Po świetnym spotkaniu na Maratońskiej Turów Zgorzelec ostatecznie pokonał Anwil Włoclawek 83-80. Goście rozegrali świetną pierwszą połowę, nie pozwalając gospodarzom się rozkręcić, ale kompletnie zawalali trzecią kwartę i w końcówce nie zdołali obrócić losów spotkania.
Niestety do pełni zdrowia nie wrócił Krzysztof Szubarga i kibice obu drużyn mogli oglądać rozgrywającego Anwilu tylko przybijającego piątki swoim kolegom przy ławce rezerwowych. W przedmeczowym wywiadzie Piotr Stelmach uprzedzał, że nie można lekceważyć rywala, a osłabieni włocławianie paradoksalnie mogą zagrać lepiej niż z Szubargą na parkiecie. Jak się okazało motywacja, aby zwycięstwo zadedykować swojemu rozgrywającemu nie wystarczyła i Anwil wypuścił zwycięstwo z rąk i do Włocławka wraca z nożem na gardle.
Początek należał jednak do gości. Co prawda już w pierwszej minucie spotkania, 2 faule złapał Seid Hajrić i wydawało się, że bardzo szybko rozpoczną się problemy Anwilu, ale Turów słabo wszedł w to spotkanie. Kompletnie nie kleiła się gra gospodarzom, a wszystkie punkty z pierwszej części tej kwarty były efektem przewagi wzrostu Zigeranovicia nad Boykinem. Włocławianie wyciągnęli wnioski z sobotniej porażki i od początku wyszli z agresywną obroną. Aaron Cel nie mógł wstrzelić się zza łuku(o/3), a Boykin wykorzystywał swoją przewagę szybkości nad Zigeranoviciem.
Na niecelną grę Turowa, świetnie odpowiedział Przemysław Frasunkiewicz, który zdobył szybkie 7 punktów. Zza łuku trafił także Eitutiavius i goście niespodziewanie prowadzili już 16-5. Anwil świetnie ograniczył grę Russela Robinsona, który był kompletnie niewidoczny w pierwszej kwarcie. Za Michałem Chylińskim bardzo mądrze biegał Ginyard i nie odstępował naszego kadrowicza ani na krok. Po bardzo dobrej grze w obronie, mocnej walce na obu tablicach oraz celnych rzutach z poza trumny, Anwil wygrywał po 10 minutach 21-12.
Niestety los kompletnie nie sprzyjał drużynie z Włocławka. Już na początku drugiej kwarty niefortunnie na parkiet upadł najlepszy w pierwszej kwarcie, po stronie Anwilu, Przemysław Frasunkiewicz. Okazało się, że nie jest zdolny do dalszej gry i z grymasem bólu na twarzy musiał opuścić parkiet przy pomocy fizjoterapeutów. Turów nieco się obudził, a dobrą zmianę zaliczył Damian Kulig. Trener Bogicevic musiał zaryzykować i na parkiet powrócił Hajrić. Anwil po chwilowym przestoju wrócił do swojej gry i kolejne punkty dołożyli Bartosz i Sokołowski.
Szybko jednak kolejny faul złapał Hajrić i musiał wrócić na ławkę rezerwowych. Trener Rajkovic od razu zareagował i podwyższył skład wypuszczając na parkiet jednocześnie Zigeranovicia, Kuliga i Cela. Obronie gości urwał się wreszcie Chyliński i trafił pierwszą w tym spotkaniu, po stronie Turowa trójkę. Przewaga stopniała do 3 punktów, ale Anwil nie pozwolił gospodarzom się dogonić. Dobrze grał Tony Weeden i to głównie za jego sprawą oraz Michała Sokołowskiego goście wciąż byli na prowadzeniu. Marcus Ginyard nic sobie nie robił z obrony Turowa i dokładał kolejne punkty na konto swojego zespołu. Po akcji 2+1 Davida Jacksona Turów nieco zmniejszył straty, ale do przerwy to Anwil prowadził 45-37 i sensacja wisiała w powietrzu.
Anwil imponował szczelną obroną i niesamowitą walką. Agresywny nacisk na gracza z piłką i mocne odcinanie skrzydłowych Turowa, przyniosło gościom zamierzony efekt. Włocławianie wreszcie trafiali swoje rzuty i o dziwo po dwóch kwartach zebrali więcej piłek od swoich rywali. Turów nie grał w obronie tak mocno jak nas do tego przyzwyczaił i na pewno rozmowa w szatni nie należała do przyjemnych. Gospodarze nie grzeszyli także skutecznością(1/11 za trzy !!!).
