Po 11 kolejkach koszykarze ze Zgorzelca zajmują 5 miejsce w ligowej tabeli i mają 4 punkty straty (mecz zaległy) do lidera z Zielonej Góry. Pierwsza część seoznu nie była łatwa dla Turowa, bo najpierw nieudane testy Marcusa Relphorde’a, potem szybka wpadka we własnej hali z Anwilem, kontuzja Michała Chylińskiego, przegrane derby ze Śląskiem, i wreszcie afera, którą wywołał Adrian Markowski na pewno nie wpłynęła na zespół pozytywnie. W międzyczasie Turów zaliczył serię 5 porażek z rzędu, licząc VTB i PLK i dopiero wygrana ze Stelmetem sprawiła, że na Maratońskiej zza czarnych chmur chociaż na chwilę wyjrzało słońce. Czas biegnie na korzyśc podopiecznych Rajkovicia, bo nie można zapomniec, że latem został przebudowany trzon drużyny i każdy kolejny tydzień, miesiąc może sprawić, że ta drużyna zacznie lepiej funckjonować.
PGE Turów Zgorzelec: 3 miejsce po 11 kolejkach – 7:4 (3-2 u siebie i 4-2 na wyjeździe)
Istotne mecze przegrane: z Anwilem Włocławek (79:81) i ze Śląskiem Wrocław (69:70)
Istotne mecze wygrane: ze Stelmetem Zielona Góra ( 96:73) i z Czarnymi Słupsk (85:81)
Oczekiwania przedsezonowe
Turów wzmocniony Łukaszem Wiśniewskim i Filipem Dylewiczem już przed sezonem stawiany był w roli największego rywala Stelmetu do złotego medalu. Z silniejszym składem i doświadczeniem zebranym w ubiegłym sezonie zarówno w PLK jak i w VTB zgorzelczanie mieli spokojnie ogrywać kolejnych rywali i walczyć o 1 miejsce w tabeli. Plan ten tylko po części udaje się zrealizować, bo w większości spotkań podopieczni trenera Rajkovicia byli poza zasięgiem rywali, ale wpadki we własnej hali ze Śląskiem czy Anwilem kibice Turowa będą jeszcze długo pamiętać. Do tego dochodzi wczorajsza przegrana w Sopocie z Treflem, która sprawia, że bilans Turowa nie jest już tak korzystny. Cieszy na pewno wysokie zwycięstwo z Mistrzem Polki, bo w tym spotkaniu Kulig i spółka byli zespołem po prostu lepszym, dobrze zorganizowanym w ataku i grającym swoją ulubioną koszykówkę z kontry. Turów miał wyglądać lepiej niż rok temu i tak jest. Jakościowio zawodnicy, którzy wzmocnili skład są lepsi od swoich poprzedników, a dziura wciąż jest tylko pod koszem, bo ani Kyle Barone ani Ivan Zigeranovic to nie jest materiał na czołowego centra ligi. Turów ma jasno określony cel – awans do finału i tylko ten wynik będzie prawdziwym kryterium oceny po sezonie 2013/2014. W końcu prawdziwych mężczyzn ocenia sie po tym jak kończą, a nie jak zaczynają.
Lider – Damian Kulig
Polski skrzydłowy jest w życiowej formie i rozgrywa bardzo udany sezon w barwach Turowa. Przed sezonem mocno pracował indywidualnie i brak powołania na Eurobasket wykorzystał pracując nad swoją sylwetką. Zrzucił kilka kilogramów i dzięki temu znacznie wzrosła jego mobilność i szybkość. Jest bardzo niewygodny do obrony dla rywali, którzy po prostu nie nadążają za Kuligiem. Skrzydłowy Turowa coraz częściej gra na pozycji numer 5 i ten zabieg działa w warunkach Tauron Basket Ligi. Co prawda Damian nie jest jeszcze wybitnym obrońcą, ale także pod tym względem znacznie się poprawił.
