Gdyby w kwietniu 2010 roku ktoś powiedział, że Asseco Prokom Gdynia za 3 lata będzie bliżej katastrofy niż kolejnego pasma sukcesów, to prawdopodobnie zostałby wyśmiany. Sezon 2009/2010 to był najlepszy występ w historii europejskich pucharów z udziałem polskiej drużyny. Wydawało się, że w Gdyni chwycili Boga za nogi i przed Asseco długa droga, pełna sukcesów i złota. O ile na krajowym podwórku dominacja była nie do podważenia, o tyle na salonach europejskich wszystko wróciło do normy i dalej faza grupowa to był maximum możliwości zawodników znad Bałtyku. W tym sezonie mistrz Polski mocno kuleje w Tauron Basket Lidze, o Eurolidze nie wspominając, i powoli traci swoje najsilniejsze wojska. Nie jest pewna sytuacja gdyńskiego klubu, ale nawet jeśli Asseco dogra sezon(tak się pewnie stanie) to o zwycięstwo w tych rozgrywkach będzie bardzo ciężko. Przed tak dużą katastrofą dużym wyzwaniem Prokom jeszcze nie stał.
Jeszcze niedawno mogliśmy cieszyć się z sukcesów Asseco w Eurolidze. Wygrane z Armani Jeans Mediolan,Khimki Moskwa czy przede wszystkim Realem Madryt, zapowiadały lepsze czasy dla wszystkich kibiców. W TOP 16 udało się pokonać Unicaję Malaga, Żalgiris Kowno i rewelacyjne CSKA Moskwa. Dzięki tym wygranym koszykarze z Gdyni awansowali do ćwierćfinału. Tam stoczyli 4 meczową wojnę z Olympiakosem, którą przegrali 1-3. Nie można było jednak odmówić im zaangażowania, bo przynajmniej w 2 z 3 przegranych spotkań zabrakło naprawdę niewiele, a przecież w składzie drużyny z Pireusu grali tacy zawodnicy jak Josh Childress, Linas Kleiza czy Milos Teodosic. Jak się potem okazało Olympiakos doszedł aż do finału rozgrywek, ulegając tylko Barceloniew decydującym spotkaniu.
Drużyną rządził David Logan, który zresztą wykorzystał swoją szansę i przyjął polskie obywatelstwo. Było to jego przepustką do dalszej kariery w silniejszych klubach, bo nie był zaliczany jak Amerykanin. Po parkietach naszej ligi biegał Qyntel Woods, który był naszym ligowym LeBronem Jamesem. Pod koszem niesamowicie silny duet Ratko Varda i Adam Hrycaniuk, który był przepustką do wielu wygranych. Z dystansu swoich rywali mordował Jan-Hendrik Jagla, który w swoim kraju został okrzyknięty następcą Dirka Nowitzkiego. Zespołem świetnie rządził Tomas Pacesas i wydawało się, że ta trwająca sielanka to dopiero zapowiedź sukcesów.
Teraz okazuje się, że był to początek problemów tej drużyny. Przez następne 3 sezony udało się wygrać tylko 5 spotkań w Eurolidze, ani razu nie wychodząc z grupy. Do zespołu dochodziły następne, głośne nazwiska takie jak JR Giddens, Mike Wilks, Donatas Motiejunas czy Alonzo Gee. Nie było to jednak to samo, zespół miał coraz większe problemy z wygrywaniem nawet na krajowym podwórku. Wprowadzone zostały różne dziwne pomysły np. ten z dwoma składami- jednym na Euroligę a drugim na PLK.
Prawdziwe zderzenie z rzeczywistością koszykarze z Gdyni zaliczają dopiero w tym sezonie. Z pracy zrezygnował Tomas Pacesas, a działacze klubu nie próżnowali i zatrudnili na jego miejsce byłego szkoleniowca Lietuvosu Rytas, Khimek czy przede wszystkim trenera kadry Litwy- Kestutisa Kemzurę. Litwin pracował w Polsce do 16 grudnia, kiedy to po porażce 15 grudnia z Elan Chalon-Sur-Saone, Kemzura dostał wypowiedzenie. Do tego czasu Asseco zdążyło przegrać 4 razy w lidze i 8 razy w Eurolidze. Nawet gdyby decyzja nie zapadła po meczu z Francuzami to pewnie stałoby się to dzień później i oficjalnie przyjęłoby się, że to za sprawą Macieja Kucharka(http://youtu.be/iBmwq3gX-fM) Kemzura rozstał się z Asseco.
