Za nami 7 kolejka górnej szóstki i trzeba sobie powiedzieć, że jedna z nudniejszych w drugiej fazie sezonu. Emocje mieliśmy tylko w Sopocie, gdzie Trefl musiał uznać wyższość Turowa mimo, że do przerwy prowadził różnicą 11 punktów. Tak ciekawie nie było już w Radomiu, gdzie przetrzebiona kontuzjami Rosa dostała solidne baty od Czarnych Słupsk, ani w Zielonej Górze, gdzie gospodarze nie dali żadnych szans gościom z Włocławka. Po 22 kolejkach na czele stawki ciągle Turów, który uzbierał 51 punktów. Drugi jest Stelmet z taką samą ilością oczek. Podium uzupełnia Trefl Sopot z dorobkiem 38 oczek, a za nim kolejno Anwil, Energa i Czarni. Wszystko zmienić może się już w najbliższą sobotę, kiedy to Turów podejmie Rosę, Czarni zagrają z Anwilem, a do Zielonej Góry zawita Trefl.
Trefl Sopot – PGE Turów Zgorzelec 89:94
(22:20, 30:21, 17:22, 20:31)
Po pierwszych 20 minutach gry wydawało się, że Treflowi w tym spotkaniu nic złego stać się nie może. Bardzo równo grała pierwsza piątka gospodarzy – sopocianie mądrze zatrzymywali szybki atak rywali i pewnie szli po swoje czwarte z rzędu zwycięstwo. Co prawda lepiej w to spotkanie weszli goście, którzy za sprawą w dużej mierze Filpa Dylewicza prowadzili 12-4, ale później do głosu doszedł Trefl i odpłacił się wicemistrzom Polski z nawiązką. Także w drugiej kwarcie znacznie lepiej wyglądali sopocianie, którzy kontrolowali tempo spotkania i stopniowo powiększali swoją przewagę. Duża przewaga w zbiórkach i mądra gra do kosza sprawiała, że do przerwy Trefl wygrywał aż 52:41.
Początek drugiej części gry nie zapowiadał zmiany, bo pierwsze 5 minut znowu należało do gospodarzy, którzy zagrali agresywnie w obronie i odskoczyli na jeszcze większą odległość. Niestety później z Trefla zeszło powietrze, a do gry wracał powoli Turów, który grał coraz skuteczniej w ataku i szczelniej w defensywie. Sopocianie dzielnie walczyli, ale pozwolili rozpędzić się rywalom co nie skończyło się dla nich dobrze. Świetny moment zaliczył J.P Prince, a kolejny bardzo dobry mecz rozegrał skreślony przez wielu Mike Taylor i za sprawą tych dwóch panów zgorzelczanie dopięli swego i dogonili gospodarzy. Jak zawsze celnie grał Damian Kulig, a koszykarze Trefla czuli jak tracą grunt pod nogami. W końcówce wicemistrzowie Polski byli już bezlitośni i ostatecznie odrobili 20-punktową stratę i wygrali w Sopocie z Treflem 94:89. Podopieczni Rajkovicia kolejny raz udowodnili, że swoim szybkim atakiem i mądrą obroną potrafią odrobić każdą stratę.
Najlepsi strzelcy:
Turów: Dylewicz 18, Prince 17, Kulig i Taylor po 16
Trefl: Waczyński 16, Leończyk 15, Vasiliauskas 11,
Stelmet Zielona Góra – Anwil Włocławek 83:66
(21:20, 28:12, 21:14, 13:20)
Zielonogórzanie po porażce z Turowem wracali do własnej hali, żeby zrehabilitować się przed swoimi kibicami i pewnie pokonać Anwil. Zgodnie z przedmeczowymi zapowiedziami włocławianie nie byli w stanie nawiązać walki z ekipą Mistrzów Polski i tylko w pierwszej kwarcie stawiali opór rywalom. Później Stelmet wrzucił wyższy bieg i spokojnie uzyskał bezpieczną przewagę, której nie oddał już do końca. Anwilowi nie pomogła nawet wygrana końcówka, bo podopieczni Mihailo Uvalina uciekli na zbyt daleki dystans, żeby myśleć o zwycięstwie.
Gospodarze zagrali bardzo zespołowo o czym świadczy zarówno liczba 21 asyst jak i fakt, że żaden z koszykarzy Stelmetu nie przekroczył granicy 15 punktów, ale za to każdy dołożył swoją cegiełkę do tego zwycięstwa (nie licząc Kucharka i Ponitki, którzy na parkiecie byli tylko chwilę). 7-osobowa rotacja Anwilu to było dzisiaj zbyt mało, żeby pokonać Mistrzów Polski i wywieźć z Zielonej Góry 2 punkty. Skutecznie grał Piotr Pamuła i Jordan Callahan, ale Anwil nie był w stanie zatrzymać w obronie mądrze grającego Stelmetu. Kompletnie nie mógł odnaleźć się Paul Graham, który przestrzelił wszystkie 5 rzutów z gry i ostatecznie zapisał na swoim koncie tylko 1 punkt. Na brawa zasłużyli gospodarze, którzy nie zostawili złudzeń ekipie z Włocławka i dopisali do swojego dorobku kolejne 2 oczka.
Najlepsi strzelcy:
Stelmet: Zamojski 15, Dragicevic 12, Hrycaniuk 10.
Anwil: Pamuła 18, Callahan 16, Kostrzewski 9.
Rosa Radom – Energa Czarni Słupsk 57:38
(12:23, 24:15, 11:27, 10:18)
Bez kontuzjowanego Kirka Archibeque’a oraz Huberta Radke radzić musieli sobie gospodarze i niestety także tym razem musieli uznać wyższość rywali zaliczając 3 porażkę z rzędu. Po przespanej pierwszej kwarcie Rosa wróciła do gry w drugiej ćwiartce i dogoniła Czarnych, ale na nic więcej koszykarzy z Radomia nie było dzisiaj stać. Po przerwie słupszczanie wrzucili wyższy bieg i odjechali gospodarzom za sprawą Karola Gruszeckiego, który rozgrywał najlepszy mecz sezonu i zdobywał punkty na wszystkie możliwe sposoby, trafiając aż 5 razy zza łuku.
Radomianie kompletnie nie mieli pomysłu na grę w ataku i jedyną opcją ofensywną był Korie Lucious. Najlepiej świadczy o tym fakt, że rozgrywający Rosy zakończył spotkanie z dorobkiem 27 punktów, a żaden inny zawodnik z Radomia nie był w stanie przekroczyć granicy 10 oczek. Czarni oprócz wcześniej wspomnianego Gruszeckiego mogli liczyć także na swojego lidera – Rodericka Trice’a. Warto odnotować także, że na parkiecie pojawił się 18-letni Wojciech Jakubiak, dla którego był to dopiero szósty epizod na boiskach TBL.
Najlepsi strzelcy:
Rosa: Lucious 27, Adams 9, Dłoniak 6
Czarni: Gruszecki 19, Trice 14, Hulls 13.
MVP kolejki: Filip Dylewicz
Piątka kolejki: Korie Lucious – Przemysław Zamojski – Karol Gruczyński – Filip Dylewicz – Vladimir Dragicevic
2 komentarze/y