Jak wisienkę na torcie dostaliśmy pojedynek Stelmet Zielona Góra – Turów Zgorzelec. Drużyny bowiem stoczyły walkę o żółtą koszulkę lidera na zakończenie pierwszej części sezonu zasadniczego. Kiedy obie drużyny spotkały się w Zgorzelcu, górą była drużyna gospodarzy, która całkowicie zdominowała Mistrzów Polski i wygrała różnicą ponad 20 punktów.
Również ten mecz ułożył się po myśli Zgorzelczan, którzy wygrywając 90:84 zaliczyli 11 z rzędu zwycięstwo i znaleźli się na czele tabeli Tauron Basket Ligi.
Bardzo dobrze spotkanie rozpoczęli koszykarze Turowa Zgorzelec. Już w pierwszej akcji Zgorzelczan trafienie zaliczył Filip Dylewicz, a chwilę później bardzo dobra obrona Zigeranovica zaowocowała kontrą, którą punktami zakończył Jakub Karolak. W końcu jednak skuteczną akcją popisali się gospodarze, którzy od samego początku sprawiali wrażenie lekko poddenerwowanych. Chaos udzielił się również podopiecznym Rajkovica. Gra choć dynamiczna pełna była błędów. Obie drużyny miały ogromne problemy z rzutami zza łuku. Po 2 niecelne próby zaliczyli Zamojski i Prince, a raz mylił się Eyenga. Po raz pierwszy zielonogórskiej publiczności zaprezentował się Terrell Stoglin. Amerykanin choć nie zabłysnął w defensywie, znacznie ustępując Tony’emu Taylorowi, to o wiele lepiej poradził sobie w ataku. Stoglin trafiając na kilka sekund przed syreną dał swojej drużynie prowadzenie 21:19 na koniec pierwszej kwarty.
Drugą część spotkania lepiej zaczęli gospodarze. Swoje rzuty trafiali Chanas i Eyenga, a Stelmet w końcu odskoczył na kilka punktów. Mistrzom Polski jednak nie dawał rozpędzić się Damian Kulig, który z wielką chęcią wykorzystywał defensywne braki Brackinsa. Choć gra Turowa była bardzo niepoukładana a ich akcje często były przypadkowe, to o dziwo zazwyczaj kończyły się celnymi rzutami. Zgorzelczanie dzięki temu „trzymali dystans” i nie dali odskoczyć swoim rywalom.
Druga połowa to całkowicie inne widowisko. Obie ekipy zapanowały nad panującym chaosem i zaczęły grać poukładane akcje, którym nie brakowało jednak dynamiki i agresji. Dodatkowo zarówno Stelmet jak i Turów poprawili skuteczność rzutów za trzy. Dwie celne trójki zaliczył Aaron Cel, a jedną w odpowiedzi dorzucili Kulig i Prince. To właśnie trzypunktowy rzut J.P Prince’a dał Zgorzelczanom sygnał do ataku. Bardzo dobra obrona zaowocowała możliwością zagrania szybkim atakiem. To właśnie dzięki grze z kontry koszykarze Turowa Zgorzelec zaliczyli serial punktowy 14:2 i wyszli na siedmiopunktowe prowadzenie. Rozpędzoną drużynę gości zatrzymał dopiero wchodzący z łąwki Terrell Stoglin, który najpierw wykorzystując dobrą zasłonę Vlado Dragicevica zdobył łatwe punkty spod kosza, a chwilę później do swojego konta dopisał celny rzut zza linii 6.75m.
W końcu do głosu doszli gospodarze. Bardzo mocna obrona i 5 punktów z rzędu Craiga Brackinsa znacznie zmniejszyły przewagę Turowa. Choć dwie kolejne, udane akcje Prince’a po raz kolejny pozwoliły podopiecznym trenera Rajkovica uciec na w miarę bezpieczne 8 punktów. Koszykarze Stelmetu nie zamierzali odpuścić i po trafieniach Cela i Dragicevica zbliżyli się do przeciwników na 2 oczka. Celnie za 2 odpowiedział Taylor, a 1 punkt linii rzutów osobistych dołożył Dragicevic. Piąte przewinienie złapał w międzyczasie Przemysław Zamojski. Na 15 sekund przed końcem spotkania przy wyniku 86:81 na korzyść drużyny gości rzut trzypunktowy przestrzelił Kamil Chanas i było praktycznie pewne, że zwycięstwo i tym samym fotel lidera przed grą „w szóstkach” wywiezie Turów Zgorzelec.