Drużynę przejął Andrzej Adamek i próbował łatać dziury. Szybko wyszło na jaw, że transfery przeprowadzone przed sezonem to kompletnie niewypały. Z drużyny odeszli Ryan Richards, Frank Robinson, Julian Khazzouh i Alex Acker. Ciężko ocenić występ Drew Viney’a, który zaprezentował się publiczności tylko raz, rzucając 12 punktów w 28 minut. Okazało się, ze także pomysł przebywania na boisku jednocześnie Blassingame’a i Koszarka nie był trafiony. Pod koniec stycznia Jerel, który jeszcze rok temu był noszony na rękach odszedł do Cibony Zagrzeb.
Kiedy wydawało się, że najgorsze już za nimi i spokojnie będą mogli przygotować się do walki o obronę tytułu,Łukasz Koszarek zadał im cios prawdopodobnie śmiertelny. Nie dość, że ekipa z Gdyni straciła swoją najważniejszą postać, to jeszcze wzmocniła tym samym swojego największego rywala- Zastal Stelmet Zielona Góra. Oczywiście decyzja Koszarka wiązała się z ogromnymi problemami finansowymi klubu, które nadal nie są rozwiązane i nie wydaje się aby miało to miejsce w najbliższym czasie.
Asseco wciąż jest w czołówce tabeli, mając tyle samo punktów co pierwszy Turów, ale to raczej dzięki rywalom, którzy nie mieli ochoty wykorzystać zadyszki Asseco(szczególnie Turów i Zastal), niż heroicznej postawie podopiecznych Adamka. Głośno jest o dalszych osłabieniach w postaci Hrycaniuka i Zamojskiego. Center był już dogadany z Treflem, a Zamojski z Zastalem, jednak w ich wypadku sytuacja jest bardziej skomplikowana, bo nie mogą dostać pozwolenia na transfer od swoich agencji transferowych. Dopóki grają to Asseco wciąż stać na wejście do półfinału mimo tego, że pierwsza piątka zespołu to : Roszyk-Śnieg-Zamojski-Witka-Hrycaniuk. Osobiście uważam, że zabójstwem dla zespołu z Gdyni będzie odejście Zamojskiego. Można zakładać, że Hrycaniuka będzie w stanie po części zastąpić Mahalbasić, ale na zastępstwo Zamojskiego nie ma kandydata.
W Gdyni tak na prawdę dograją sezon w 8(o ile dograją). Oprócz wyżej wymienionej szóstki są jeszcze Ponitka i Szczotka. Ich forma może być kluczowa, aby Asseco miało jakiekolwiek szanse na sukces, a szczególnie tego pierwszego. W rezerwie jest jeszcze Pamuła i od niedawna Bogusz. Oczywiście największy problem jest na pozycji rozgrywającego, gdzie jest tylko Tomasz Śnieg, który może i nie jest najgorszą jedynką ligi, ale do Koszarka, Blassingame’a, Szubargi(o Hodge’u nie wspominając) jeszcze mu sporo brakuje. Z braku innych możliwości, zastępcą Śniega jest.. Mateusz Ponitka. Najbardziej na tym traci sam zainteresowany, bo urodzoną jedynką nie jest, a do tego nie może grac w sposób jaki lubi najbardziej.
Każdy inaczej patrzy na sytuację i formę Asseco. Jedni sądzą, że zawodnicy przetrwają kryzys i znowu będą głównym kandydatem do złota, inni że szybko odpadną, a jeszcze inni twierdzą, że może być spory kłopot z dograniem tego sezonu. Nikt nie ma zamiaru spisywać ich na straty, bo sport nie raz już udowodnił, że wszystko jest możliwe, ale wciąż nie mogę sobie wyobrazić zwycięstwa Śniega i spółki w 7 meczowej serii nad Stelmetem, Turowem czy Treflem.