Dwa pierwsze punkty dla wrocławskiego Śląska zdobył Nikola Malasević podczas wyjazdowego meczu przeciwko Kotwicy Kołobrzeg. Było to jedyne i zarazem ostatnie prowadzenie gości w kołobrzeskiej hali Millenium. Chwilę później podopieczni Dariusza Szczubiała przejęli inicjatywę i wyszli na prowadzenie (7:2), którego nie oddali do końca meczu, a które też regularnie powiększali przez kolejne minuty spotkania.
Przed meczem Śląsk miał serię dwóch wygranych nad Jeziorem i Polpharmą oraz przystępował do niego z wyższej pozycji. Kotwica wraz z Polpharmą czy Jeziorem należała do grona drużyn, które nie znalazły do czwartej kolejki sposobu na wygraną. Jak się okazało na koniec dnia tylko drużyna z Tarnobrzega została jedyną ekipą bez zwycięstwa.
Wracając do relacji; miejscowi wyglądali na żądnych wygranej od pierwszych minut, a gra obu drużyn różniła się przede wszystkim tempem akcji , skutecznością poszczególnych rozwiązań oraz mniejszą liczbą strat piłki (4x Malasević , po 3x Thompson i Gibson).
Śląsk Wrocław tracił piłkę aż 19 razy, przy czym Kotwica Kołobrzeg gubiła ją tylko 6-krotnie.
Przewagą zespołu trenera Szczubiała było również atakowanie tablicy po niecelnym rzucie i być może finałowa statystyka pomeczowa nie odzwierciedla aż tak dosadnie przewagi w tym elemencie (31-30 dla Kotwicy i 14-11 w ataku dla Kotwicy) jednak w drugiej odsłonie taką właśnie wyraźną przewagę Czarodziei z Wydm można było zaobserwować.
Podczas drugiej kwarty, wygranej przez gospodarzy 25:15, pierwsze cztery minuty jej okazały się bardzo istotne dla wyniku meczu. Seryjne trafienia Karrona Johnsona (17pkt i najlepszy mecz dla Kotwicy od czasu przyjazdu do Polski) oraz Jordana Callahana (8pkt) pozwoliły miejscowym zapracować na 10-punktową zaliczkę (38:28). W tym samym czasie wrocławianie dwukrotnie , w dziecinny sposób tracili piłkę w ataku, a błędy Radosława Hyżego i Danny’ego Gibsona uruchamiały kontry Kotwicy. Kolejne dwie straty w drugiej odsłonie przeradzały się nawet w przewnienia niesportowe wrocławian , próbujących w nieczysty sposób zatrzymywać kontry rywala.
Po celnych rzutach osobistych Jessiego Sappa Czarodzieje z Wydm osiągnęli najwyższą w pierwszej połowie, 16-punktową przewagę (50:34).
Zespół z Kołobrzegu przede wszystkim grał prostą koszykówkę, w której Amerykanie chętnie podejmowali skuteczną grę jeden na jeden. Również słabo broniący na obwodzie Śląsk pozostawiał zbyt wiele miejsca Grzegorzowi Arabasowi (20pkt), natomiast pod koszem nie do zatrzymania dla wrocławian okazał się Terrell Parks (22pkt i 9/11 z gry). Grający na jego pozycji Kevin Thompson czy Jakub Parzeński wyglądali jak gracze z innej ligi mogący tylko statystować przy świetnie dysponowanym 22-latku.
Wracając jeszcze do błędów wrocławian; podopieczni Milivoje Lazića grali za bardzo schematycznie, a niektóre z ich zagrań były nie tyle łatwe do odczytania, o ile wolne. W sygnalizowany dla obrony sposób piłkę tracili Hyży, Parzeński, Gibson czy Gabiński. Nawet mając czyste pozycje na obwodzie Parzeński czy Gabiński wahali się po czym popełniali błąd kroków lub natrafiali na blok rywala (oddając piłkę w ręce obrońców przeciwnika).
Po przerwie obraz gry niewiele uległ zmianie, mimo prób zmiany defensywy wrocławian na strefową czy agresywną na całym boisku (ten element pojawił się w ostatnich 5 minutach, co było zdecydowanie zbyt późno, by zmienić losy meczu) miejscowi dominowali na parkiecie Millenium. Kołobrzeżanie ogrywali pod koszem Parksa, z kolei na dystansie coraz pewniej i swobodniej czuli się Arabas , Wichniarz lub nawet Djurić , co przełożyło się na wynik 67:54 po trzech kwartach.
W finałowej odsłonie i na cztery minuty przed końcem przewaga Kotwicy osiągnęła rekordowy liczbę – 22 punktów ( 83:61 ). Wówczas to stało się jasne, iż Dariusz Szczubiał odniesie pierwsze zwycięstwo z Kotwicą w sezonie 2013/14.
Podsumowując: Czarodzieje z Wydm po mocnym nastraszeniu Mistrzów Polski Stelmetu, po raz kolejny pokazali, że potrafią być bardzo groźni na swoim terenie. Wiele dobrego zaprezentował nam Karron Johnson (17pkt i 7zb), a do roli podkoszowego dominatora, przy gorzej dysponowanych rywalach, urósł Terrell Parks (22pkt i 6zb). W końcu też przebudził się weteran polskich parkietów Grzegorz Arabas (20pkt, 3x3pkt), który w bezpośredniej konfrontacji okazał się lepszy od byłego gracza Kotwicy, Pawła Kikowskiego (14pkt , 4x3pkt). Główną przyczyną słabej postawy Śląska , obok dużej ilości strat (19), była niska dyspozycja rzutowa zagranicznych i typowanych na liderów ofensywy graczy (Johnson 4/10 , Malasević 2/6, Gibson 1/3) . Brak punktów ze strefy podkoszowej, by otworzyć miejsce do grania obwodowym też był widoczny gołym okiem. Mimo, że Krzysztof Sulima zapisał na koncie 12 oczek to trzeba podkreślić, iż większość tych punktów wpadało już przy rozstrzygniętych losach meczu. Z kolei Radosław Hyży 8 z 10 punktów zdobył podczas drugiej kwarty i był niewidocznym graczem na przestrzeni drugiej połowy. W końcu Kevin Thompson nie pierwszy raz pokazał, iż polska ekstraklasa to dla niego zbyt wysoki poziom, w którym bardzo słabo i przy okazji bardzo wolno (analizując tempo jego ruchów na parkiecie) się odnajduje.
Wynik: Kotwica Kołobrzeg – Śląsk Wrocław 94:81 (25:21, 25:15, 17:18, 27:27)
Kotwica: Parks 22 (6zb), Arabas 20, K. Johnson 17 (7zb), Sapp 14 (5as), Wichniarz 8, Callahan 8 (5as), Djurić 5, Ciechociński 0, Złoty 0
Śląsk: Kikowski 14, Sulima 12, D. Johnson 12, Gabiński 11, Hyży 10, Malesević 10 (5zb), Skibniewski 5 (5as), Thompson 4 (5zb), Gibson 3, Mroczek-Truskowski 0, Parzeński 0.