Po pierwszej wyjazdowej wygranej w Eurolidze koszykarze Stelmetu Zielona Góra przyjechali do stolicy Dolnego Śląska, aby zmierzyć się z drużyną Śląska Wrocław. Mimo braku Przemysława Zamojskiego zielonogórzanie pewnie ograli rywali 82:74, w czym pomogło 20 punktów Christiana Eyengi
W pierwszej piątce mecz rozpoczął Maciej Kucharek, młody Polak jednak już w pierwszej akcji meczu zaliczył stratę. Sytuację tą wykorzystał Paweł Kikowski, który po bardzo ambitnej penetracji otworzył wynik spotkania. W kolejnej akcji celną trójką odpowiedział Dragicević. Czarnogórzec chyba przygotowywał się do tego typu zagrań, bowiem większość przedmeczowej rozgrzewki poświęcił na ćwiczenie tego typu rzutów. Stelmet wyglądał mało pewnie w ataku. Szybko zaliczył 3 straty, których na punkty jednak nie potrafili zamienić gracze Śląska. Kiedy zielonogórzanie wreszcie zapanowali nad tempem gry ich poczynania ofensywne wyglądały o niebo lepiej. Po zagraniach pick&roll Koszarka z Dragicevićem Mistrzowie Polski znajdowali masę dobrych pozycji, z których chętnie korzystali Brackins i Eyenga. Trener Milivoje Lazić zdecydował się na grę niską piątką, która obroną strefową miała powstrzymać dobrą grę rywali. Nie pokrzyżowało to jednak planów zielonogórzan. Podopieczni trenera Uvalina kreowali sobie kolejne pozycje równie łatwo, jak na początku spotkania. Dobra gra Malesevića i Kikowskiego pozwoliła drużynie Śląska Wrocław „trzymać wynik”, a pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 22:20.
Christian Eyenga wykorzystując przewagę fizyczną nad broniącym go Pawłem Kikowskim swoich punktów szukał w grze tyłem do kosza, co przyniosło skutek już w pierwszej akcji drugiej „ćwiartki”. Kiedy tempo gry deko nam opadło wysoko nad obręczą rywali pofrunął Eyenga, który efektownym wsadem zakończył szybki atak i ożywił całą Halę Orbita. Moment dobrej gry zaliczył Stelmet. Po trójce Walkera drużyna Mistrza Polski uciekła rywalom na 7 punktów. W odpowiedzi jednak dwie akcje z rzędu celnym trafieniem zza łuku zakończyl Danny Gibson, a efektowne punkty zdobył Radosław Hyży, gospodarze błyskawicznie nadrobili stratę do rywali i wyszli na pierwsze prowadzenie w meczu. Chwilę później po raz kolejny to Stelmet przejął inicjatywę. Punktowali kolejno Cel, Chanas, Brackins i Eyenga. Brak trafienia po stronie Śląska dał gościom jak dotąd rekordowe, dziesięciopuktowe prowadzenie. Podopieczni trenera Lazića prezentowali koszmarną skuteczność z gry. O ile w pierszej kwarcie było to przyzwoite 40% to w czasie drugich 10 minut już tylko 30%.
Gracze Stelmetu Zielona Góra od początku drugiej połowy decydowali się przede wszystkim na agresywne penetracje w stronę kosza. Zaskutkowało to punktami Cela i Dragicevića. Wrocławianie natomiast swoich punktów w pierwszych akcjach szukali zza łuku, skąd tylko raz trafił Paweł Kikowski. Choć przez pewną chwilę gracze obu druzyn mieli problem z trafieniem do kosza, to wciąż grali dynamiczną, agresywną koszykówkę. Gospodarze szybko złapali pięć przewinien drużynowych przez co zielonogórzanie szukali kolejnych to okazji do kolejnych rzutów wolnych. W samej trzeciej kwarcie oddali aż 12 rzutów za 1 punkt. Dla porównania w pierwszej połowie oddali takich rzutów 8. Po trójce Marcina Sroki goście po raz kolejny uciekli rywalom na 10 punktów i z taką właśnie zaliczką rozpoczęli czwartą kwartę.
Również ostatnia odsłona meczu nie układała się po myśli wrocławian. Kolejne ich rzuty nie znajdowały drogi do kosza. Niewiele lepiej wiodło się drużynie gości, ale dzięki wypracowanemu wcześniej prowadzeniu nie musieli się tym tak bardzo martwić jak ich przeciwnicy. Cień nadziei dał swojej drużynie Paweł Kikowski trafiając 5 punktów z rzędu. Szybkie odpowiedzi Cela i Dragicevića jednak znów dały Stelmetowi dwucyfrowe prowadzenie, które powiększył jeszcze Łukasz Koszarek trafiając z dalekiego półdystansu. Choć do samego końca próbowali koszykarze Śląska Wrocław, to nie dali jednak dogonić rywali i z szóstego zwycięstwa cieszyli się Mistrzowie Polski.