1. Kto jest Twoim faworytem w finale i co zadecyduje o wygranej Stelmetu bądź Turowa?
W. Konieczny: Stelmet na tle AZS-u zaprezentował się znakomicie, zwłaszcza w meczu nr 3 i do finału awansował na pewno mniejszym nakładem kosztów, niż Turów. Zgorzelczanie z kolei pokazali, że nawet w słabszej formie są w stanie wygrywać – i to na wyjeździe, co widać było zwłaszcza w meczu nr 4 z Anwilem. Szanse obu zespołów na mistrzostwo są porównywalne, na dziś typuję jednak 4:3 dla Stelmetu, choćby dlatego, że wreszcie cała piątka liderów Stelmetu gra naprawdę dobrze – Hodge dobrze odnajduje się w roli rezerwowego, Stević i Borovnjak dominują pod koszami, Koszarek świetnie rozgrywa, a Hosley, gdy chce mu się grać, jest najlepszym zawodnikiem ligi. Turów ma dłuższy skład z lepszą ławką, ale to może okazać się jednak niewystarczające. Za Turowem przemawia także przewaga parkietu i nieco pewniejszy szkoleniowiec, Stelmet ma jednak pięciu graczy, z których każdy może wygrać mecz, ma lepszych graczy na każdej pozycji, w dodatku jest rozpędzony serią z AZS-em i jeśli zagra tak w finale, powinien wygrać. Zaznaczam jednak, że szanse obu ekip są bardzo podobne i spodziewam się zaciętej serii, w której do wyłonienia mistrza potrzebnych będzie minimum 6, a najpewniej aż 7 gier. Choć może być i tak, że skończy się na zaskakującym 4:1 – w tym sezonie w PLK mieliśmy nie takie sensacje…
Inna sprawa, że obaj tegoroczni finaliści są moim zdaniem wyraźnie słabsi niż Trefl i Asseco z ubiegłorocznego finału i tak naprawdę w tym roku sezon powinien zakończyć się jak niektóre konkursy literackie dla dzieci i młodzieży – bez przyznania pierwszego miejsca…
K. Czyż: Mimo tego, że większość typuje Stelmet, ja ciągle zostaje przy Turowie. Wydaje mi się, że zgorzelczania mają jednak przewagę na ławce trenerskiej, gdzie Miodrag Rajkovic jest specjalistą od sytuacji specjalnych. Aby jednak Turów mógł sięgnąć po złoto, spełnione musi zostać kilka warunków. Mocna, zespołowa obrona, która ograniczy kreaowanie gry Koszarkowi i Hodge’owi, mądra gra po obu stronach prakietu Zigeranovicia oraz dobra skuteczność Chylińskiego, Robinsona i Opacaka. Jeśli Turów narzuci swój styl gry i złapie wiatr w żagle, to ma bardzo duże szanse na pokonanie zielonogórzan.
Woy: Moim faworytem są koszykarze Stelmetu, ze względu na większe indywidualności w ich składzie i liderów mogących przechylić losy rywalizacji wyraźnie na ich korzyść. Koszarek, Hodge i Hosley mogą poprowadzić Stelmet do historycznego sukcesu, a wszystko zależeć będzie od ich zespołowego grania , dzielenia się piłką oraz chęci współpracy w defensywie. O wygranej Stelmetu może zadecydować skuteczność z gry, którą agresywną obroną mogą zaburzyć zawodnicy Turowa. W składzie zgorzelczan brakuje mi lidera z prawdziwego zdarzenia, mimo, że z fantastycznej strony w serii z Anwilem pokazał się skuteczny Ivan Opacak. Turów to zespołowa gra i mocna defensywa i by zespół Rajkovića marzył o wygranej serii, musi wygrać aż 4 spotkania co może okazać się bardzo trudne, zwłaszcza przy nierównej dyspozycji Cela, Chylińskiego oraz Zigenarovića. Ozdobą serii będzie konfrontacja Hosley – Opacak, a kluczowym aspektem – walka na tablicach. Ważna rzecz, na którą zwracam uwagę to rosnąca forma wszystkich graczy Stelmetu. Turów z kolei od drugiego meczu z Anwilem wyglądał różnie i miał zdecydowanej przewagi z pokonanym w trudzie rywalem.
2. Kto wygra rywalizację o brąz – Anwil czy AZS – i na które rzeczy muszą zwrócić uwagę trenerzy by zwyciężyć w rywalizacji?
