas rewanż w Ergo Arenie i ciekawe czy Darius Maskoliunas uleczy atak i obronę Trefla?
Wynik: Trefl Sopot – Stelmet Zielona Góra 69:94 (21:26, 19:21, 13:23, 16:24)
Trefl: Michał Michalak 12, Adam Waczyński 12, Milan Majstorovic 12, Paweł Leończyk 11, Simas Buterlevicius 8, Yemi-Gadri Nicholson 4, Lance Jeter 3, David Brembly 3, Krzysztof Roszyk 2, Marcin Stefański 2, Sarunas Vasiliauskas 0, Łukasz Jaśkiewicz 0.
Stelmet: Łukasz Koszarek 21, Craig Brackins 18, Vladimir Dragicevic 18, Przemysław Zamojski 16, Marcus Ginyard 6, Kamil Chanas 4, Christian Eyenga 3, Adam Hrycaniuk 2, Aaron Cel 2, Marcin Sroka 2, Marcin Kucharek 2, Mantas Cesnauskis 0.
Stan rywalizacji : 1-2 dla Stelmetu