Autor: Karol Sadowski (Koszykówką Żyć)
Tak, to się staje coraz bardziej prawdopodobne. Jedna z czołowych ekip ekstraklasy koszykarzy będzie musiała bić się o play-offy z ligowym średniakiem Polpharmą Starogard Gdański i drużynami, które w przypadku spadków z ligi, walczyłyby o pozostanie w niej – Jeziorem Tarnobrzeg, Kotwicą Kołobrzeg, Rosą Radom oraz Startem Gdynia. Smutna to rzeczywistość, ale można rzec: mamy, czego chcieliśmy.
Wróciliśmy do miejsca, w którym znajdowaliśmy się na samym początku sezonu. To wtedy niemal wszyscy kibice Czarnych domagali się dymisji nowego szkoleniowca, nie wierząc w to, że ten – po paśmie kompromitujących porażek – będzie w stanie poukładać rozsypany wówczas jak domek z kart zespół ze Słupska. Marius Linartas pozostał jednak na stanowisku, drużyna zaczęła grać lepiej, fani uwierzyli, że z tej mąki mimo wszystko może wyjść całkiem dobry chleb. Do czasu porażki ze Startem Gdynia. Porażki najgorszej z możliwych, po której wszystko znowu zaczęło się sypać.
Sypać do tego stopnia, że w fatalnym stylu przegraliśmy z AZS-em Koszalin, czyli mecz najważniejszy ze wszystkich. Najważniejszy dla kibiców, bo zawodnicy zdawali się przejść koło niego obojętnie. Linczu jednak nie było, choć coraz bardziej słychać było głosy o zmianach potrzebnych wewnątrz drużyny. Zmianach, a w zasadzie zmianie – na stanowisku trenera.
Kolejne spotkania, kolejne porażki. Ze Stelmetem, Turowem, Anwilem. W międzyczasie ciężko wywalczone wygrane z Kotwicą i Rosą Radom. Co najważniejsze jednak, w żadnym z tych meczów drużyna nie zaprezentowała się z dobrej strony. Nie pokazał w zasadzie nic, co mogłoby napawać optymizmem. Znowu głosy krytyki, znowu prośby – jeszcze prośby – o zmiany. A w zasadzie znowu o zmianę konkretnie jedną – na stanowisku trenera.
I wreszcie przyszedł mecz z Polpharmą, o którym wszyscy chcielibyśmy zapomnieć jak najszybciej. Ale zapomnieć się nie da. Mecz przegrany przede wszystkim przez beznadziejnie dobraną wówczas taktykę trenera Linartasa. Taktykę, której jak przypuszczam, Gryfia jeszcze nie widziała. Mnóstwo ostrych komentarzy, białe chusteczki na trybunach, ironiczne skandowanie imienia i nazwiska szkoleniowca Czarnych. I znowu głośne domaganie się o zmiany, a konkretnie o jedną zmianę – na stanowisku trenera.
Mecz z Anwilem miał być meczem o wszystko, meczem prawdy, meczem decydującym o tym, czy słupskie zespół będzie się jeszcze liczył w walce o najwyższe cele. Egzamin zdany najgorzej, jak się tylko dało. Kolejna kompromitacja!
Tym razem już nikt nie prosi, nikt nie apeluje, a wszyscy głośno i wyraźnie domagają się zwolnienia Mariusa Linartasa, który w stu procentach wyczerpał limit zaufania fanów Czarnych Panter. Jak postąpi Klub?
Pozostawienie Litwina na stanowisku szkoleniowca Energi Czarnych będzie niezwykle ryzykownym posunięciem, aczkolwiek zatrudnienie nowego trenera także będzie liczyło się z wielkim ryzykiem. Ale czy coś w tym sezonie jest jeszcze do stracenia?
Już teraz w drużynie dzieje się nie najlepiej, kibice buntują się przeciwko trenerowi, hala coraz bardziej świeci pustkami. Reagować trzeba było dużo wcześniej, ale albo komuś zwyczajnie zabrakło przysłowiowych „jaj”, albo ktoś na siłę chciał udowodnić swoją tezę, iż Marius Linartas to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Teraz już wiadomo, że zatrudnienie i powierzenie mu pracy w roli pierwszego trenera było pomyłką. Trzeba uderzyć się w pierś i podjąć wreszcie męską decyzję, która być może uratuje jeszcze ten smutny sezon. Pytanie jednak, kto ewentualnie miałby zastąpić Litwina?
Najbardziej żałosnym jest jednak fakt, jak Linartas – na co dzień człowiek niezwykle ambitny, to trzeba mu przyznać – tłumaczy każdą przegraną. Albo jeszcze lepiej, jak nie potrafi odpowiadać na pytania dziennikarzy, często dość trudne pytania, wynikające z postawy zespołu, bądź też odpowiedzią na owe pytanie najzwyczajniej świecie ich atakuje. Bo co innego mu pozostało… Przyznanie się, że tak, to ja spieprzyłem ten mecz? Wzięcie winy na siebie? Nie łudźmy się, to nie ten charakter.
Gdyby Linartas miał jaja, jakich oczekuje od swoich zawodników, już dawno sam podałby się do dymisji albo przynajmniej oddał do dyspozycji Zarządu. No ale najlepiej, Panie Trenerze, proponować dziennikarzom, aby Ci pomogli panu w prowadzeniu zespołu niż się mądrowali. Ale to przecież pan jest tu najmądrzejszy.
Przyszedł czas decyzji. Albo niech Linartas dociągnie do końca to co rozpoczął, albo podejmujemy się jeszcze walki, ale już z innym trenerem na ławce. Karty na stół!