Rajkovic mądrze wykorzystuje w ofensywie swojego centra, który jednak znacznie częściej woli biegać po obwodzie i poszerzać pole gry swoim kolegom. W porównaniu z ubiegłym sezonie poprawił się w grze na tablicach i widać w nim często większą waleczność niż jeszcze rok temu. Stał się główną opcją ofensywną Turowa co wreszcie ułatwiło gre zgorzelczanom, którzy wcześniej musieli liczyć tylko na mało rozgarniętego Zigeranovicia. Firmową akcją wicemistrzów Polski jest pick&pop grany najczęściej w ustawieniu Wiśniewski-Kulig. Obaj panowie dobrze się w takiej grze odnajdują, bo Wiśniewski lubi mocno penetrować i ściągać na siebie uwagę dodatkowych obrońców, a Kulig w tym czasie robi miejsce swojemu koledze i szuka wolnej pozycji na obwodzie.
Kulig został wybrany w listopadzie graczem miesiąca i to wyróżnienie było jak najbardziej zasłużone. Stoją za nim statystyki – w ubiegłym miesiącu notował średnio 15,5 pkt., 6,8 zb., 1,8 as., 1 blok i skuteczność z gry na poziomie 58% (w tym 36% z dystansu) oraz 87% z wolnych. W grudniu także grał na podobnym pułapie, a jego 17 punktów i 9 zbiórek w spotkaniu z Asseco doprowadziło Turów do wygranej. Jedyny zarzut jaki można mieć do Kuliga to spotkanie ze Śląskiem Wrocław, w którym spudłował w końcówce, kluczowy dla losów spotkania rzut wolny.
Zawodzący zawodnik – Kyle Barone
Amerykanin przychodził do Zgorzelca w jasnym i konkretnym celu – miał sprawić, że Turów zacznie wygrywać grę na tablicach i zyska stabilnego środkowego. Nikt nie spodziewał się po nim statystyk na poziomie Seida Hajricia czy Gadri-Nicholsona, ale ostrej walki z Ivanem Zigeranoviciem o minuty spędzane na parkiecie już jak najbardziej. Jak dotychczasz nie pokazał w naszej lidze nic ciekawego i bliżej mu do miana wielkiego rozczarowania niż pozytywnego zaskoczenia. Rozegrał dwa niezłe mecze w lidze VTB (z BK Donieck i Lietuvosem Rytas), ale widać po nim, że ma jeszcze sporo do poprawy jeśli ma być w dalszej części sezonu wzmocnieniem dla Turowa. Mobilność Damiana Kuliga daje wicemistrzom Polski dużo nowych możliwości, ale centrem jest on raczej oszukiwanym, bo brakuje mu kilku centymetrów, które przekładałyby się się na dodatkowe zbiórki. W tym aspekcie gry właśnie powinien drużynie pomóc Barone i odciążyć w tych zadaniach Kuliga i Dylewicza kiedy jest na parkiecie. Jak dotychczasz wychodzi mu to z mizernym skutkiem, ale być może z czasem zawodnik zza oceanu się rozkręci.
Transfery na plus i mocne punkty drużyny
Zdecydowanie najlepszym ruchem letniego okienko transferowego było ściągnięcie do Zgorzelca Łukasza Wiśniewskiego. Były zawodnik AZS-u początkowo nie zachwycał, ale szybko odnalazł się w nowym miejscu i stał się liderem wicemistrzów Polski. Dużo gra z piłką w ręku, wykorzystuje wszelakie zasłony i co najważniejsze mocno penetruje pod kosz otwierając swoim kolegom wolne pozycje na obwodzie. Lubi dzielić się piłką i pod tym względem znacznie polepszył swoje statystyki w porównaniu z ubiegłym sezonem. Nie boi się podejmować gry 1 na 1 i przy kontuzji Michała Chylińskiego rządzi defensywą Turowa. Wciąż mam wątpliwości jak będzie wyglądała ich współpraca w dalszej części sezonu, ale kapitan Turowa raczej nie będzie miał problemw z oddaniem nieco pola swojemu koledze. Wiśniewski wprowadza dużo ożywienia do gry swojego zespołu i jedyne co czasem rzuca się w oczy to duża liczba strat(prawie 3 na mecz). Jest to jednak naturalny efekt uboczny stylu gry jaki preferuje Wiśniewski.
