Już trzeci mecz z rzędu z udziałem AZS-u Koszalin kończy się w dramatycznych okolicznościach – po raz drugi jednak Akademicy schodzą z parkietu pokonani. Tym razem na własnym parkiecie przegrali z Treflem, chociaż sopocianie przez całe spotkanie tracili do gospodarzy kilka (w pewnym momencie nawet 15!) punktów. Szansę na game winnera w ostatniej sekundzie miał Artur Mielczarek, ale po jego rzucie piłka tylko odbiła się od obręczy. 17 punktów dla gości zdobył wracający do Koszalina Paweł Leończyk, a 13 dodał bohater ostatnich minut, Michał Michalak.
W ekipie AZS-u wyróżnił się LaceDarius Dunn (16 pkt., 9 zb.).
Lepiej w spotkanie weszli goście, którzy po łatwych trafieniach spod kosza Leończyka i Gadri-Nicholsona już po minucie prowadzili 4:0, gospodarze zaś wyglądali na mocno zdezorientowanych. Szybko jednak wzięli się w garść – run 16:4 pozwolił im na osiągnięcie ośmiopunktowego prowadzenia, a aż 9 punktów w tym okresie zdobył Oded Brandwein. W kolejnych minutach mogliśmy zobaczyć jeszcze efektowny wsad z kontry Henry’ego (który raził jednak nieskutecznością w rzutach z innych pozycji), fatalnie przestrzelony wolny Stefańskiego i akrobatyczne wejście pod kosz Sykes’a, a AZS utrzymywał kilkupunktowe prowadzenie (20:13 po 10 minutach).
W drugiej kwarcie jednak gospodarze przez ponad trzy minuty nie potrafili zdobyć punktów, zaliczając aż 7 pudeł z rzędu. W tym czasie goście rzucili jednak cztery oczka i zmniejszyli stratę do trzech punktów. W kolejnych minutach Trefl miał jednak ogromne problemy ze skutecznością, z kolei AZS zaliczył serię 11:1 i wyszedł na prowadzenie 31:18. Po sześciu kolejnych pudłach Trefla z dystansu trafił wreszcie Michalak, w odpowiedzi jednak 5 punktów z rzędu zdobyli gospodarze i osiągnęli już piętnastopunktowe prowadzenie (36:21). Kwartę lepiej zakończyli jednak goście, którzy po serii 7:2 zmniejszyli stratę do 10 oczek (28:38).
Obie ekipy w pierwszej połowie miały ogromne problemy ze skutecznością – z obu stron do kosza wpadał ledwie co trzeci rzut, a najbardziej rozregulowane celowniki mieli Jeter (0/4), Waczyński (1/4), Gadri-Nicholson (1/4), Wołoszyn (0/3), Henry (1/6) i Dunn (3/9), który z każdą minutą grał jednak coraz lepiej. AZS wyraźnie dominował pod koszem (20:12), zdobywał też więcej punktów z linii (12/12 przy 2/5 Trefla), sopocianie z kolei lepiej rzucali z dystansu.
Na początku drugiej połowy sopocianie dosłownie znokautowali gospodarzy – w niecałe 100 sekund rzucili 7 punktów nie tracąc ani jednego i trener Okorn zmuszony był wziąć czas, przewaga AZS-u zmalała bowiem do zaledwie trzech punktów. Na niewiele się to jednak zdało – kolejne 4 punkty zdobył Trefl (seria wynosiła już 18:2, w tym 11:0!) i goście po raz pierwszy od początku meczu wyszli na prowadzenie (39:38). W tym czasie sopocianie trafili aż 5 z 7 rzutów, AZS zaś spudłował wszystkich 5 prób. Akademicy wrócili jednak do gry, a swoje kilka minut miał zawodzący dotychczas Sek Henry. Po jego czterech kolejnych trafieniach (!) – w tym dwóch po znakomitych zagraniach – Akademicy odzyskali wyraźne prowadzenie (47:39) i tym razem czas zmuszony był wziąć Darius Maskoliunas. Co prawda kolejne punkty w efektowny sposób zdobył Brandwein (przedłużając serię AZS-u do 11:0), ale run 6:0 na zakończenie kwarty pozwolił Treflowi zmniejszyć stratę do zaledwie trzech oczek (50:47) i kwestia końcowego wyniku cały czas pozostawała otwarta.
Początek czwartej kwarty to z jednej strony efektowne wejścia pod kosz Raymonda Sykes’a, z drugiej celne rzuty z półdystansu i dystansu Pawła Leończyka, przez co cały czas utrzymywała się kilkupunktowa przewaga gospodarzy. W kolejnych minutach oba zespoły miały ogromne problemy ze skutecznością, nieco lepiej wyglądali jednak goście, którzy dzięki celnym rzutom wolnym na niespełna dwie minuty przed końcem zmniejszyli stratę do zaledwie punktu, a po dwóch trafieniach Michała Michalaka na niespełna minutę przed końcem wyszli na prowadzenie 64:63. Na 14 sekund przed końcem kluczowym trafieniem popisał się zawodzący wcześniej na całej linii Lance Jater (wcześniej spudłował 6 razy z rzędu) i Trefl prowadził już trzema punktami. Ostatnie sekundy to rozpaczliwe próby gospodarzy, którzy po celnych wolnych Dunna zmniejszyli stratę do zaledwie punktu, ale choć taktycznie faulowany Michalak spudłował oba wolne, a chwilę później Trefl stracił piłkę po zbiórce ofensywnej, to w ostatniej akcji zwycięski rzut przestrzelił Artur Mielczarek i z wygranej cieszyli się goście. Inna sprawa, że błąd popełnił też Sek Henry, który zamiast atakować kosz (co mogło przynieść też faul) oddał piłkę do pudłującego w tym sezonie z dystansu Mielczarka.