Patrząc na końcowy wynik uważać muszą wszyscy ci, którzy nie oglądali dzisiejszego spotkania. Emocje mielismy w Zgorzelcu dopiero w drugiej połowie, bo w pierwszej Radomianie ucięli sobie 20 minutową drzemkę, podczas której grali na 15 procentowej skuteczności i zdołali rzucić raptem 23 punkty. Na szczęście po przerwie oglądaliśmy już Rosę, którą chcemy oglądać. Turów zlekceważył rywali i pozwolił im na odrobienie 22-punktowej straty. Szczęście w końcówce (i głupota Luciousa) stało jednak po stronie gospodarzy i dzięki temu podopieczni Miodraga Rajkovicia wygrali 7 mecz z rzędu w TBL! Ostatnią porażkę zaliczyli w grudniu, a przed nimi spotkania, w których także będą faworytami.
Spotkanie lepiej rozpoczeli gospodarze, którzy konsekwentnie szukali w pomalowanym Ivana Zigeranovicia. Rosa musiała od początku spotkania zacieśniać pole 3 sekund, przez co więcej miejsca mieli obwodowi Turowa. Pewnie wykorzystał to J.P Prince, który szybko zdobył 6 oczek z rzędu, a po jego efektownym wsadzie przewaga zgorzelczan wzrosła do 11 punktów. Chwilę później skrzydłowy Turowa dołożył piękną trójkę, a Damian Kulig popisał się potężnym blokiem na Kimie Adamsie. W kolejnej akcji Kulig dołożył akcję 2+1, a koszykarze Rosy stali w obronie jak zaczarowani. Jeszcze gorzej było na atakowanej części parkietu, bo większość ich rzutów nie znajdowało drogi do kosza (żadnego celnego rzutu za 2 w tej kwarcie). Koszykarze Turowa wygrywali po 10 minutach aż 26 – 8 (!!!) i szybko dali do zrozumienia, że to oni dzisiaj będą rozdawać karty.
Druga kwarta nie zmieniła nam obrazu gry, a celna trójka Damiana Kuliga sprawiła, że przewaga Turowa wynosiła już ponad 20 punktów. Radomianie ciągle nie potrafili trafić za 2 punkty, a wszystkie rzuty zza łuku (oprócz trójki Majewskiego) także omijały obręcz. Rosa rzucała dzisiaj na tragicznej skuteczności, a Turów grał z kontry – czyli tak jak lubi najbardziej. Wreszcie po 15 minutach pierwszy rzut za 2, a 3 rzut z akcji (pachnie jakimś rekordem) trafił Jakub Dłoniak. Nie otworzyło nam to jednak spotkania, bo przewaga zgorzelczan ciągle wynosiła 20 punktów i Rosa miała ogromne problemy po obu stronach parkietu. Z parkietu zszedł jednak Damian Kulig i wtedy Kirk Archibeque zaczął wykorzystywać swoją przewagę nad Ivanem Zigeranoviciem. Na nic się to jednak nie zdało, bo kolejne punkty zdobywał Tony Taylor i J.P Prince. Po dwóch kwartach zgorzelczanie byli zdecydowanie lepsi, o czym najlepiej świadczy wynik – 42-23. Warto dodać, że autorem 10 z tych 23 oczek był Jakub Dłoniak, a w pierwszej połowie Rosa rzucała ze skutecznością na poziomie 15%.