Tak jak pisałem wyżej jedną z najskutecznijeszych broni Turowa jest pick&pop grany przez Wiśniewskiego i Kuliga, ale także w innych ustawieniach dobrze czują się zgorzelczanie. Trener Rajkovic namawia swoich podopiecznych do gry 1 na 1 i zmuszania rywali do podwojeń. Wtedy ktoś na obwodzie zawsze jest wolny, a akurat w Zgorzelcu jest komu trafiać zza łuku(narazie jednak ze średnim skutkiem). Dużo penetracji wykonuje J.P Prince, który okazał się udanym transferem i skutecznie załatał dziurę po Ivanie Opacaku. Turów jest najlepszy w lidze pod względem celnych rzutów za 2 (59 procent), a także najczęściej wysyłaną z pozytywnym skutkiem, na linię rzutów wolnych drużyną w PLK.
Transfery na minus i słabości
Niestety ciągle gra ekipy ze Zgorzelca ma sporo mankamentów i potrzeba jeszcze dużo wylanego potu na treningach, żeby Turów zyskał miano ekipy nie do pokonania. O ile w tamty roku główną ich bronią były rzuty zza łuku, tak podczas tego seoznu nie wygląda to już tak różowo. Zgorzelczanie postawili na grę bliżej kosza, ale czasem brakuje im celnej trójki, która dobiła rywala i odesłała go z kwitkiem do domu.
Największą słąbością podopiecznych Rajkovicia jest jednak gra na desce. Turów jest najgorzej zbierająca drużyną na atakowanej tablicy w całej lidze i jest to niemały problem dla ekipy z przygranicznego miasta. Znacznie ciężej gra im się w ataku i brakuje zbiórek, które pozwoliłyby ponowić akcję, albo dostarczyć łatwe punkty dla wysokich zawodników Turowa. Nie lepiej jest na bronionej części parkietu – nie widać tego aż tak w statystykach, ale zawodnicy ze Zgorzelca mają ogromny problem z zastawianiem silniejszych rywali. Oprócz tego można także doczepić się nieco do rozgrywających, bo Nemanja Jaramaz to jednak zdecydowanie rzucający obrońca, który woli akcje kończyć niż zaczynać, a Tony Taylor jak narazie także niczym specjalnym nie zachwycił. Dużo tych braków zaciera Łukasz Wiśniewki, bo to on często bierze się za rogrywane i konstruowanie akcji ofensywnych i dlatego nawet kiedy słabiej gra wyżej wymieniona dwójka to Turów potrafi sobie poradzić.
Rajkovic wykorzystuje fakt, że Kulig może grać teraz z dobrym skutkiem zarówno jako silny skrzydłowy i jako center i tym samym ograniczył znacznie minuty Ivana Zigeranovicia. Nie jest to złe rozwiązane, ponieważ kiedy „Zigi” jest jeszcze w pełni sił i nie zacznie oddychać rękawkami to wygląda znacznie solidniej niż w ubiegłym sezonie. Ciągle popełnia głupie straty i fauluje w niezrozumiałych sytuacjach, ale jego minuty są mniejsze, ale bardzie efektywne. Jeśli swoją cegiełkę(5-7 zbiórek i mocne zastawienie) do sukcesów Turowa dołoży Kyle Barone to rotacja wicemistrzów Polski pod koszem zacznie wyglądać lepiej. W ostatnim spotkaniu Trefl Sopot udowodnił, że gra na dwóch nominalnych silnych skrzydłowych nie działa na dobrze zorganizowany zespół, posiadający w swoich szeregach gracza pokroju Nicholsona.