W trzeciej kwarcie zmieniła się postawa Turowa w obronie, ale wciąż podopieczni Rajkovicia nie trafiali swoich rzutów. Kompletnie nieskoncentrowany z szatni wyszedł Ivan Zigeranovic i szybko popełnił 3 głupie straty. Mądrze i przebiegle grał za to Mateusz Bartosz. Obrona Turowa zaczęła jednak poprawnie funkcjonować i najpierw akcję 2+1 zaliczył Chyliński, a potem 4 punkty z rzędu dołożył Aaron Cel. Turów przegrywał 49-44 a trener Bogicevic poprosił o czas. Obwodowi Turowa świadomie ogrywali Damiana Kuliga, którego krył Seid Hajrić z 3 faulami na koncie. Po kolejnych dobrych akcjach obronnych trafiał Chyliński, a na parkiet powrócił Zigeranovic i już w swojej pierwszej akcji wymusił 4 faul na jedynym centrze gości.
Turów gonił rywali, ale za każdym razem goście umieli odpowiedzieć celnym rzutem Ginyarda, lub zespołową akcją. 4 faul złapał jednak Ginyard i po celnej trójce z kontry Michała Chylińskiego i dwóch celnych rzutach osobistych Russela Robinsona, Turów wyszedł na pierwsze w tym spotkaniu prowadzenie. Aaron Cel nie najlepiej spisujący się jak dotąd w ataku, bardzo dobrze bronił Rubena Boykina i równo z syreną kończącą trzecią kwartę trafił zza łuku. Turów wygrał trzecią kwartę różnicą 10 oczek i przed ostatnią odsłoną wyszedł na prowadzenie 59-57.
Gracze Anwilu opadli z sił, a co raz bardziej rozkręcali się gospodarze. Turów tradycyjnie już rozpoczął kwartę od podań w strefę podkoszową, gdzie kolejne akcje na punkty pewnie zamieniał Ivan Zigeranovic. Gorszy nie chciał być Seid Hajrić i najpierw zaliczył akcję 2+1, wysyłając Zigeranovicia z 4 faulami na ławkę, a potem świetnie odciął Damiana Kuliga i po kontrze Bartosza Sokołowskiego Anwil przegrywał 1 punktem. Gospodarze znowu mieli problemy w obronie, a Hajrić dokładał tylko kolejne punkty i wyprowadził swój zespół na prowadzenie.
Na parkiecie temperatura rosła z każdą minutą, a każdy kolejny faul był co raz bardziej „męski”. Po celnych rzutach osobistych Opacaka, na 3 minuty przed końcem Turów wygrywał 69-66. Kolejne punkty dołożył Opacak i zwycięstwo oddalało się Anwilowi. Na 40 sekund przed końcem ważny rzut trafił kapitan gospodarzy i przy stanie 75-70 trener Bogicevic poprosił o przerwę na żądanie. Rzuty wolne na punkty zamienił Chyliński, ale akcję 3+1 (mocno przesadzona decyzja sędziów) zaliczył Marcus Ginyard. Kolejny raz na linii rzutów wolnych ręka nie zadrżała Chylińskiemu, ale zarówno on jak i Ginyard popełnili 5 faul i musieli powędrować na ławkę rezerwowych. Z linii trafili Eitutavicius i Robinson, ale rzut rozpaczy zza łuku o deskę trafił Eitutavicius. Kolejne 2 punkty dołożył Jackson, a rzut Weedena przez całe boisko nie znalazł drogi do kosza.
Po serii rzutów wolnych i niesamowitych trafień graczy Anwilu to gospodarze okazali się lepsi 83-80. Włocławianom nie dopisuje szczęście i do kontuzjowanego Krzysztofa Szubargi dołączył Przemysław Frasunkiewicz. Anwilowi należą się ogromne słowa uznania, bo udowodnili, że Turów jest w ich zasięgu, a agresywna obrona przyprawia graczy Turowa o ból głowy. Rywalizacja przenosi się do Włocławka, gdzie czeka nas co najmniej jedno, ekscytujące spotkanie. Jeżeli kontuzja Frasunkiewicza nie wykluczy go z dalszej gry i obrona Anwilu znajdzie sposób na zatrzymanie Zigernaovicia to jeszcze wszystko w tej rywalizacji jest możliwe. Z drugiej strony Turów jest już tylko o krok od finału i mają szansę dostać się tam bez porażki w Playoffs.
PGE Turów Zgorzelec 83-80 Anwil Włocławek
Turów : Zigeranovic 20 pkt, 5 zb Chyliński 18 pkt, 4 zb, 4 ast Kulig 9 pkt, 8 zb
Anwil : Ginyard 23 pkt, 4 zb Sokołowski 13 pkt, 6 zb Hajrić 12 pkt
1 komentarz