Właśnie takiego Śląska Wrocław potrzebuje polska koszykówka. Po zaciętym spotkaniu waleczni wrocławianie pokonali 67-65 dotychczas niepokonaną Energę Czarnych Słupsk.
Powrót lubianego w stolicy Dolnego Śląska Andreja Urlepa ściągnął do wrocławskiej hali Orbita komplet publiczności, która wychodząc po meczu nie mogła czuć się zawiedziona. Bezbarwny początek spotkania całkowicie zrekompensowała zacięta końcówka, którą na swoją korzyść rozstrzygnęli gospodarze.
Śląsk, który wyszedł dość niską piątką, z trójką Robert Skibniewski, Danny Gibson i Dominique Johnson na obwodzie oraz bez Kevina Thompsona na piątce, od samego początku prowadził, choć przez większość czasu nieznacznie. Najwyżej, na trzy minuty przed końcem drugiej kwarty, po trafieniu Gibsona (17 pkt, 6 ast, 5 zb) 31-22.
Prawdziwe emocje rozpoczęły się jednak w ostatnich 10 minutach, kiedy Czarni odrabiali straty. Dobry moment zaliczył Jordan Hulls, który trzy razy trafił na rękami Skibniewskiego. W międzyczasie kilka błędów popełnili wrocławianie. Głupio piłki tracił Dominique Johnson, a niecelnie rzucali Skibniewski, Sulima i Malasevic, co bezpośrednio przełożyło się na stratę prowadzenia, kiedy trafił Michał Jankowski.
Do końca meczu trwała wymiana ciosów, a decydujące role przypadły Radosławowi Hyżemu i Pawłowi Kikowskiemu. Ten pierwszy, weteran polskich parkietów, trafił niezwykle ważny rzut spod kosza, po genialnym podaniu Skibniewskiego, na trzy minuty przed końcem, a jeszcze później zaliczył kluczowy przechwyt pod własnym koszem. Kikowski w całym meczu trafił tylko trzy rzuty z gry na jedenaście prób, ale dwa w najważniejszych momentach. Najpierw za trzy z faulem, zaliczając akcję 3+1, a na 30 sekund przed końcem meczu, po podaniu Gabińskiego ponownie z dystansu, dając Śląskowi prowadzenie 66-65. W tym momencie hala Orbita eksplodowała, a świetne zachowanie kibiców nawiązywało do atmosfery złotych lat Śląska Wrocław na przełomie wieków.
Zespół Andreja Urlepa miał jeszcze okazję doprowadzić do dogrywki, a nawet wygrać, ale najpierw nie trafił Keith Wright, a później błąd popełnił sam szkoleniowiec Czarnych. Kiedy na zegarze pozostawało 9 sekund Urlep wziął czas, ostatni mu przysługujący. Po czasie, jego zawodnicy faulowali Skibniewskiego, który trafił tylko jeden rzut wolny. Gdyby Urlep najpierw nakazał faulować, a potem wziął czas, jego zawodnicy mogliby wznawiać akcję z połowy boiska. Stało się inaczej, a rzut rozpaczy Rodericka Trice’a nie dotarł do celu.
Oba zespoły zagrały na fatalnej skuteczności. Śląsk trafił tylko 39.3% rzutów z gry, a Czarni 38.6%, ale emocje w końcówce zrekompensowały wcześniejsze błędy. 13 punktów i 6 zbiórek dla Czarnych zanotował Keith Wright. Dla Śląska 10 punktów i 5 asyst miał Skibniewski, najlepszym strzelcem z 17pkt okazał się Gibson.
W zespole Śląska nie zadebiutował jeszcze nowy nabytek, Ukrainiec Kyryło Fesenko, który narzekał na problemy żołądkowe.
Śląsk Wrocław – Czarni Słupsk 67:65 (16:9, 22:24,14:12,15:20)
Śląsk: Gibson 17, Kikowski 10, Skibniewski 10, Malesević 7,Thompson 5, Gabiński 5, Johnson 5, Sulima 3, Parzeński 3, Hyży 2, Mroczek-Truskowski 0.
Czarni: Wright 13, Nowakowski 10, Hulls 9, Dutkiewicz 8, Jankowski 8, Trice 7, Śnieg 5, Borowski 3, Stutz 2, Jarmakowicz 0, Mokros 0.