W. Konieczny: W ćwierćfinale stawiałem na Trefl z zaznaczeniem, że AZS ma ogromne szanse sprawić niespodziankę – i tak się stało. W półfinale na Akademikach się przejechałem – tymczasem wyniki Anwilu przewidzieć można było bez przeszkód (i zarówno ich półfinałową, jak i ćwierćfinałową serię wytypowałem idealnie). Typowanie serii o brąz wydaje się więc sporym wyzwaniem – faworytami są włocławianie, którzy lepiej zaprezentowali się w skali całego sezonu, pozostawili po sobie także lepsze wrażenie z serii półfinałowej, podczas gdy ekipa z Koszalina zakończyła ją w fatalnym stylu. Spowodowane było to jednak przemęczeniem liderów AZS-u, teraz zaś cała ekipa jest w bardzo dobrej kondycji – czasu na odpoczynek było wszak wystarczająco dużo. Siłą AZS-u jest na pewno mniejsza presja, kwartet graczy, którzy w pełnej dyspozycji należą do najlepszych w lidze na swoich pozycjach (Henry, Leończyk, Wiśniewski, Harris) i szansa na osiągnięcie historycznego dla klubu wyniku. Anwil ma natomiast przewagę parkietu, Krzysztofa Szubargę i świetnie ostatnio dysponowanego Marcusa Ginyarda, który gra na pozycji w AZS-ie obstawione wyjątkowo słabo. Problemem Anwilu może być jednak rotacja Polakami, tych bowiem w obliczu kontuzji Frasunkiewicza i urazu Sokołowskiego jest zdecydowanie za mało (inna sprawa, że AZS ma aż czterech statystów na ławce, spośród których tylko Rafał B. jest w stanie wnieść coś do gry).
Co ciekawe, w rywalizacji obu zespołów w sezonie padł remis – każda z drużyn wygrała po jednym meczu… wyjazdowym!
Jeśli Anwil chce wygrać, to musi zagrać tak, jak w wygranym meczu z Turowem: agresywnie od pierwszych minut, z świetną selekcją rzutów i z odcięciem od podań Darrella Harrisa, ważne też, żeby znaleźć obrońcę na Seka Henry’ego. AZS z kolei musi w większym stopniu wykorzystać rezerwowych, zwłaszcza Rafała Bigusa i Roba Jonesa, poprawić rotowanie składem, a także unikać idiotycznych strat, które zadecydowały o przegranej ze Stelmetem. Obstawiam 2:1 dla Anwilu, trudno jednak do końca przewidzieć, w jakiej formie będą obie ekipy po tak długiej przerwie – na to jednak, że AZS odpuści jak w trzecim meczu ze Stelmetem nie liczę, można się więc spodziewać emocjonującej miniserii.
K. Czyż: Anwil bardzo dobrze wyglądał w serii z Turowem, mimo tego, że przez całą rywalizację, spokoju nie dawały im kontuzje. Teraz do składu już w większym wymiarze czasowym powinień wrócić Szubarga, co przywróci włocławianom swoją siłę w ataku i presję na gracza z piłką. AZS jeśli chce pokonać Anwil, musi wrócić do dyspozycji z serii przeciwko Treflowi. Darrel Harris musi dominować w pomalowanym, żeby jego zespół miał szansę na zwycięstwo. Stawiam na Anwil głównie przez pryzmat Michała Sokołowskiego, który skutecznie uprzykrzy życie Wiśniewskiemu i tym samym ograniczy skuteczną grę w ataku rywali.
Woy: Po meczach półfinałowych postawiłbym na zostawiających – o poziom lepsze wrażenie – graczy Anwilu. Z drugiej strony mówi się, że tak się gra na ile przeciwnik pozwoli, a Akademikom na niewiele pozwolili Stelmetowcy. Plusem AZS-u jest fakt, że zespół Sretenovića miał jedno mniej spotkanie w nogach , z drugiej rundy oraz praktyczny brak kontuzji (jedynie uraz Wiśniewskiego) w porównaniu z Anwilem. Włocławianie z kolei musieli zmagać się z urazami Szubargi (wróci), Sokołowskiego i Frasunkiewicza. Na pewno też pod względem organizacji gry i skutecznej defensywy piłeczka jest po stronie zespołu Miliji Bogicevića. Gramy do dwóch zwycięstw więc trzeba założyć, iż oba zespołu włożą w widowisko wszystkie i ostatnie swoje siły. Kluczowy pojedynek odbędzie się na pozycji numer 1, między Sekiem Henrym i Krzysztofem Szubargą. Ważnym aspektem będzie dzielenie się piłką, a lepiej pod tym względem wyglądał ostatnio Anwil. Koszalinianie by wygrać muszą grać bardziej efektywnie, zwłaszcza trafiać z czystych pozycji (tego najbardziej zabrakło w konfrontacji ze Stelmetem). Wydaje się, że bliżej wygranej, po pierwszym spotkaniu będzie Anwil, a na pewno obejrzymy trzy spotkania. By Akademicy wygrali, swoją serię z Treflem musi przypomnieć sobie Darrell Harris.
