Dopiero dodatkowe 5 minut gry w Zgorzelcu wyłoniło nam zwycięzce dzisiejszego spotkania. Zgorzelczanie na starcie 4 kwarty mieli już blisko 20 punktów przewagi, ale kolejny raz w tym sezonie zagrali dramatycznie w końcówce i pozwolili gościom na odrobienie strat. W dodatkowym czasie gry Turów rozwiał wszelkie wątpliwości co do wyniku spotkania, ale tych wątpliwości nie rozwiała końcówka 4 kwarty, w której działo się zdecydowanie za dużo. Patrząc na przebieg całego spotkania, najlepszy na parkiecie znowu był Damian Kulig – autor 27 oczek i 5 zbiórek oraz LaceDarius Dunn, który zapisał na swoje konto 21 punktów i na 0,3 sekundy przed końcem spotkania popisał się niesamowitą trójką, która miała dać zwycięstwo gościom.
Pierwsze trzy kwarty stały na niezłym poziomie, bo oba zespoły w tym spotkaniu nie miały problemy ze skutecznością, ale to gospodarze dyktowali warunki i tempo gry. Niezawodny kolejny raz był Damian Kulig, który po ostatnim słabszym spotkaniu w Sopocie zamenił się dzisiaj w bestię i bezproblemowo kompletował kolejne oczka do swojego dorobku. Dłużny nie był mu Dragan Labovic i Serb także regularnie punktował. Więcej atutów miał jednak po swojej stronie Miodrag Rajkovic i to jego podopieczni wciąż przeważali.
Z ukrycia atakował Łukasz Wiśniewski, który tym razem porzucił rolę punktującego i postanowił zostać reżyserem gry swojego zespołu, co zaowocowało aż 12 rozdanymi piłkami. Mimo, że to gospodarze lepiej prezentowali się na boisku i to oni rozdawali karty, to goście nie pozwalali im odjechać na większy dystans. Ręke na pulsie trzymał LaceDarius Dunn do spółki z Odedem Brandweinem i to za sprawą tych dwóch panów koszalinianie wciąż utrzymywali się w grze. W końcówce trzeciej kwarty z dobrej strony pokazał się także Sek Henry i po jego rzutach przewaga gospodarzy zmalała do 5 oczek. Kiedy wydawało się, że AZS pójdzie za ciosem i wyrówna wynik spotkania to wyższy bieg znowu wrzucił zespół ze Zgorzelca i zakończył 3 odsłonę serialem punktowym 9-0.
Początek ostatniej części regulaminowego czasu także należał do gospodarzy i po celnej trójce Prince’a oraz punktach Damiana Kuliga Turów wygrywał już 74:57 i wydawało się, że ekipie z przygranicznego miasta nie może w tym spotkaniu przydarzyć się już nic złego. Trafił im się jednak Dragan Labovic, który był dzisiaj w nieziemskiej dyspozycji i stopniowo zmniejszał straty swojego zespołu. Dzielnie pomagali mu w tym Oded Brandwein i LaceDarius Dunn, ale nie sposób nie docenić także Seka Henry’ego, który dołożył swoją cegiełkę do morderczego pościgu Akademików. Gospodarze byli bezradni i nawet celne rzuty Kuliga i Stelmacha nie były w stanie zatrzymać rozpędzonych gości. Na 17 sekund przed końcem spotkania kluczowe 2 punkty zdobył Dunn i wyprowadził AZS na 1-punktowe prowadzenie. Gospodarze potrafili jednak odpowiedzieć i dostraczyli piłkę do Kuliga, a ten pewnie zdobył dwa oczka i na 10 sekund przed końcem spotkania to Turów prowadził 86:85, a trener Okorn musiał prosić o przerwę na żądanie.
Piłkę w swoje ręce wziął LaceDarius Dunn (zaskoczenie) i po indywidualnej akcji trafił genialną trójkę z 8 metrów prosto sprzed nosa Łukasza Wiśniewskiego. Po tym rzucie ławka rezerwowych Akedmików eksplodowała, a większośc zawodników myślała, że jest już po meczu. Jak się jednak okazało na tablicy świetlnej zostawały 0,3 sekundy. Wtedy jednak rozpętało się prawdziwe piekło. Sek Henry z ławki rezerwowych wybiegł na środek boiska, Oded Brandwein zdążył już z niego zejść, a pojawił się na nim Miodrag Rajkovic. Sędziowie zatrzymali spotkanie i po przeanalizowaniu(w swoich głowach, bo przecież nie na monitorach – to nie NBA) całej sytuacja ukarali przewinienie technicznym ławkę rezerwowych gości. Trener Okorn błagał na kolanach sędziów, żeby tego nie robili i nie zabijali widowiska, krzycząc „This is basketball”. Zresztą sami oceńcie całą sytuację:
Jedni twierdzą, że faulu technicznego wogóle być nie powinno, inni uważają, że zgodnie z przepisami faul się należał, ale nie było to zgodne z duchem gry. Pojawiają się też opinie, że przewinienie techniczne zostało odwgizdane prawidłowo, ale tym samym powinien zostać „obdarowany” Miodrag Rajkovic, który także pojawił się na boisku, a najbardziej dociekli uważają, że „technik” należał się także … dla Łukasza Wiśniewskiego, który po rzucie Dunna usiadł na parkiecie. A wy jak oceniacie całą sytuację?
Arbitrzy byli jednak nieugięci i na linii rzutów wolnych stanął Piotr Stelmach, nie myląc się ani razu. Mieliśmy więc remis i piłkę z boku dla Turowa. Na zegarze zostawało 0,3 sekundy, a piłka trafiła w ręce Łukasza Wiśniewskiego, który zdołał trafić do kosza! Sala przy Maratońskiej eksplodowała, ale sędziowie uznali, że rzucacjący gospodarzy nie zmieścił się w czasie i czekała nas dogrywka.
W niej lepsi byli już koszykarze Turowa, którzy zachowali więcej zimnej krwi i nie mylili się w rzutach osobistych. Punkty na konto swojego zespołu dokładali Kulig, Dylewicz i Karolak, a goście mogli liczyć tylko na LaceDariusa Dunna, który trójką na 15 sekund przed końcem dogrywki zmniejszył straty swojego zespołu do 1 punktu. Oba rzuty wolne trafił jednak Kulig, a próba rzutu z dystansu Labovicia nie znalazła drogi do kosza i stało się jasne, ze w dramatycznych okolicznościach gospodarze wygrają to spotkanie. Wynik ustalił Jakub Karolak, trafiając z linni rzutów osobistych.
PGE Turów Zgorzelec – AZS Koszalin 102:97
(17:12, 26:19, 26:22, 19:35, d1. 14:9)
PGE: Kulig 27, Prince 15, Dylewicz 13, Stelmach 11,Taylor 10, Zigeranovic 10, Karolak 10, Wiśniewski 6.
AZS: Labovic 24, Dunn 21, Brandwein 15, Henry 14, Harris 7, Wołoszyn 7, Mielczarek 5, Sykes 4.