Po niesamowitej pogoni Stelmetu w 4 kwarcie Mistrzowie Polski okazali się lepsi we własnej hali od Czarnych Słupsk pokonując ich 81:73. W 3 kwarcie słupszczanie wygrywali różnicą 20 oczek, ale nie potrafili dowieźć tego prowadzenia do końca spotkania. Stelmet rzucił się wręcz do gardła rywali i był jak Tommy Lee Jones w Ściganym udowodnił, że w Tauron Basket Lidze potrafi grać na nieosiągalnym dla większości zespołów poziomie. Warto wspomnieć, że praktycznie przez cały mecz goście musieli radzić sobie bez swojego najlepszego zawodnika – Rodericka Trice’a, któremu odnowiła się kontuzja kostki już po kilku minutach drugiej kwarty. Ojcem sukcesu Stelmetu kolejny raz był Aaron Cel, który dał sygnał swoim kolegom do ataku i zakończył spotkanie z dorobkiem 17 oczek.
Początek spotkania należał do gości, którzy wyszli na parkiet mocno skoncentrowani i konsekwentnie ogrywali Stutza, szukając jednoczesnie odrzuceń po obwodzie. Mądra gra Czarnych spowodowała, że po 4 minutach wygrywali 12-0 i wściekły trener Uvalin najpierw zmienił Dragicevicia, a chwilę później musiał prosić o przerwę na żądanie. Dopiero w połowie pierwszej kwarty pierwszy raz do kosza trafili gospodarze po udanej akcji 2+1 Aarona Cela. Nie zmieniło to jednak oblicza gry, bo koszykarze ze Słupska imponowali spokojem w ataku i po trójce Jarmakowicza prowadzili 16-3. Słabo w spotkanie wszedł jubilat – Łukasz Koszarek, który na siłę forsował swoje rzuty, a do tego nie potrafił ustać w obronie Tomaszowi Śniegowi. Kolejny raz efektowanie grał Roderick Trice, który popisał się potężnym wsadem podrywając swoich kibiców z miejsc. Czarni grali konsekwentnie, szukając swoich szans w pomalowanym, gdzie świetnie grał zarówno Stutz jak i Hulls. Goście po 10 minutach wygrywali 28-15 pudłując w tym czasie ledwie 2 rzuty z gry!!!(11/13)
W drugiej kwarcie Stelmet od początku próbował agresywnej obrony na całym boisku, ale na nic się to nie zdało, bo świetnie w roli lidera odnalazł się Joseph Taylor, który po celnym rzucie z półdystansu miał na swoim koncie już 7 punktów. Gospodarze mieli ogromne problemy ze skutecznością i na nic nie zdawała się się agresywna gra na atakowanej tablicy (9 zbiórek w ataku w połowie 2 kwarty), bo pudłowali kolejno Eyenga, Dragicevic i Sroka. Niestety na 4 minuty przed końcem drugiej kwarty z grymasem na twarzy parkiet musiał opuścić Roderick Trice, który nabawił się kontuzji kostki. Szybko wykorzystał to Stelmet, bo mocniejsza obrona i indywidualne akcje Eyengi sprawiły, że przewaga Czarnych zaczęła topnieć. Po celnej trójce Zamojskiego słupszczanie wygrywali już tylko 38-29. O czas poprosił Andrej Urlep, ale w pierwszej akcji po powrocie na boisko zza łuku trafił Koszarek i w spustoszałej hali w Zielonej Górze zrobiło się na chwilę głośno. Ostatecznie do przerwy to goście prowadzili 38-32, ale zupełnie z rytmu wybiła ich kontuzja swojego lidera.
Co ciekawe Czarni wygrywali w Zielonej Górze oddając … 2 próby z dystansu – obie niecelne.
Szybko zmienić to postanowili podopieczni Urlepa i w pierwszej akcji trzeciej odsłony celnym rzutem zza łuku popisał się Hulls, a chwilę później to samo dołożył Dutkiewicz i Czarni kolejny raz wyszli na ponad 10 punktowe prowadzenie. Stelmet znowu nie potrafił złapać swojego rytmu, a podwajany Christian Eyenga nie miał pomysłu na przeprowadzenie skutecznej akcji. Historia lubi się powtarzać i po 4 minutach trzeciej kwarty goście mieli na swoim koncie run 14-0, a na głowie trenera Uvalina zaczęły pojawiać się siwe włosy. Czarni grali rewelacyjnie w obronie, zmuszając rywali do gry przez pełne 24 sekundy i oddawania rzutów z nieprzygotowanych pozycji. Na parkiecie zrobiło się gorąco za sprawą Marcina Sroki, który postanowił powiedzieć Dutkiewiczowi w kilku słowach co sądzi na jego temat. Sędziowie zaczęli gwizdać kolejne faule, ale chwilę później zza łuku trafił Hulls i kurz wojenny temperatura nieco opadła. Tym samym zdołał jednak odpowiedzieć Kamil Chanas i po tym rzucie Czarni wygrywali 60-49, a 4 kwarta zapowiadała się niezwykle emocjonująco.
Na starcie decydującej odsłony Mistrzowie Polski wrzucili wyższy bieg i zaczęli grać niesamowicie agresywnie w obronie. Bez Rodericka Trice’a Czarni grali barzo nerwowo i popełniali glupie straty. Wykorzystał to Kamil Chanas, który ze swojej klepki kolejny raz zapewnił swojej drużynie 3 oczka, a w kolejnej akcji tym samym popisał się Aaron Cel i na równe nogi poderwali się kibice zgromadzeni w Zielonej Górze. Stelmet wykorzystywał fakt, że od początku 4 kwarty na ławce siedział Garet Stutz i w ich ręce wpadały kolejne zbiórki w ataku. Po następnych punktach Cela na tablicy wyników widniał remis, a na 5 minut przed końcem spotkania Czarni mieli już na swoim koncie 4 faule. Goście stracili pomysł na grę, a kolejne wjazdy pod kosz Tomasza Śniega nie przynosiły efektów w postaci punktów.
Kiedy wydawało się, że podopieczni Urlepa wymusili stratę Stelmetu z 9 metra trafił Christian Eyenga, a w kolejnej akcji także 3 oczka dołozył Cel i z gości zaczynało uchodzić powietrze. Na 3 minuty przed końcem spotkania to Stelmet był na prowadzeniu(+6), a Czarni bezmyślenie bombardowali kosz rywali niecelnymi rzutami z dystansu. Stelmet zaliczył serial punktowy 23-2 i chwilę później zielonogórzanie prowadzili już różnicą 10 oczek. Walczyć starali się jeszcze Tomasz Śnieg i Jordan Hulls, ale bezlitosny zza łuku był Przemysław Zamojski i Stelmet dowiózł zwycięstwo do końca.
Wszyscy kibice, którzy spędzili niedzielny wieczór oglądając mecz w Zielonej Górze(na sali puściutko) nie mogą narzekać. W pierwszej połowie niesamowita była ekipa z Słupska, ale genialna pogoń Stelmetu w drugiej połowie sprawiła, że Mistrzowie Polski wyszli z tego pojedynku z tarczą. Szkoda, że już w 2 kwarcie parkiet musiał opuścić Roderick Trice, bo jego spokoju zabrakło w końcówce Czarnym.
Stelmet Zielona Góra – Energa Czarni Słupsk 81:73
(15:28, 17:10, 17:22, 32:13)
|
|
7 komentarze/y