Zjednoczona Liga VTB
Drugi rok gry na parkietach ligi VTB miał być bardziej udany od poprzedniego. Widać po zawodnikach ze Zgorzelca, że wyciągnęli wnioski z ubiegłorocznych rozgrywek, ale wciąż brakuje im zaparcia, które pozwoli dobić rywala i wysłać go na deski. Jak narazie w 8 spotkaniach tylko dwukrotnie koszykarze Turowa schodzili z parkietu jako zwycięzcy. Wygrane z Eniseyem i Spartakiem dają kibicom powody do radości, bo każde zwycięstwo odniesionie w europejskich pucharach trzeba traktować w naszych warunkach za sukces. Niedosyt jednak jest duży, bo spotkania z Lokomotiwem Kuban, Nyburgiem czy przede wszystkim z Donieckiem były mocno na styku i każdy z tych pojedynków zgorzelczanie mogli wygrać. Widowisko jakie stworzyli koszykarze Turowa i Doniecka na długo zostanie zapamiętane, a prywatna wojna pomiędzy Damianem Kuligiem, a byłym graczem Polpharmy – Benem McCauleyem była ozdobą pierwszej części sezonu. Przed Turowem jeszcze 10 spotkań, ale większość z nich rozegranych zostanie na wyjeździe. Podopieczni Rajkovicia są mocniejsi niż rok temu i widać, że wyciągneli odpowiednie wnioski, ale o awans do dalszej fazy rozgrywek może być niezwykle ciężko. Liga VTB ma sprawić, że zespół przejdzie prawdziwą europejską szkołę i nawet porażki odniesione po wyrównanych pojedynkach prędzej czy później zaprocentują na krajowym podwórku.
Oczekiwania na rundę rewanżową
W ekipie ze Zgorzelca ugasili mały pożar, który powoli się rozwijał(5 porażek z rzędu) i wygrana nad Stelmetem pozwoliła im złapać oddech. Sytuacja Turowa nie jest tragiczna, bo 5 miejsce w tabeli i 4 porażki na koncie po pierwszej części sezonu to nie jest powód do ogromnych zmartwień, ale niedosyt jednak jest. Bolą szczególnie porażki ze Śląskiem i Anwilem, bo oba spotkania były dla podopiecznych Rajkovicia na wyciągnięcie ręki, ale i na naszych parkietach brakuje im często tego instynktu zabójcy. Gdyby Turów wygrał te spotkania to wczorajsza porażka z Treflem nie byłaby zbyt znacząca, bo w Sopocie o wygraną zawsze jest bardzo ciężko. Przed wicemistrzami Polski druga część sezonu i 3 kluczowe spotkania – wyjazdy kolejno do Włocławka, Słupska i Zielonej Góry. Jeśli dołożymy do tego zaległe z pierwszej kolejki spotkanie przy Maratońskiej z Treflem to uzyskamy obraz najważniejszych pojedynków dla Turowa na nadchodzącą rundę. Reszta spotkań powinna pójść po myśli Kuliga i spółki i inny bilans drugiej rundy niż 9-2 będzie jednak rozczarowaniem. Do poprawy jest przede wszystkim gra na desce, ale duża w tym rola Rajkovicia, bo jak sam ciągle powtarza – obrona to 80 % zaangażowania i serca, a tylko 20 % to umiejętności.
Podsumowanie
Dobrze by było, żeby zarówno zawodnicy jak i trenerzy zapomnieli o wszystkich negatywnych wydarzeniach, które miały miejsce w tym roku. Słynna już „afera kolanowa” będzie się za Rajkoviciem ciągnęła pewnie jeszcze długo, ale najbardziej na tym wszystkim traci jego najbliższe środowisko, a nie on sam. Turów udowodnił spotkaniem ze Stelmetem, że wciąż jest najpoważniejszym kandydatem do zdetroniowania obecnych Mistrzów Polski. Na pewno koło lutego zespół ze Zgorzelca złapie zadyszkę, bo natłok spotkań w VTB i PLK wyjdzie w końcu na jaw i będzie to kluczowy moment sezonu, żeby się przełamać i wyjść z tej próby zwycięsko. Ogólnie w Zgorzelcu nie mają powodów do jakiś nadmiernych zmartwień, bo na boisku Turów prezentuje się wystarczająco dobrze, żeby poradzić sobie z rywalami z Tauron Basket Ligi. Ciekawiej i mniej kolorowo jest poza boiskiem, ale na to już wpływu nie mają zawodnicy. Liczę, że im dalej w sezon tym defensywa zgorzelczan będzie szczelniejsza, a Rajkovic wykaże się i poustawia wreszcie odpowiednio Turów w ataku. Wciąż czekamy jak rozwiąże się sprawa transferu Thomasa Kelatiego, bo zatrudnienie gracza tego pokroju byłoby dużym wzmocnieniem wicemistrzów Polski. Typuję, że Turów przegra w rundzie rewanżowej 2 spotkania, ewentualnie 3 jeśli spotkania w VTB dalej będą tak wyrównane.
2 komentarze/y