Przez 11 spotkań w Polskiej Lidze Koszykówki oraz 2 w Intermarche Basket Cup wrocławski Śląsk prowadzony był przez trenera Milivoje Lazića. Serb w tym czasie wygrał 5 spotkań w TBL oraz 2 w rozgrywkach Pucharu Polski, a po ostatniej ligowej porażce z AZS-em Koszalin (74:79) cierpliwość działaczy dobiegła końca, tak samo jak czas współpracy trenera z zespołem. Gorycz porażki okazała się zbyt wielka i działacze klubu postanowili zwolnić z pełnieniena obowiązków pierwszego szkoleniowca byłego opiekuna Crveny Zvezdy Belgrad. Następcą Lazića będzie dotychczasowy asystent, a także były pierwszy opiekun wrocławskiej drużyny z lat dziewięćdziesiątych, Jerzy Chudeusz. Trener-weteran dostanie do pomocy, byłego pierwszego (był nim dwukrotnie) trenera wrocławian – Tomasza Jankowskiego – który wraca do aktywnej pracy z drużyną.
35-letni Lazić trafił do Wrocławia po nieudanej przygodzie z Crveną Zvezdą Belgrad, z którą popracował dwa miesiące w roli pierwszego trenera i przy złej współpracy z zawodnikami drużyny został zwolniony. Nowym początkiem dla niego miała być kariera trenera na Dolnym Śląsku, a wrocławscy kibice widzieli w nim następcę Miodraga Rajkovića, który rok wcześniej przenosił się z drużyny Przemysława Koelnera do Turowa Zgorzelec. Niestety Lazicowi do Rajkovica nieco brakowało, począwszy od charakteru osobistego na dyscyplinie taktycznej kończąc.
Po pierwsze, nie dostał wartościowego zaciągu doświadczonych zawodników z zagranicy, mogących pociągnąć zespół beniaminka do lepszych wyników (przegrane z Kotwicą Kołobrzeg, Rosą Radom i Treflem Sopot były bez wyrazu). Zespołowi Serba brakowało mocnego solidnego centra, mogącego dać ekipie więcej siły w defensywie oraz punkty w ataku. Polscy gracze powinni byli być tylko zadaniowcami oraz uzupełnieniami do graczy z kluczowych pozycji (2 lub 5). Kolejne przewijające się przez Wrocław nazwiska (Derrick Caracter, Zeke Marshall, Kirilo Fesenko czy Kevin Thompson) nie dawały Śląskowi, ani Lazicowi wielkich atutów a koniec końców trener został skazany na większe grono zawodników, którzy zapewnili WKS awans po latach…
Po drugie, Lazić nie sprawdził się na starcie jako dobierający nowych graczy; jego wpadką był transfer dawno niewidzianego we Wrocławiu Bojana Radetića. Wydaje się, że od tego momementu działacze Śląska przestali wierzyć w znajomości graczy przy osobie trenera, nie widzieli perspektyw na zostawianie coachowi wolnej ręki przy doborze nazwisk, stawiając na własne wybory – nie zawsze trafione. Te z kolei nie zawsze były konsultowane z trenerem, a zamiast wysokich i potrzebnych zawodników, Serb otrzymywał nazwiska na niższe pozycje jak Carl Jones, Danny Gibson (okazał się cennym transferem) oraz Marcus Relphorde (nie sprawdził się w Turowie i w końcu wylądował w Skandynawii).
Ostatnie zawirowania transferowe mogą również świadczyć o nienajlepszej współpracy na linii trener-klub. Oczywiste jest, iż coach dawno już czekał na lepszego centra, aniżeli zwolniony przed 2 tygodniami, Kevin Thompson. Kolejni przymierzani do Śląska gracze tylko pogarszali nastroje wśród kibiców…i nie zawsze zdążyli nam się zaprezentować.
