Stelmet Zielona Góra i PGE Turów Zgorzelec w sezonie zasadniczym spotkali się 4 razy, a bilans ich spotkań przed dzisiejszym meczem wynosił 2:2. O dziwo obie ekipy w rywalizacji swoje zwycięstwa odnosiły w meczach wyjazdowych. Reguła potwierdziła się również dziś. Na hali przy Maratońskiej w Zgorzelcu zwycięstwo odnosi drużyna przyjezdnych. Taki rozwój sytuacji lepiej wróży Zielonogórzanom, którzy większość spotkań rozegrają właśnie w Zgorzelcu.
Od wysokiego c zaczęli gracze Turowa. Świetnie w spotkanie wszedł Aaron Cel, bowiem to dzięki jego trafieniom gospodarze szybko objęli sześciopunktowe prowadzenie. Stelmet w grze utrzymywał Oliver Stević, który zdobył pierwsze 8 punktów swojej drużyny. Po kolejnych trafieniach Hosley’a podopieczni trenera Uvalina wyszli na prowadzenie, które z każdą kolejną minutą powiększali(i nie oddali już do końca spotkania).
Po zejściu z boiska Cela gra Turowa uległa znacznej zmianie. Zgorzelczanie stracili pomysł na grę, a mocniejsza obrona Stelmetu sprawiła, że PGE przez prawie 7 minut nie trafili ani jednego rzutu z gry. W połowie pierwszej kwarty na parkiecie pojawił się Walter Hodge, który od czasu jego zawieszenia w ćwierćfinałach przestał zaczynać mecze w pierwszej piątce. Portorykańczyk dał swoim kolegom niezły zastrzyk energii. Goście jeszcze przed końcem pierwszej odsłony wyszli na ośmiopunktowe prowadzenie.
Bolączką gospodarzy nie była tylko słaba skuteczność z gry (1/10 za trzy), ale również nagminnie tracone piłki. Gracze Turowa kreując swoje akcje często w sposób nieprzemyślany i nerwowy zaliczyli aż 5 strat.
Świetnie radzący sobie w Playoffs Ivan Opaciak całkowicie nie mógł znaleźć pomysłu na siebie podczas dzisiejszego spotkania. Łatwo z gry wyłączali go gracze Stelmetu. Turów pomimo kreowania przyzwoitych pozycji rzutowych nie trafiał swoich rzutów, zresztą również rzuty Zielonogórzan nie mogły znaleźć drogi do kosza. Wciąż problemy z szanowaniem piłki mieli podopieczni Miodraga Rajkovicia, bowiem na koniec drugiej kwarty na swoim koncie mieli 9 strat.
Liderzy Turowa szczególnie zawodzili z początkiem 2 połowy. Po trafieniu Aarona Cela Stelmet zanotował serial punktowy 14:4 i osiągnął rekordową, bo piętnastopunktową przewagę. Podkoszowi PGE Turowa nie mogli poradzić sobie ze świetnie grającym Steviciem, który spotkanie zakończył z double-double (20 pkt, 10 zb). Dobra obrona Stelmetu Zielona Góra wymusiła na rywalach ostatecznie 16 strat.
Po słabym fragmencie gry gospodarzy mogło się wydawać, że Stelmet spokojnie „dowiezie” zwycięstwo do końca spotkania. Swoimi trafieniami jednak sygnał do ataku dał Damian Kulig, który zdobywając 9 punktów w końcówce trzeciej kwarty doprowadził do wyniku 44:51 na korzyść gości, co przy aktualnej formie Zgorzelczan zapowiadało ciekawą końcówkę z walką do samego końca.
Po trafieniach kolejno Cela, Mićića i Kuliga różnica pomiędzy oboma finalistami wynosiła 1 punkt. Od tej pory obie ekipy szanowały piłkę i rozważnie rozgrywały swoje akcje. Dwie „trójki” Robinsona pozwoliły gospodarzom doprowadzić do remisu 56:56. Nagminnie przestrzelane rzuty osobiste Zgorzelczan i kolejne trafienia Stevicia pozwoliły „odskoczyć” podopiecznym Mihailo Uvalina na 5 „oczek” na niecałe 2 minuty przed końcem spotkania. Ważna udana trzypunktowa próba Mićića utrzymała Turów Zgorzelec w grze. Zaraz jednak swoim celnym rzutem odpowiedział Łukasz Koszarek, który po dość niemrawej pierwszej połowie spotkanie zakończył spotkanie z dorobkiem 12 punktów i znacznie przybliżył Stelmet do wyjazdowego zwycięstwa. Nadzieję podopiecznych trenera Rajkovicia podtrzymywał jeszcze Damian Kulig, ale po jego trafieniu, na linii rzutów wolnych nie mylił się Mantas Cesnauskis, a mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 65:69 na korzyść gości.