Bez zachwytu można było oglądać ostatnie starcie Mistrzów z 2003 roku czyli Anwil, z hegemonem Polskiej Ligi Koszykówki, ostatniej dekady, Asseco Prokomem. Dla włocławian było to coś więcej niż zwykły mecz, czy play offs, a radość zawodników po 40. minucie dobitnie o tym świadczyła. Wszak Anwil wygrał serię z trójmiejskim Mistrzem po raz pierwszych od finałów, kiedy zdobył swoje pierwsze i jedyne dotychczas złoto.
Mistrzowie Polski bez klasy i w prosty sposób pożegnali się z mistrzostwem. Wydawało się, że euroligowa drużyna (sam typowałem serię na 3-1 dla Anwilu) mogłaby zaprezentować coś więcej z nauk wyciągniętych w zagranicznych parkietów. Więcej niż ślepy obstrzał kosza Anwilu na przestrzeni trzeciej kwarty..
To właśnie w niej – po nieudanej i przegranej 10 oczkami – drugiej odsłonie (14:24), 'Titanic’ dobił do dna. Usilne próby trafienia z dalekiego dystansu dotykały tylko obręczy, zamiast wpaść do siatki. Robert Witka (1-6), Krzysztof Roszyk (0-4), Mateusz Ponitka (0-3) i Przemysław Zamojski (4-11) walczyli w bardzo prosty i nieskuteczny sposób. Efekt ich gry to ledwie rzucone 9 punktów i sięgające 15. punktów rozmiary porażki. Także 5 na 27 za trzy punkty.
Porażki, której nie udało się zaniechać podczas ostatnich dwunastu minut Mistrzów, panujących nieprzerwanie od 2004 roku. Wtedy wówczas byli gracze Anwilu, Andrzej Pluta i Tomas Pacesas, poprowadzili sopocki klub do pierwszego tytułu. Po 9 latach gry łupem trójmiejskiej ekipy padło 9 tytułów. Fani drużyny już dziś wiedzą, że tylko większa kasa jest w stanie uratować Mistrza.
Jedni mówią – gdybym był bogaty – inni – gdybym lepiej gospodarował swoimi pieniędzmi. Takie bowiem wnioski można wysnuć po krajowych i zagranicznych wojażach drużyny na przestrzeni ostatnich lat. Zero podstaw na szczeblach kadetów i juniorów by uzupełniać pierwszy skład zespołu, a ponadto słabe dbanie o dobrą politykę transferową (mając na uwadze przepuszczanie przez skład wielu nieznanych i nie sprawdzających się graczy czy też rezygnowanie z zawodników, którzy wybili się w innym miejscu i nawet w lepszych warunkach -> Jovo Stanojević ciągle zadziwia w Turcji, a Bobby Brown zdobył koronę króla strzelców Euroligi). Rzadko inwestowano w graczy na dłużej, lubując się w krótkoterminowych, rocznych umowach. Słabe inwestycje (albo ich brak) w młodych graczy, z perspektywą..
Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę start zakończonych właśnie przez APG rozgrywek sezonu 2012-13, to trzeba przyznać, że tegorocznym budżetem można też było zarządzać rozważniej i oszczędniej – a wystarczyło by na dłużej. Dlaczego nie dano szansy Andrzejowi Adamkowi czyli tańszemu od Litwina Kemzury, trenerowi już na starcie? Na co komu był zabieg pozyskania Łukasza Koszarka (niemało zarabiającego) przy posiadaniu, kto wie czy nie lepszego, Jerela Blassingame’a?? W końcu, osoba Waltera Jeklina, praktycznie nie znajdującego żadnych wartościowych opcji dla nowego szkoleniowca..Nazwiska jak Khazzouh, Viney oraz Robinson szybko pojawiły się w Gdyni i za chwilę zniknęły.
Warto wspomnieć też o najlepszych latach Prokomu, litewskiej koncepcji gry z Tomasami Pacesasem i Masiulisem czy chwilę później erze Qyntela Woodsa, wspomaganego przez Davida Logana ( pamiętne Elite Eight Euroligi) ale to już materiał na inną opowieść.
Asseco Prokom spadł z wielkim hukiem, a Anwil zakończył wielką wędrówkę zespołu budowanego przez lata, przez Ryszarda Krauzego. Nawet nazwiska kadrowiczów Przemysława Zamojskiego, Piotra Szczotki, Mateusza Ponitki czy trzymanego gdzieś na ławce Piotra Pamuły nie były w stanie zatrzymać tego upadku. Upadku, który wisiał w powietrzu od paru dobrych miesięcy. Po raz pierwszy od roku 2000. były Mistrz nie zdobędzie żadnego medalu. Na sam koniec wypada zapytać – Quo Vadis Asseco?