3. Jaką czołową czwórkę – przed sezonem i po transferach – z wszystkich drużyn PLK obstawiałeś za najlepszą w perspektywie gry o medale?
W. Konieczny: Przed sezonem stawiałem na Trefla, Stelmet, Turów i Asseco, trafiłem więc ledwie w dwa zespoły, kto mógł jednak wówczas przewidzieć, że gdynianie zmienią się aż tak bardzo, a i porażki Trefla mało kto się chyba spodziewał. Po transferach typowałem podobnie, tyle, że Asseco zastąpiłem Anwilem – wychodzi więc na to, że jedyną niespodzianką są koszalinianie, których w półfinałach można było widzieć chyba tylko po trzech pierwszych meczach sezonu…
K. Czyż: Na pewno nie sądziłem, że AZS będzie w stanie wejść do czołowej czwórki. Mimo, że zbudowali silny skład na starcie sezonu, obawiałem się tego, co stało się kilka kolejek później, czyli załamania formy akademików. Chwała im za to, ze potrafili się podnieść i wyeliminować faworyzowany Trefl. Oczywiście jako pewniaka do czwórki typowałem Asseco, które miało po raz kolejny dopiero w finale poznać smak prawdziwej rywalizacji. Kiedy z Gdyni zaczęli odchodzić kolejni zawodnicy, powiedziałem, że walka o złoto rozstrzygnie się pomiędzy Turowem i Stelmetem i jak widać nie myliłem się.
Woy: Muszę powiedzieć, że stawiałem na czołową szóstkę przy AZS-ie i kosztem Czarnych Słupsk. Stało się nieco inaczej, ale AZS i tak zaliczył historyczny dla siebie awans. Nie wierzyłem , po odejściu Żana Tabaka, już w awans do czwórki Trefla Sopot. Aż dziw, że ten zespół tak mocno mieszał w lidze, do końca szóstkowej rywalizacji. Granie słabymi środkowymi i brak po odejściu Przymysława Zamojskiego długo były maskowane. Największy szok to jednak brak w top 4 Asseco Prokomu, z wiadomych powodów. Osoba Kestutisa Kemzury, nawet z przeciętnymi transferami, miała gwarantować kolejny tytuł Mistrza Polski. Przed rozpoczęciem rozgrywek moja czwórka wyglądała tak : Turów, Asseco Prokom, Stelmet i Trefl. In plus na pewno, po roszadzie trenerskiej, Anwil Włocławek.
4. Czy uważasz ,że poziom ligi spadł w porównaniu do sezonu 2011-12. Jeśli tak to dlaczego tak się stało?
W. Konieczny: Poziom ligi spadł bardzo wyraźnie – i to nawet na przestrzeni jednego sezonu. Przykład – oglądając playoffowe wyczyny tegorocznych finalistów śmiało można zaryzykować twierdzenie, że w rywalizacji z ubiegłorocznymi finalistami, Treflem i Asseco, byłyby bez szans. Znacznie lepiej wyglądali także pozostali dwa półfinaliści z ubiegłego roku – przy nich Anwil i AZS z tego sezonu wyglądają znacznie gorzej. Co więcej, tegoroczny skład AZS-u jest moim zdaniem słabszy od ubiegłorocznego, a zespół z Koszalina osiągnął więcej.
Z czego wynika osłabienie ligi? Przede wszystkim ze znacznie niższego poziomu zawodników z zagranicy, zwłaszcza z USA. Głównym powodem spadku poziomu jest jednak fatalne zarządzanie zespołami – w tym sezonie obserwowaliśmy niebywałe sytuacje w Gdyni (praktyczny rozpad drużyny), w Koszalinie (zmiana trenera to nic w porównaniu z wprawiającymi w osłupienie nie tylko kibiców AZS-u decyzjami kadrowymi: sprowadzanie graczy, którzy nie grają, zwalnianie kluczowych zawodników i nie zastępowanie ich innymi itp.) czy Kołobrzegu (drużyna przystępuje do rozgrywek w ostatniej chwili i jest naprędce konstruowana – bez ładu i składu). Owszem, przed rokiem mieliśmy takich słabeuszy jak ŁKS, Politechnika i PBG Basket, ale tegoroczna Rosa, Kotwica i Start nie były wcale dużo lepsze. Z jednej strony liga była przez to ciekawsze, bo niespodzianek nie brakowało, z drugiej jakość spotkań mocno się pogorszyła, a najlepsi zawodnicy nie błyszczeli aż tak bardzo. To jednak zjawisko długofalowe, problem, który narasta i może doprowadzić do jeszcze wyraźniejszego pogorszenia się jakości ligi. Osobnym tematem jest promocja koszykówki w Polsce i postawa ligi w kontekście marketingu…
K. Czyż: Tak i nie, ze wskazaniem na tak. Na pewno poziom ligi ucierpiał na „ropzadzie” Mistrzów Polski z Gdyni, którzy przez dekadę byli prekursorem naszej koszykówki. Doprowadziło to jednak do znacznego wyrównania sił w naszej lidze, co nie świadczy jednak o zwiększonym poziomie. Po rozpadzie Politechniki Warszawskiej i ŁKSu Łódź, wydawało się, że odpadną nam drużyny, dla których każdy mecz wyjazdowy to tylko szansa na zebranie doświadczenia, ale niestety ich miejsce zajęły ekipy z Kołobrzegu i Gdyni. Mistrz Polski dostanie szansę gry w eurolidze i bez znaczących transferów, ani Turów, ani Stelmet nie będa w stanie wyjść z grupy. Cieszy natomiast fakt, że po naszych parkietach chcieli/chcą biegac tacy zawodnicy jak Hodge, McCauley, Hosley, Koszarek, Opacak czy Ginyard. Mamy też większą ilość Polaków, ale na pewno lidze wciąż potrzebne są dodatkowe pieniądze, żeby zatrudnić 3-4 prawdziwe gwiazdy, a resztę miejsc udostępnić przyszłościowym zawodnikom.’
