Mało kto , przy wypełnionej po brzegi „Orbicie” wyobrażał sobie tak mizerny początek spotkania we Wrocławiu, podczas konfrontacji utartej przez kibiców jako „Święta Wojna”. Tradycje wielkich spotkań pomiędzy Nobilesem/Anwilem i Śląskiem sięgają początków lat ’90-tych poprzedniego wieku i osób Macieja Zielińskiego oraz Igora Griszczuka, które regularnie toczyły ze sobą boje podczas półfinałów i finałów PLK. Na starcie sezonu 2013/14 było nieco inaczej, głównie za sprawą walczących ze sobą gospodarzy.
Goście kierowani przez nowego rozgrywającego, Dusana Katnića, od pierwszych minut spotkania robili wrażenie bardziej zmotywowanych, dążących do celu jakim była wygrana oraz wykazywali się większą skutecznością rzutów (może poza wspomniamym Katnićem, który trafił 4 z 16 rzutów z gry) lub podań. Z kolei wrocławianie zaczęli mniej agresywnie w obronie i z pewnym lękiem w ataku, który przejawiał się w wahaniach, kiedy dochodziło do potencjalnej próby rzutu ( nawet z otwartej pozycji).
Zespół Milivoje Lazića przegrał pierwszą kwartę z kretesem, zdobywając tylko 6 punktów (6:20), co praktycznie ustawiło cały mecz.
Jeśli przed meczem zakładaliśmy, że mecz może stać na wyrównanym poziomie oraz obie drużyny zechcą się na inauguracji i przy telewizji zaprezentować jak najlepiej, to już pierwsze minuty mocno nas rozczarowały..Typowany na głównego lidera Śląska – Dominique Johnson – zanotował do przerwy tylko 4 punkty, a w dodatku miał problemy z faulami (3). Za to za rzucanie , nawet zza łuku, bardzo chętnie zabierał się Michał Gabiński (1/7 z gry w całym meczu).
Śląsk na własnym parkiecie zanotował tylko 3 celne próby, na 20 wykonywanych rzutów za łuku.
W zespole z Kujaw widać było jasno nakreślony plan taktyczny, odcięcie od możliwości dwójkowego grania z wysokimi – Roberta Skibniewskiego – regularnie podwajanego czy to przez Sejda Hajrića czy też Danilo Mijatovića. Jeśli nawet już Skibie udało się ograć pierwszą linię obrony Anwilu, to Radosław Hyży lub Krzysztof Sulima trafiali na bloki rywala. Inna sprawa, że lubiący grę pick’n’roll Skibniewski nie mógł za bardzo liczyć na wolno przesuwającego się w ataku Kevina Thompsona, potencjalnie mającego robić różnicę pod koszami, ale ostatecznie wyglądającego na ociężałego i mało zwrotnego gracza (na pewno nie skorego do dwójkowych akcji ze Skibą).
Robert Skibniewski zakończył tylko jedną akcję pick’n’rollową asystą, do Krzysztofa Sulimy.
Włocławianie szukali wolnych miejsc na obwodzie i nie dość, że niektóre z prób – Mijatovića i Grahama – znalazły drogę do kosza Śląska, to z każdą minutą lepiej na parkiecie we Wrocławiu czuł się Michał Sokołowski. Jego przebojowe akcje „2+1” wyraźnie podcinały skrzydła miejscowym.
Katem gospodarzy okazał się grajacy przed dwoma laty dla wrocławian (w drużynie Przemysława Koelnera) , Amerykanin wracający do PLK z Rumunii, Paul Graham.
Łatwe minięcia swoich rywali, skuteczne próby z otwartych pozycji, a w końcu 3 z 4 celnych prób zza łuku doprowadziły do wysokiego prowadzenia gości przed przerwą (36:24). Graham w całym spotkaniu zanotował 21 pkt, przy 8 celnych z 13 wykonywanych rzutów z gry. Widać, że grając wspólnie m.in. z Robertem Skibniewskim, przed 2 laty, nie marnował czasu na treningach i oswoił się na dobre z koszami w „Orbicie”.
Kluczowy moment meczu to początek trzeciej kwarty, grany przez wrocławian bez Dominique’a Johnsona.
Kiedy wydawało się, że niemoc strzelcka gospodarzy oraz trema przed powrotem na koszykarskie salony powinny zostać w szatni Śląska, to trener Milivoje Lazić zastosował bardzo ryzykowny wariant, zostawiając na ławce swojego lidera , Dominique’a Johnsona (miał trzy przewinienia). Ten fakt spowodował, że na wrocławianie mieli piątkę złożoną tylko z polskich graczy, a na miejsce Johnsona wszedł Adrian Mroczek – Truskowski. Jakość słabo prezentującej się ofensywy wrocławian dodatkowo spadła.. Przegrana 11:17 kwarta przez graczy Milivoje Lazića i coraz pewniejsi swego, regularniej trafiający Graham, Sokołowski i Mijatović zbliżali się z każdą minutą do końcowej wygranej.
Anwil zanotował 52% skuteczności rzutów z pola gry
W ostatniej kwarcie wynik kolejnymi zagraniami próbowali ratować dla Sląska – Skibniewski (pierwsza celna trójka w meczu), Kikowski czy Hyży (akcja „2+1”), ale ich zapędy wystarczyły tylko i wyłącznie na zmniejszenie przewagi do 8 punktów. Zespół Miliji Bogicevića grał konsekwentnie po obwodzie, dzieląc się piłką i szukając wolnych pozycji do rzutu, przed 24 sekundą akcji. Dwójka Mijatović – Graham rozstrzygnęła swoimi celnymi rzutami losy meczu na korzyść włocławian.
Zawodnik na plus: Paul Graham, autor 21pkt i 8-13 rzutów z gry. Dość nieoczekiwanie przy okazji słabszego meczu Dusana Katnića i kontuzji Piotra Pamuły wyrósł na lidera ofensywy Anwilu.
Zawodnik na minus: Paweł Kikowski, 8pkt-7zb-3straty i 3-12 rzutów z gry. W pierwszych minutach meczu stremowany, bojący oddać sie rzutu, a następnie próbujący rzucać na siłę, by w końcu trafić. Momentami zapominał też o obronie zostawiając na moment wolnego Paula Grahama czy Michała Sokołowskiego. Kikowski praktycznie nie przypominał zawodnika jakim był, ocierając się o kadrę Polski czy notujący występy w Treflu Sopot.
Podsumowując: na dziś widać różnicę w jakości gry obu ekip, która może brać się z różnicy budżetów obu klubów a co idzie za tym, wyższej lub niższej jakości graczy zagranicznych.
Wynik: WKS Śląsk Wrocław – Anwil Włocławek 61:73 (6:20, 18:16, 11:17, 26:20)
Śląsk: Dominique Johnson 19, Paweł Kikowski 8, Jakub Parzeński 6, Kevin Thompson 6 (9zb), Robert Skibniewski 5, Krzysztof Sulima 4, Adrian Mroczek-Truskowski 4, Franjo Bubalo 4, Michał Gabiński 3, Radosław Hyży 2.
Anwil: Paul Graham 21, Dusan Katnic 11, Danilo Mijatovic 11, Michał Sokołowski 11, Seid Hajric 8 (10zb), Keith Clanton 5, Mateusz Kostrzewski 4, Mikołaj Witliński 2.