Reprezentant Polski w koszykówce Robert Skibniewski, który sezon rozpoczynał w AZS Koszalin, ma szansę na zdobycie mistrzostwa Słowacji. Jego Inter Bratysława rozpocznie w sobotę rywalizację w finale play off z zespołem MBK Rieker Komarno. Niewiele brakowało, a do finałowej rywalizacji w ogóle by nie doszło. Pierwotnie miała się rozpocząć 1 maja, a ostatecznie startuje dopiero dziesięć dni później.
W półfinale Inter, czwarty po sezonie zasadniczym, grał z rozstawionym z „trójką” BK Nitra. Pierwszy mecz przegrał, ale w kolejnych czterech zwyciężył. W tym decydującym, wygranym na wyjeździe 95:90, polski rozgrywający był najlepszym zawodnikiem stołecznej ekipy – zdobył 16 pkt (6/7 z gry), miał siedem asyst, dwie zbiórki i dwa przechwyty.
Inter miał jednak jeszcze innego „bohatera” – wicelidera ligowych strzelców Martina Rancika, który wyszedł na parkiet, mimo że w poprzednich spotkaniach otrzymał trzy przewinienia techniczne, co oznacza dyskwalifikację w kolejnym spotkaniu. Rywale złożyli protest. Domagali się unieważnienia meczu. Obie strony długo pozostawały przy swoich argumentach.
– Mieliśmy z tego powodu niemały galimatias. Nasz zawodnik teoretycznie powinien być odsunięty od kolejnego spotkania, ale liga nie dopatrzyła tej sprawy i zagrał. Dopiero po meczu został złożony protest, w którym zespół z Nitry wnioskował o unieważnienie wyniku i powtórzenie spotkania. Ostatecznie zadecydowano o zaliczeniu rezultatu. Gramy dalej, a Rancik nie wystąpi w następnym spotkaniu – powiedział PAP Skibniewski, który od trzech miesięcy występuje w drużynie z Bratysławy.
Wraz z nim przyszło jeszcze trzech silnych zawodników, m.in. amerykański skrzydłowy Alando Tucker, były gracz NBA, wybrany w drafcie przed Phoenix Suns i Marlon Garnett, który występował w Boston Celtics, Armani Jeans Mediolan i Benettonie Treviso. Zatrudniono też nowego trenera Chorwata Aramisa Naglica, który jako zawodnik grał na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie obok Drażena Petrovicia, Toniego Kukoca, Dino Radji czy znanych w Polsce Alana Gregova i Żana Tabaka.
– Początkowo dokuczały nam trochę kontuzje w zespole, mieliśmy też inne perypetie, ale zadanie było jedno: awans do finału. Teraz celem jest mistrzostwo kraju – dodał polski rozgrywający.
Skibniewski zaczynał sezon w AZS Koszalin, ale rozstał się z klubem w trakcie rozgrywek.
– To był dla mnie sezon zmian i nowych doświadczeń. Wszystko zaczęło się jeszcze na zgrupowaniu kadry przed eliminacjami mistrzostw Europy, gdy przyszła wiadomość o niedopuszczeniu Śląska Wrocław, którego byłem zawodnikiem, do rozgrywek PLK. Tak więc trafiłem do Koszalina, a potem na Słowację. Niczego nie żałuję. Poznałem bardzo wielu ciekawych ludzi, inne spojrzenia na koszykówkę. Mam nadzieję, że złoto w lidze słowackiej zrekompensuję mi te gorsze chwile w sezonie – przyznał.
Tymczasem jego była drużyna AZS Koszalin nieoczekiwanie awansowała do półfinału Tauron Basket Ligi, co jest największym sukcesem w historii klubu.
– Jak to się stało, że odszedłem? Widocznie nie spełniłem oczekiwań klubu, a pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Mogę powiedzieć, że cieszę się, że AZS awansował do półfinału, bo to pokazuje, że troszeczkę znam się na koszykówce. Mówiłem prezesom, że potrzebne są czas i cierpliwość, a w ostatnich latach właśnie tego brakowało w Koszalinie. W drużynie było za dużo zawodników na pozycjach obwodowych, a za mało pod koszem. Trener Zoran Sretenovic zrobił to samo, co w Polpharmie za moich czasów. W trudnościach drużyna się dotarła, zorganizowała – zauważył.
Paradoksem jest, że Skibniewski odszedł drużyny, gdy objął ją szkoleniowiec, z którym w Starogardzie Gdańskim bardzo dobrze się rozumiał.
– Nieważne, czy trener się wstawił za mną czy nie. Ktoś na górze powiedział „dosyć Skibniewskiego, nie mamy już do niego cierpliwości”. Zawsze mówiłem prezesom co myślę, czuję i widzę. W pewnym momencie mnie zawieszono i straciłem pracę. Teraz wygląda na to, że wyszło to wszystkim na dobre – ocenił.
Latem reprezentację Polski czekają przygotowania do wrześniowych mistrzostw Europy w Słowenii z nowym trenerem kadry Dirkiem Bauermannem, zatrudnionym w miejsce Alesa Pipana.
– Nie znam go osobiście, więc nie będę się wypowiadał na jego temat. Jeśli związek go zaakceptował, a Marcin Gortat oficjalnie wypowiada się pozytywnie o trenerze, to jest w porządku. Marcin jest największą gwiazdą reprezentacji, on musi się czuć z nim dobrze. Myślę, że mamy mądrych graczy, którzy będą potrafili znaleźć z selekcjonerem wspólny język – zakończył Skibniewski.
30-letni Robert Skibniewski ma już medale Mistrzostw Polski (złoto, srebro i brąz) oraz Mistrzostw Czech (srebro i brąz), czy zatem ten sezon zakończy z kolejnym złotem, w trzeciej różnej lidze, w której miał okazję występować ?Jego klub już dziś rozpoczyna rywalizację finałową, do czterech wygranych, z MBK Komarno.
Źródło informacji: PAP