Woy: Podniósł się tak naprawdę poziom jednej drużyny, Stelmetu Zielona Góra, natomiast forma Turowa została na poziomie teamu Jacka Winnickiego sprzed roku (z tymże inni rywale w poprzednim sezonie byli mocniejsi). Reszta ekip wg mnie straciła (licząc ich poprzednie sezony, poza beniaminkami) Generalnie liga wiele straciła wskutek problemów finansowych części drużyn, zwłaszcza Asseco Prokomu i Trefla. Zabrakło mi też „farbowanego bądź nie” Śląska – a PLK swoimi dziwnymi grami przymknęła oko na ugody graczy z klubami o spłacie należności (pod koniec sezonu, co widać było po formie, znów te same drużyny jak Kotwica i Trefl borykały się problemami). Zamiast drużyny p. Koelnera ujrzeliśmy Rosę Radom i znów raczkującą Kotwicę, która z roku na rok buduje skład w trybie last minute. (Konsekwencją wycięcia ważnego ośrodka z koszykarskiej mapy Polski, był znów spadek oglądalności PLK ) Obie drużny z trudem i do ostatnich dni walczyły o liczbę zwycięstw bliskich 10 (przy ponad 30 meczach). Niektórym może wydawać się, iż poziom ligi i drużyn był zbliżony, niekiedy wyrównany, a ja natomiast myślę, że słaba jakość graczy zagranicznych sprawiła takie a nie inne wrażenie. Będąc realistą muszę przyznać, że z roku na rok trafiają do nas słabsi gracze, mniej zarabiający oraz nie podnoszący za bardzo jakości gry danych drużyn. Polska liga przestaje być jakimkolwiek magnesem dla graczy pokroju Motiejunasa, Woodsa oraz dawniej oglądanego Greera, a już słyszymy o odejściu Hodge’a. Bolączką większości ekip jest słaba organizacja budżetu klubowego oraz tylko jedno – sezonowa praca, która nijak ma się do przyszłości drużyn; bez drobnych wyjątków typu Stelmet, Turów nie widać pracy na przyszłość i tworzenia solidnych fundamentów. Upadek Asseco Prokomu dobitnie świadczy o tym, że tylko pieniądze w Trójmieście dawały sukces – z drugiej strony nie zostały poczynione żadne większe kroki odnośnie budowania szerokiego składu, z wyławianiem talentów choćby z Bałkanów czy krajów nadbałtyckich, które w przyszłości, przy mniejszych nakładach, mogliby decydować o obliczu „tonącego okrętu”. Osobny jeszcze temat to zarządzenie całą ligą i niewyraźny image w oczach fanów – najlepszy tego przykład to słaba jakość płatnych transmisji internetowych – czy jedna w tygodniu relacja telewizyjna z meczu; spójrzmy nawet na ubogą wiadomości czy wywiady stronę firmującą ligę (PLK.pl). W taki sposób nie walczy się o widza, fana czy zwolennika, a ludzie, którzy lubią koszykówkę poprostu tracą cierpliwość i chęci do oglądania basketu. Fan żyjący w takim koszykarskim świecie czuje się mocno zdegustowany.. Poziom = organizacja. Mam też nadzieję, że część ludzi związanych z PLK poprawi swoje błędy czy to w poszczególnych drużynach czy w zarządzie ligi, by za rok prezentować nam poziom zbliżony do poprzednich lat.