Nie takiego przebiegu spotkania w Radomiu oczekiwali kibice wrocławskiego Śląska, mając w pamięci wygraną z Czarnymi Słupsk i nie na takie łatwe zwycięstwo liczyli fani Rosy Radom, po ostatniej porażce ze Stelmetem. Praktycznie tylko pierwsza kwarta pojedynku 6 kolejki TBL była wyrównana. Każda kolejna minuta od 11-ej przebiegała już bardziej pod dyktando gospodarzy, którzy dzięki swoim amerykańskim zawodnikom zwiększali przewagę w każdej kolejnej odsłonie.
Zacznijmy jednak od faktu zagadkowej nieobecności na meczu Kirila Fesenki, na którego czekali fani śledzący mecz na żywo dzięki IPLA.tv. Jak nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć Ukrainiec doznał urazu stawu skokowego i znów nie zdołał zadebiutować w PLK. Ci bardziej dociekliwi z kolei już uważają, że podkoszowy z przeszłością w Utah Jazz jest daleki od jakiejkolwiek dyspozycji i być może za kilka dni podąży śladami Derricka Caractera i Zeke’a Marshalla, opuszczając stolicę Dolnego Śląska..
Początek spotkania, dzięki przyzwoitej grze obwodowych Śląska nie zapowiadał późniejszego pogromu gości. Akcje Danny’ego Gibsona i Pawła Kikowskiego (zwłaszcza rzut ostatnich sekundach kwarty) dały remis przyjezdnym, po 19.
Druga kwarta zaczęła się pechowo dla podopiecznych Milivoje Lazića, od serii niecelnych rzutów Nikoli Malasevica oraz dwóch strat Jakuba Parzeńskiego. Elijah Johnson w tym samym czasie poprowadził atak Rosy do stanu 8-0 na początku drugiej odsłony. Amerykanin dwukrotnie trafił zza łuku oraz popisał się alley oopem. W następnej akcji celną trójką popisał się najmłodszy w tym spotkaniu po stronie Rosy, Damian Jeszke i było już 32-21. Trener Lazić przerwą na żądanie i powrotem na boisko Roberta Skibniewskiego próbował przerwać nawałnicę gospodarzy. Niestety dla Skiby pierwsza akcja zakończyła się fatalanie, bowiem próbujący podawajać w obronie Łukasz Majewski uderzył nogą w jego kolano i rozgrywający przez kilkanaście sekund leżał na parkiecie (a w wyniku urazu i stłuczenia kolana Polaka Gibson praktycznie zagrał bez łapania oddechu, po pierwszej intensywnej dla siebie kwarcie). Radomianie do końca kwarty grali konsekwentnie w obronie , górując przede wszystkim nad podkoszowymi Śląska i wykorzystując Kirka Archibeque’a (10pkt przed przerwą). Amerykański center Rosy wyraźnie górował nad swoim vis-a-vie Kevinem Thompsonem , o czym widzowie przekonali się w dalszej fazie meczu, kiedy ex gracz Polpharmy i Stelmetu dwukrotnie blokował wrocławianina w jednym posiadaniu piłki.
Rosa wygrała drugą kwartę 27:13 i to stanowiło znakomity fundament do wygranej w szóstym meczu sezonu.
Trzecia kwarta to już , używając slangu bokserskiego, dalsze punktowanie rywala. Kolejne punkty Jakuba Dłoniaka (14pkt), który od drugiej kwarty zaostrzył sobie apetyt na poprawę indywidualnych osiągnięć oraz mądre kontrolowanie gry przez Kamila Łączyńskiego (8as.) . Swoje również w koszykarskiej trumnie robił Archibeque, ogrywając bezlitośnie wspomnianego Thompsona. Obrona wrocławian przypominała ser szwajcarski, bo miejscowi trafiali na 51% z gry (przy 40% Śląska) i świetnie czuli się na dalekim dystansie, przy 10/23 zza łuku (43%).
Bolączką Śląska była słaba organizacja gry oraz chaos w ataku, przy 16 stratach (9 miała Rosa, z tymże większość już ostatnich minutach meczu).
Zawodnicy Milivoje Lazića na siłę stosowali swoje schematy i próbowali dzielić się piłką na obwodzie (tzw. koszyczek), przekazując ją sobie z ręki do ręki. Niestety solidniejsza defensywa gospdodarzy niewiele reagowała na te zagrania gości i przy rosnącym zmęczeniu przyjezdnych zniechęcała wrocławian do ruchu graczy bez piłki. Efekt był taki, iż pod koniec trzeciej odsłony gracze Śląska niewiele biegali a stali na obwodzie i praktycznie tylko zawodnik przy piłce tworzył ruch w ataku. Nikogo więc nie powinna zdziwić przewaga graczy Wojciecha Kamińskiego, dochodząca momentami do 22 oczek!
Cała czwarta kwarta odbywała się już bez emocji i jakiegoś większego zaangażowania ze strony gości. Amerykańscy radomianie strzegli wysokiej przewagi a kolejne trafienia Johnsona, Luciousa, Archibeque’a czy nawet Adamsa dały im czwartą w sezonie wygraną oraz zatarcie złego wrażenia z meczu ze Stelmetem (przed tygodniem).
Podsumowując: mało kto spodziewał się tak jednostronnego widowiska i tak niskiego poziomu, po wygranych nad Polpharmą i Energą Czarnymi, koszykarzy Śląska. Ogólnie rzecz biorąc Śląsk fatalnie prezentował się jako drużyna i praktycznie nie wychodziła zawodnikom Lazića jakakolwiek obrona. Osobną sprawą jest fakt, iż Śląsk ma wyraźną dziurę na pozycji środkowego a pozycja Kevina Thompsona (4 straty, 2 bloki otrzymane od Archibeque’a oraz 2 pudła spod samej obręczy) na przyszłe mecze, po bardzo nieudanym spotkaniu, jest mocno zachwiana. Rosa z kolei trafiła na fotel lidera i coraz bardziej prezentuje się nam jako „czarny koń” rozgrywek z aspiracjami na topową szóstkę.
Wynik: Rosa Radom – WKS Śląsk Wrocław 83:65 (19:19, 27:13,22:17,15:16)
Rosa: Johnson 19, Lucious 16, Archibeque 16, Dłoniak 14, Majewski 7, Jeszke 5, Adams 4, Łączyński 2, Zalewski 0, Radke 0, Sobuta 0, Kardaś 0.
Śląsk: Kikowski 18, Malasević 11, Johnson 10, Gibson 8, Thompson 6, Gabiński 5, Skibniewski 3, Parzeński 2, Hyży 2, Sulima 0, Mroczek-Truskowski 0.