Na szczęście po powrocie na parkiet goście nieco się obudzili i dzięki dobrej dyspozycji Kirka Archibeque’a ich strata powoli malała. Chwilę później tragiczna stratę popełnił J.P Prince, a Robert Witka trafił zza łuku i Turów wygrywał już tylko 42-32. Miodrag Rajkovic zaczął nerowow spoglądać na swoich zawodników, a celna trójka Jakuba Dłoniaka sprawiła, że Rosa zmniejszyła straty do jednocyfrowej liczby. Wreszcie na dobre otworzyło nam się to spotkanie, a na małą wymianę ciosów pozwolił sobie Jakub Karolak(2 trójki i 2 piękne zagrania) i Korie Lucious. O ile goście nie mogli dzisiaj wstrzelić się z pomalowanego, to rzuty zza łuku zaczęły im regularnie wpadać. Sędziowie byli dzisiaj bardzo czuli, a gracze ze Zgorzelca zbyt często próbowali zatrzymywać akcje rywali rękami. Po 4 faule złapali J.P Prince i Mike Taylor, a radomianie coraz częściej stawali na linii rzutów wolnych. W końcówce z dobrej strony pokazał się Łukasz Majewski i po 3 kwartach Rosa przegrywała już tylko 47-53 i mieliśmy nadzieję, że spotkanie zaczyna nam się praktycznie od początku.
Te słowa potwierdził Jakub Dłoniak, który otworzył czwartą ćwiartkę pięknym rzutem za trzy sprzed nosa Karolaka i sprawił, że jego zespół złapał rywali na dystans 4 punktów. Chwilę później głupotą popisał się faul techniczny złapał Ivan Zigeranovic. Obie ekipy zaliczyły kilkuminotwy przestój w ofensywie. Niemoc przełamał jednak Korie Lucious, którego celny rzut za 3 sprawił, że radomianie doprowadzili do remisu, odrabiając 22-punktową stratę! Problemy Turowa na tym się nie kończyły, bo bezsensownym faulem w ataku popisał się J.P Prince, a ponieważ było to jego 5 przewinienie, musiał opuścić parkiet na 4 minuty przed końcem spotkania. Rosa poszła za ciosem i po celnych rzutach Archibeque’a oraz Majewskiego wyszła na pierwsze w tym spotkaniu prowadzenie. Zgorzelczanie przez 7 minut gry w 4 kwarcie potrafili zdobyć…2 punkty. Dzięki niesamowitej waleczności Krestininiego Turów doprowadził do remisu. Chwilę później byliśmy świadkami małego konkursu rzutów za trzy. 2 trójki trafił Łukasz Majewski( pierwsza to pewniak do top10 sezonu), ale tym smaym odpowiadali mu Dylewicz i Kulig. Na 30 sekund przed końcem spotkania mieliśmy remis, a piłka trafiła w ręce Tony’ego Taylora. Amerykanin świetnie spenetrował do kosza i zamienił to posiadanie na 2 punkty.
Radomianie mieli 17 sekund, zeby doprowadzić przynajmniej do dogrywki, ale piłka w ich posiadaniu była tylko przez 2 sekundy, bo fatalną stratę zaliczył Lucious. Na ich szczęście błąd 5 sekund popełnił Filip Dylewicz (dosyć kontrowersyjny gwizdek), ale i w swojej drugiej szansie Rosa nie potrafiła wyrównać stanu rywalizacji, bo piłkę zgubił tym razem Jakub Dłoniak. Do trzech razy sztuka. Tony Taylor trafił tylko jeden rzut wolny i Rosa miała 5 sekund żeby doprowadzić do wyrównania. Z bardzo ciężkiej i nieprzygtowanej pozycji musiał jednak rzucać Łukasz Majewski i także jego próba okazała się pudłem. Turów pokonał Rosę 68-65, ale należy mu się wielki kubeł zimnej wody za roztrwonienie 22-punktowej przewagi.
PGE Turów Zgorzelec – Rosa Radom 68-65
(26-8, 16-15, 11-24, 15-18)
Turów: T. Taylor 16, Kulig 14, Karolak 14, Prince 12, Dylewicz 5, M. Taylor 3, Zigeranovic 3, Krestinin 1.
Rosa: Majewski 16, Dłoniak 15, Lucious 13, Archibeque 10 (14 zbiórek), Witka 9, Łączyński 2.