W kiepskim stylu kończą pierwszy etap rozgrywek koszykarze AZS-u Koszalin – nie dość, że nie zakwalifikowali się do górnej „6”, co było przedsezonowym założeniem zespołu, to jeszcze na zakończenie tej fazy rozgrywek przegrali w Słupsku z Czarnymi 77:85. Słupszczanie przeważali przez całe spotkanie i choć goście w ostatniej kwarcie potrafili zbliżyć się nawet na dwa punkty, to w ostatnich minutach zupełnie się pogubili co bezlitośnie wykorzystali gospodarze i zrewanżowali się za porażkę z pierwszej fazy rozgrywek.
Najlepszym strzelcem meczu był Sek Henry (19 pkt.), ale graczem spotkania był Valdas Dabkus z Czarnych, który zaliczył double-double (17 pkt., 11 zb.).
Jeszcze kilka tygodni temu – ba! – kilka dni temu wydawało się, że mecz ten będzie decydował o tym, która z drużyn awansuje do górnej „6”, a która będzie musiała wybierać się na wycieczki do Radomia i Tarnobrzega. Akademicy jednak sprawili w poniedziałek swoim kibicom nieprzyjemnego psikusa przegrywając w fatalnym stylu z Anwilem i do Słupska jechali już tylko po to, aby udobruchać choć trochę mocno rozczarowanych ich grą kibiców. W zupełnie innych nastrojach do meczu podchodzili kibice Czarnych, którzy życzyli sobie, aby ich drużyna zrewanżowała się za baty, jakie Energa zebrała w Koszalinie w pierwszej rundzie w czasach, gdy AZS był rewelacją ligi.
Pierwsze minuty meczu wskazywały na to, że koszalinian ie w hali Gryfii zostaną bezlitośnie zdemolowani – zanim mecz na dobre się rozpoczął było już 22:7 i co mniej cierpliwi sympatycy przyjezdnych mogli już wieścić kompletny blamaż. Druga kwarta należała już jednak do koszalinian, którzy rozpędzili się na tyle, że na początku trzeciej wyszli nawet na prowadzenie. W tym czasie klasą samą w sobie był Sek Henry, który w ciągu 10 minut rzucił 14 pkt. i w pojedynkę rozmontowywał obronę gospodarzy. Gdy przez kolejnych kilka minut obie ekipy trzymały się na dystans maksymalnie pięciu punktów wydawało się, że do ostatniego gwizdka nie zabraknie emocji. Jeszcze na trzy minuty przed końcem po trójce Łukasza Wiśniewskiego (19 pkt.) AZS przegrywał tylko trzema punktami (70:73), ale kolejnych osiem punktów zdobyli gospodarze i było praktycznie po meczu. AZS zmniejszył nieco stratę (77:83) dzięki trochę rozpaczliwym trójkom Igora Milicicia (7 pkt., 6 as., 2 zb.) i Seka Henry’ego (19 pkt.), ale na więcej nie było już czasu, a wynik z linii rzutów wolnych na 85:77 ustalił w samej końcówce były gracz AZS-u, Marcin Dutkiewicz (5 pkt., 2 zb., 2 as.).
Czarni zdecydowanie przeważali w strefie podkoszowej, mając zarówno znacznie więcej zbiórek (41:30), jak i punktów drugiej szansy. Duża w tym zasługa pary podkoszowych Czarnych, Valdasa Dabkusa (17 pkt., 11 zb., 3 prz., 9 wymuszonych fauli i 8/8 z wolnych) oraz Yemi Gadri-Nicholsona (16 pkt., 8/9 z gry, 8 zb., 3 bl.). AZS nie był w stanie odpowiedzieć na grę tej dwójki – Rafał Bigus grał bardzo krótko (3 minuty), a Paweł Leończyk wyraźnie przegrywał walkę o zbiórki (11 pkt., 4 zb.). Nieźle wypadł Rob Jones (11 pkt., 9 zb., 2 bl.), ale raził nieskutecznością w ataku – jego statystyki ofensywne poprawiają jedynie trzy efektowne trójki z drugiej połowy (wcześniej spudłował wszystkich sześć rzutów). Zupełnie nieprzydatny był z kolei Cameron Bennerman, który spudłował wszystkich 5 rzutów i nie zdobył ani jednego punktu.
W ekipie Czarnych oprócz pary podkoszowych błyszczeli także Oded Brandwein (15 pkt., 8 as.), który imponował niesamowitymi wejściami pod kosz, oraz Levi Knutson (12 pkt., 4 zb.), który trafił kilka ważnych trójek.
Obie ekipy w zupełnie odmiennych nastrojach wchodzą w dalszy etap rozgrywek – Czarni spokojnie będą się ogrywać w górnej szóstce i walczyć o to, aby w play-offs mieć przewagę własnego parkietu, AZS z kolei będzie się musiał solidnie napocić, aby w ogóle zakwalifikować się do play-offów – patrząc na to, co prezentują rywale (Polpharma, Jezioro, nawet Kotwica i Rosa), a jak wygląda obecna pozycja klubu z Koszalina to sytuacja Akademików cale nie wygląda tak różowo…