Po dosyć wyrównanym spotkaniu gospodarze z Sopotu pokonali ostatecznie Turów Zgorzelec 85-74 i awansowali na 2 miejsce w tabeli Tauron Basket Ligi. Wszyscy zgromadzeni w Ergo Arenie i przed telewizorami byli świadkami bardzo ciekawego pojedynku. Najlepszy na parkiecie był Adam Waczyński – autor 16 punktów i 7 zbiórek i to właśnie reprezentant Polski poprowadził Trefl do wygranej, ale na wyróżnienie zasługuje cała ekipa Maskoliunasa. Gościom nie pomogła nawet dobra postawa J.P Prince’e, który uzbierał w tym spotkaniu 18 oczek. Kibice z Sopotu gorąco przywitali Filipa Dylewicza, dla którego był to pierwszy mecz przeciwko Treflowi w swojej długiej karierze. Trefl okazał się lepszy od Turowa w stosunku 85-74 i zaliczył 4 z rzędu zwycięstwo.
Od początku spotkania oba zespoły zaczęły mocno ofensywnie, grając kosz za kosz. Trefl ogrywał Pawła Leończyka, który radził sobie z Filipem Dylewiczem, a Turów tradycyjnie już od początku spotkania mocno szukał pod koszem Ivana Zigeranovicia. Dobrze w spotkanie wszedł rozgrywający gospodarzy – Sarunas Vasiliauskas autor 5 oczek i 2 asyst już po pierwszej kwarcie. Trefl potrafił odskoczyć na kilka punktów, ale J.Prince szybko o sobie przypomniał zdobywając 5 punktów z rzędu i doprowadzając do remisu. Problemy w obronie miał Damian Kulig, który w 2 minuty złapał 2 faule. Nie potrafili jednak tego wykorzystać gospodarze i pozwalali rywalom na bardzo łatwe punkty z szybkiego ataku. Na minutę przed końcem pierwszej kwarty zza łuku znowu trafił Prince i trener Maskoliunas wziął przerwę na żądanie, aby przypomnieć swoim podopiecznym o założeniach defensywnych. Po pierwszych 10 minutach goście ze Zgorzelca prowadzili 22-19 i pewnie wykorzystywali słabą defensywę gospodarzy.
Agresywnie w drugą kwartę wszedł Lence Jeter, który najpierw popisał się efektowną akcją 2+1, a chwilę później wymusił stratę Taylora i wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Trefl konsekwentnie ogrywał swoich wysokich zawodników i szukał swoich szans w pomalowanym. Po punktach Marcina Stefańskiego to Trefl prowadził różnicą 5 oczek i wściekły Miodrag Rajkovic musiał prosić o przerwę na żądanie. Gospodarze postawili na mocną obronę na całym boisku, aby zastopować największy atut Turowa – grę z szybkiego ataku. Świetnie spisywał się Ivan Zigeranovic, który szybko odesłał na ławkę rezerwowych z 3 faulami Gadri-Nicholsona i pewnie ogrywał znacznie mniejszego Marcina Stefańskiego. Turów postawił na obronę strefową i zmusił tym samym rywali do gry obwodowej. Zza łuku trafił Adam Waczyński i poderwał na równe nogi Ergo Arenę, ale chwilę później tym samym popisał się Filip Dylewicz. Po pierwszej połowie Trefl minimalnie wygrywał we własnej hali 44-43, a kibice byli świadkami niezwykle wyrównanego pojedynku.
Po powrocie na parkiet znowu oglądaliśmy podobny obraz gry jak w pierwszej kwarcie. Oba zespoły konsekwentnie grały pod kosz, ale tam lepiej radzili sobie gospodarze, bo Gadri-Nicholson regularnie ogrywał Damiana Kuliga. Wstrzelił się także Adam Waczyński i po jego czterech punktach z rzędu Trefl prowadził 5 oczkami. Coraz wyraźniej zarysowywała nam się walka na linii Prince-Taylor. Obaj panowie kryli się wzajemnie i w każdej akcji próbowali udowodnić swoją wyższość nad rywalem. Zyskało na tym całe widowisko, ale to Trefl wyszedł na tym lepiej, bo na 3 minuty przed końcem 3 kwarty wygrywał już różnicą 10 punktów. Turów nie potrafił zmniejszyć strat i tradycyjnie już dał się zdominować w walce na tablicach. Po 30 minutach gospodarze wygrywali 63:55 i mądrze wykorzystywali swoją przewagę fizyczną.
W ostatniej kwarcie Trefl zaczął kontrolować przebieg wydarzeń i zmuszał rywali do rzutów z daleka. Turów jednak miał ogromne problemy ze skutecznością i mocno brakowało punktów ze strony Filipa Dylewicza i Łukasza Wiśniewskiego. Dobry moment gry zaliczył David Brembley, który wykorzystywał słabszą postawę Michała Michalaka(0/6), a trener Maskoliunas nie bał się dać mu szansę. Turów nie składał broni i zza łuku trafiał Kulig i Taylor, ale w defensywie gracze ze Zgorzelca byli bezradni kiedy w pomalowane wjeżdżał Lance Jeter. Pod koszem rządził Paweł Leończyk i po jego punktach Trefl na minutę przed końcem spotkania wygrywał 78-67 i praktycznie stało się jasne, że gospodarze tego meczu już nie przegrają. Do końca spotkania goście regularnie faulowali i przynosiło to oczekiwany efekt, bo praktycznie w 15 sekund Turów zmniejszył straty do 7 oczek. Na nic się to jednak nie zdało, bo w końcówce znowu zabrakło skuteczności i to Trefl wyszedł z tego pojedynku zwycięsko.
Trefl Sopot – PGE Turów Zgorzelec 85-74
(19-22, 25-21, 19-12, 22-19)
Trefl: Waczyński 16, Jeter 15, Nicholson 14, Leończyk 14 (14 zbiórek), Stefański 6, Brembly 5, Majstorovic 2, Roszyk 3, Vasiliauskas 10.
Turów: Prince 18, Taylor 17, Kulig 14, Zigeranovic 10, Wiśniewski 8, Dylewicz 7,
1 komentarz