Po trzecie, gra Wojskowych zostawiała nam wiele do życzenia. Przy 35-letnim Serbie zespół miewał przestoje w grze oraz występy, o których na Dolnym Śląsku szybko zechcemy zapomnieć. Porażki z Kotwicą, Rosą oraz Treflem nie były z rzędu tych „planowanych”. Z pierwszymi dwoma drużynami Śląsk miał walczyć na równi, a kończyło się sromotnymi przegranymi, bez stylu i nawet bez widocznego zaangażowania w grę (a przecież za poziom motywacji odpowiada szkoleniowiec) ! Ostatecznie na koncie wrocławian znalazły się tylko wygrane nad niżej notowanymi Jeziorem, Polpharmą oraz Asseco. Do niespodzianek należy zaliczyć solidnie wypracowaną wygraną nad Czarnymi. Ze sporą dozą szczęścia Śląsk ograł Turów (a niektóre źródła jak koszykarskie fora zakładały nawet możliwość ustawienia spotkania ,gdyż Rajković i Lazić to znajomi z tej samej agencji koszykarskiej).
W końcu po czwarte, gra Śląska z ery Milivoje Lazića nie była miła dla oka. W zespole brakowało wyraźnego lidera na obwodzie oraz pod koszem. Tymi liderami nie są na dziś ani typowany na gwiazdę PLK Dominique Johnson, ani żaden gracz podkoszowy (począwszy od Kevina Thompsona na świeżo sprowadzonym Paulu Millerze kończąc). Polska kolonia graczy również „prezentowała się w kratkę” a od osoby Pawła Kikowskiego oraz Michała Gabińskiego możnaby było oczekiwać znacznie więcej (obaj ocierali się o kadrę Polski i obaj walczyli o niejeden medal Mistrzostw Polski). Czy za formę swoich graczy nie był odpowiedzielny właśnie zwolniony Lazić? Wojskowi razili schematami gry w ataku, z których niewiele wynikało. Drużyna cierpiała na przestoje w grze oraz seryjnie tracone punkty. Nie widząc czemu (teoretycznie mieli trafiać z dystansu) zawodnicy podkoszowi zbyt wiele czasu spędzali na obwodzie, a kiedy brali się za własne decyzje oraz podania do niższych, to w efekcie oglądaliśmy straty piłki. Nie oglądaliśmy również zagrywek pod strzelców obwodowych jak Paweł Kikowski oraz Nikola Malesević przez co obaj gracze momentami byli wyłączeni z gry w ataku. Praktycznie od przegranego meczu w Kołobrzegu podobne momenty gry Śląska oglądaliśmy w konfrontacjach z Rosą, Treflem aż po mecz z AZS-em. Wydaje się dziś, iż powtarzalność błędów a w efekcie porażki najbardziej wpłynęły na decyzję sterników Śląska, którzy dziś wolą zaufać swoim starym trenerom.
Jerzy Chudeusz prowadził Śląsk jeszcze w erze Macieja Zielińskiego, mając w latach ’90-tych przy sobie takie nazwiska jak Dominik Tomczyk, Orlando Smart i Rodney Odom. Niestety nie każdą przygodę ze Śląskiem tego trenera można nazwać sukcesem (porażka z Komfortem Spójnią Stargard Szczeciński była tego dowodem). Chudeusz bez wyrazu prowadził kolejne zespoły jak Polonia Przemyśl, Czarni Słupsk (miał najwyższy budżet w lidze po Śląsku), Noteć Inowrocław, Astorię Bydgoszcz, Kotwicę Kołobrzeg, Polpharmę Starogard Gdański oraz Górnik Wałbrzych. W końcu nienajlepiej wiodło mu się też na Słowacji, z drużyną Spisska Nova Ves. Największym sukcesem w Śląsku Chudeusza (jako pierwszego trenera) był brązowy medal Mistrzostw Polski. Do pomocy będzie on miał Tomasza Jankowskiego, który wraz z nim doprowadził WKS do powrotu do ekstraklasy oraz swego czasu przejął drużynę z rąk Tomo Mahorića. Tak naprawdę dla Jankowskiego będzie to trzecia szansa w Śląsku (jako pierwszego i drugiego trenera), bowiem wcześniej z jego usług zrezygnował w/w Lazić. Tomasz Jankowski obok Ery Śląska Wrocław prowadził też Polpharmę Starogard Gdański.
Pytania na koniec; czy obaj Panowie zagwarantują lepsze wyniki w rundzie rewnażowej (5:6) niż odchodzący z Wrocławia Serb? Czy dadzą tym samym graczom nową jakość oraz zapewnią klubowi pierwszą szóstkę??