Tym razem kibice, którzy przybyli w środowy wieczór do hali przy ulicy Maratońskiej mogą być zadowoleni. Wynik spotkania był niewiadomą praktycznie przez 40 minut, a ich ulubieńcy potrafili podnieść się z kolan, na których wylądowali już w pierwszej kwarcie spotkania. Osłabieni brakiem Kirka Archibeque’a koszykarze z Radomia postawili dzisiaj twarde warunki, ale nie mieli pomysłu na zatrzymanie tria Łukasz Wiśniewski-J.P Prince-Damian Kulig. Turów kolejny raz zagrał fatalnie na dystansie (3/17), ale uratowała ich skuteczna gra w pomalowanym. Gościom do wygranej nie wystarczyło nawet 18 oczek zdobytych przez ich lidera – Luciousa. Gospodarze pokonali ostatecznie rywali z Radomia 83:80 i tym samym zapewnili sobie awans do Final Four IBC.
Początek spotkania to zdecydowana przewaga gości, którzy wyszli na parkiet zdecydowanie bardziej zmotywowani i „nabuzowani” poztywną energią niż gospodarze. Turów grał ospale, popełniał proste straty, a co ważniejsze nie potrafił zorganizować się w obronie. Szybko wykorzystała to Rosa, która wuczyła pismo nosem i poszła za ciosem. Punkty dla swojego zespołu zdobywał Robert Witka do spółki z Korie Lucious’em i Łukaszem Majewskim. Podopieczni Miodraga Rajkovicia nie potrafili otworzyć się w ataku i pudłowali na potęge – najczęściej z dystansu. Kolejny raz brakowało im skutecznych wjazdów pod kosz, które zmusiłyby gości do rotacji w obronie. Rosa grała jednak swoje, a nie do zatrzymania był Robert Witka, który trafił w tej kwarcie 3 razy zza łuku i zapisał na swoim koncie 11 oczek w pierwszej odsłonie!! Po punktach Damiana Jeszke przewaga gości wzrosła do 13 punktów i wszyscy na Maratońskiej przecierali oczy ze zdumienia. W końcówce Turów powoli się budził, ale to Rosa wciąż utrzymywała prowadzenie i po 10 minutach gry wygrywała 22-13.
W drugiej kwarcie wszystko zaczynało jednak wracać do normy, a to zasługa głównie Damiana Kuliga, któy jak zawsze był niezawodny. Gospodarze konsekwentnie dogrywali piłki do swojego centra, a ten zamieniał akcje na punkty, wymuszając przy tym faule rywali. Szybko dwa przewinienia złapał Hubert Radke i brak Kirka Archibeque’a był aż nadto widoczny. Rosa nie grała już tak pewnie jak jeszcze kilka minut temu, a Turów nabierał wiatru w żagle. Swoimi firmowymi akcjami w obronę rywali wjeżdżał Łukasz Wiśniewski i z każdą akcją przewaga gości malała. W końcówce drugiej kwarty swoje show zaczął J.P Prince, który zdobył 6 punktów z rzędu i doprowadził do 2 w tym spotkaniu remisu. Ostatnie posiadania pierwszej części gry to jednak genialny wjazd pod kosz Luciousa zakończony akcją 2+1. Turów wygrał drugą odsłonę gry, ale w ogólnym rozrachunku ciągle lepsza była Rosa, która prowadziła 38-36.
Trzecia część spotkania to typowa gra punkt za punkt. Gospodarze zaczęli kontrolować tempo gry, ale nie potrafili z tym nic zrobić. Każda próba ucieczki na kilka punktów spotykała się z natychmiastową odpowiedzią podopiecznych trenera Kamińskiego. Turów ciągle nie może odblokować się na dystansie i kolejny raz ich niecelne rzuty zza łuku mogły doprowadzić do przegranej. Rosa ciągle walczyła i potrafiła wykorzystać mankamenty w grze gospodarzy, ale zgorzelczanie nie dawali już rywalom tak łatwych pozycji rzutowych. Dobrze spisywał się J.P Prince – autor 8 oczek w tej kwarcie, oraz Damian Kulig, przez którego przechodziła większość akcji gospodarzy. Rosa miała problemy z obroną w pomalowanym i gdyby nie fatalna skuteczność Turowa z dystansu, kto wie czy emocje nie skończyłyby się nam już po 3 kwarcie. Na szczęście dla widowiska tak nie było, a po 3 kwartach to ciągle goście wygrywali, ale tym razem już minimalnie, bo tylko 61-62.
W decydującej kwarcie tego spotkania obraz gry się nie zmienił i dalej raz na prowadzeniu był Turów, żeby chwilę później znowu gonić wynik. Przełom nastąpił dopiero w połowie 4 kwarty gry, kiedy to po 5 punktach z rzędu Łukasza Wisniewskiego i mocniejszej defensywie zgorzelczan Turów wyszedł na 8-punktowe prowadzenie. Rosa musiała szybko zareagować i to jej się udało za sprawą Korie Luciousa i Łukasza Majewskiego, po ktorych rzutach przewaga Turowa znowu wynosiła tylko 2 oczka. Z linii rzutów wolnych mylił się Łukasz Wiśniewski i na 14 sekund przed końcem spotkania zgorzelczanie wygrywali 83-80, a ostatnią akcję meczu miała do rozegrania Rosa. Piłka trafiła w ręce Kamila Łączyńskiego, którego próba rzutu zza łuku nie znalazła drogi do kosza i stało się jasne, że to gospodarze mogą cieszyć się z awansu do Final Four, który już w weekend odbędzie się we Wrocławiu.
PGE Turów Zgorzelec – Rosa Radom
83:80 (13:22, 23:16, 25:24, 22:18)
Turów: Kulig 19, Wiśniewski 19, Prince 18, M. Taylor 9, Zigeranović 7, Dylewicz 6, Stelmach 3, T. Taylor 2.
Rosa: Lucious 18, Witka 15, Majewski 13, Jeszke 9, Adams 7, Dłoniak 6, Łączyński 5, Kardaś 3, Radke 2, Zalewski 2.