Spełniły się wszystkie przedmeczowe założenia, o których pisałem w zapowiedzi tej serii. Stelmet wykorzystał dzisiaj swoją głębię składu oraz ogromną przepaść jaka dzieli wysokich graczy Asseco od Vladimira Dragicevicia i rozgromił na własnym boisku rywali z Gdyni w pierwszym spotkaniu ćwierćfinałowym aż 84:66. Na ogromne słowa uznania zasługuje Christian Eyenga, który już po pierwszych 10 minutach gry wybił AJ Waltonowi koszykówkę z głowy i tym samym zabił grę ofensywną całego zespołu Asseco. Trener Uvalin praktycznie już w drugiej kwarcie mógł swobodnie rotować składem i tak właśnie zrobił. Rezerwowi gracze Stelmetu także nie zostawili rywalom żadnych złudzeń i to Mistrzowie Polski prowadzą w tej serii 1-0 i chyba tylko cud może sprawić, żeby zespół z Gdyni w niedziele wyrównał stan rywalizacji.
Trener Mihailo Uvalin już od pierwszej minuty dał jasny sygnał, że zamierza wykorzystać przewagę swojego zespołu w trumnie i wysłał na parkiet pierwszą piątkę złożoną z Koszarka, Zamojskiego, Eyengi, Brackinsa i Dragicevicia. Rzadko w tym sezonie mogliśmy oglądać taki zestaw po stronie Mistrzów Polski, ale trzeba przyznać, że była to dobra decyzja, bo ani Galdikas ani Dimitriew nie nadążali za Dragiceviciem, a Eyenga był 'plastrem’ desygnowanym do zatrzymania znacznie mniejszego AJ Waltona. Początek meczu należał do Stelmetu (głównie za sprawą Dragicevicia), ale goście z Gdyni dzielnie dotrzymywali kroku gospodarzom i swoimi zespołowymi akcjami napsuli im sporo krwi. Z biegiem czasu jednak obrona Stelmetu popełniała coraz mniej błędów, a Asseco nie było w stanie zatrzymać liderów rywali. Przez to na 2 minuty przed końcem pierwszej kwarty celne akcje zanotowali Zamojski i Eyenga, a zielonogórzanie wyszli na pierwsze w tym spotkaniu – dwucyfrowe prowadzenie. W końcówce przypomniał jeszcze o sobie Craig Brackins i po po jego oczkach Stelmet wygrywał 24-10 po 10 minutach gry. Na ogromne wyróżnienie zasługuje w tym miejscu Christian Eyenga, który nie pozwolił Waltonowi zdobyć choćby punktu i tym samym cała ofensywa Asseco stanęła w miejscu.
Początek drugiej kwarty nie zmienił nam obrazu gry. Stelmet grał o dwa tempa szybciej i był po prostu znacznie lepiej zorganizowaną drużyną po obu stronach parkietu. Bezlitosny był Dragicevic, a pierwszym celnym rzutem zza łuku w tym meczu popisał się Zamojski i gospodarze bez najmniejszych problemów utrzymywali 15-punktowe prowadzenie. Trafienie tego drugiego otworzyło worek z trójkami i kolejne celne próby Cesnauskisa i Ginyarda sprawiły, że w połowie drugiej części gry Stelmet prowadził już różnicą 24 oczek (!!!!!). Asseco nie miało żadnego pomysłu na grę i gdyby nie celne akcje Frasunkiewicza to przewaga zielonogórzan byłaby jeszcze większa. Kompletnie wyłączony z gry został AJ Walton i tym samym zespół z Gdyni wyglądał jakby ktoś odciął im prąd. Stelmet grał prostą koszykówkę – skuteczna obrona nakręcała szybki atak, a w ustawieniu pozycyjnym koszykarze Asseco nie byli w stanie ustać dobrze dysponowanym dzisiaj rywalom. Do przerwy zielonogórzanie prowadzili 52-25 i w pełni kontrolowali przebieg tego spotkania.
W zasadzie Stelmet zamknął to spotkanie w 20 minut i chyba nawet najwięksi fani Asseco nie wierzyli, że ich ulubieńcy będą w stanie odwrócić losy tego spotkania i wygrać z tak grającym Stelmetem.
Nadzieje przynajmniej na chwilę mógł przywrócić im początek trzeciej kwarty. Asseco zaczęło tą część spotkania od runu 7-0 co oczywiście było zasługą AJ Waltona, który nieco się obudził i pokazał próbkę swoich umiejętności w defensywie, a na punkty zamienił to Fiodor Dimitriew. Stelmet wyszedł z szatni mocno zaspany i dopiero po kilku minutach Mistrzowie Polski otrząsnęli się i doprowadzili do remisu w tej kwarcie. Atakiem zielonogórzan kierował najskuteczniejszy w dzisiejszym dniu duet – Dragicevic-Eyenga. Trzeba jednak przyznać, że gra mocno się ożywiła i wreszcie w Zielonej Górze mieliśmy jakieś emocje. Co prawda Asseco wciąż było bardzo daleko od tego, żeby myśleć chociażby o remisie, ale pobudka Waltona i Szczotki znacznie rozruszała grę ich zespołu. Goście zdołali zremisować trzecią część gry w stosunku 18-18 i dzięki temu przewaga Stelmetu nie zwiększyła się – po 30 minutach gry Mistrzowie Polski prowadzili 70-43.
Także i start czwartej części gry należał do gości, którzy zaliczyli drugi w tym meczu większy run – tym razem 8-0 i sprawili, że przewaga Stelmetu stopniała nawet do 17 punktów. Asseco zaczęło wykorzystywać przewagę wzrostu Galdikasa i fakt, że Adam Hrycaniuk nie do końca radził sobie z wyższym przeciwnikiem. Trener Uvalin praktycznie całą czwartą kwartę mocno rotował składem i w pewnym momencie na boisku w barwach Stelmetu zameldowało się pięciu Polaków (MOŻNA?! 🙂 ). Asseco mocno przyśpieszyło i nie pozwalało rywalom na powiększanie przewagi, ale także samo nie było w stanie zbliżyć się w znaczącym stopniu do Mistrzów Polski. Warto odnotować, że Vlado Dragicevic nie wyszedł już w 4 kwarcie na boisko. Stelmet bezpiecznie dowiózł prowadzenie do końca spotkania i nawet pobudka gości nie była w stanie zmienić losów tego spotkania.
Stelmet Zielona Góra – Asseco Gdynia 84:66
(24-12, 28-13, 18-18, 14-23)
Stelmet: Dragicevic 21, Eyenga 14, Koszarek 11 (13 asyst), Zamojski 8, Sroka i Brackins po 6, Chanas 5 , Ginyard 4, Cel 4, Hrycaniuk 2, Cesnauskis 3.
Asseco: Galdikas 18 (11 zbiórek), Dimitriew 11, Frasunkiewicz 8, Walton 8, Seweryn 5, Matczak i Żołnierewicz po 4, Kowalczyk 2.
Po meczu długo w sali CRS leciała piosenka, która będzie chodzić za AJ Waltonem i pewnie przez najbliższe dni będzie kojarzyła się z Christianem Eyengą.