Po stojącym na wyjątkowo niskim poziomie spotkaniu Mistrzowie Polski zrewanżowali się w Gdyni za porażkę w Koszalinie na początku sezonu i pokonali AZS 66:64. Najlepszym graczem meczu był dość nieoczekiwanie Robert Witka, którego 18 punktów było najlepszym wynikiem w tym sezonie. Goście, którzy przegrywali niemal całe spotkanie, w końcówce mieli jeszcze szansę na wygraną, ale bardzo źle rozegrali ostatnią akcję, a rozpaczliwej trójki nie trafił Darrell Harris. Asseco wygrało mimo popełnienia aż 16 strat i kolejny raz nie zachwyciło grą, w ostatniej kwarcie rzucając ledwie 10 punktów. Na szczęście dla obrońców tytułu koszalinianie zagrali jeszcze słabiej, a ich największym mankamentem po raz kolejny była fatalna skuteczność w rzutach dystansowych i wyraźnie przegrana walka na tablicach.
Akademicy przyjechali do Gdyni żądni kolejnego zwycięstwa, wszak po fatalnym w weekendzie w Tarnobrzegu ich sytuacja nieco się skomplikowała, a w kontekście kolejnego ciężkiego wyjazdu do Sopotu zwycięstwo było bardzo potrzebne – tym bardziej, że ścisk w czubie tabeli jest bardzo duży. Okazało się jednak, że przegrany dwumecz z Jeziorem nie był wypadkiem przy pracy, koszalinianie bowiem zagrali kolejny bardzo słaby mecz, choć przyznać trzeba, że Mistrzowie Polski wcale nie byli drużyną lepszą – o czym najlepiej świadczy ostatnia akcja, która mogła dać zwycięstwo AZS-owi. Darrell Harris jednak nie trafił i gdynianie odnieśli drugie zwycięstwo z rzędu, zacierając nieco fatalne wrażenie po porażce ze Startem.
Sam mecz stał na wyjątkowo niskim poziomie i tylko emocjonująca końcówka sprawia, że zostanie po nim jakiekolwiek pozytywne wrażenie.
Nieco lepiej w spotkanie weszli goście – będący ostatnio w nieco gorszej dyspozycji Robert Skibniewski zdobył 4 punkty z rzędu, a gospodarze wyraźnie nie radzili sobie w ataku, dwie kolejne akcje kończąc z błędem 24 sekund. Sytuacja jednak bardzo szybko się odwróciła – goście razili straszliwą nieporadnością w ataku, nie radzili sobie także w walce o zbiórki, a gospodarze zaliczyli szybki run 9:0 – dwa razy z rzędu trafił Adam Hrycaniuk, a trójkę trafił Robert Witka. Później gra się nieco wyrównała, a punkty zdobywali głównie podkoszowi (Mahalbasić 4, Harris 4). Po trójce Piotra Szczotki gospodarze prowadzili co prawda już 16:10, ale ostatnie punkty w kwarcie rzucali już goście – gdyby tylko Jeff Robinson był trochę bardziej skuteczny na linii rzutów wolnych (z 4 kolejnych rzutów trafił tylko jeden), mógł być remis, a tak Asseco prowadziło 16:13.
W drugiej kwarcie Jeff Robinson zrehabilitował się nieco, zdobywając 6 punktów z rzędu (w tym dwa po świetnym alley-oppie z Igorem Miliciciem), ale gospodarze odpowiadali zbilansowanym atakiem – dwie trójki trafił Mateusz Ponitka, a punkty spod kosza zdobywali Blassingame i Hrycaniuk. Gdy wydawało się, że gospodarze zaczną uciekać, AZS zaliczył serię 7:0, dzięki której doprowadził do remisu po 28. Pierwsze punkty trafieniem z dystansu zdobył Łukasz Wiśniewski – ale była to dopiero pierwsza trójka koszalinian przy jedenastym podejściu! Na tym jednak pogoń gości się zakończyła – moment nieudolnej gry w ataku AZS-u wykorzystali gospodarze rzucając 4 punkty z rzędu, jednak dzięki trafieniom Leończyka i Robinsona AZS wciąż utrzymywał się w grze i po 20 minutach goście przegrywali tylko 32:34.
Początek trzeciej kwarty to jednak prawdziwa katastrofa w wykonaniu gości i popis świetnej ofensywy gospodarzy – Asseco najpierw zaliczyło szybki run 6:0, a po trójce Roberta Skibniewskiego nadeszła kolejna, jeszcze bardziej efektowna odpowiedź ze strony Mistrzów Polski – 12 kolejnych punktów bez odpowiedzi koszalinian. Cała seria 18:3 sprawiła, że w połowie kwarty Asseco prowadziło już siedemnastoma punktami – 52:35! Głównymi dostarczycielami punktów dla gospodarzy byli Adam Hrycaniuk (6 pkt.) i przede wszystkim – dość nieoczekiwanie – Robert Witka, który rzucił 10 punktów, trafiając w tym dwie kolejne trójki. Gościom co prawda udało się ocknąć i po serii 13:3 zbliżyli się na zaledwie pięć punktów (48:53), a świetny moment miał Michael Kuebler, który zdobył 8 punktów, ale ostatnie słowo w tej odsłonie należało do gospodarzy – równo z syreną kończącą 3. kwartę za trzy trafił Krzysztof Roszyk i przewaga Asseco wzrosła do ośmiu punktów (56:48).
Pięć szybkich punktów AZS-u na początku 4. kwarty (w tym kolejna trójka Robinsona) sugerowało, że w meczu będą jeszcze emocje, ale przez kolejne 4 minuty goście już nie trafiali, Asseco zdobyło zaś w tym czasie 4 punkty i utrzymywało dość bezpieczną, 7-punktową przewagę. Kolejnych 5 punktów zdobyli jednak ponownie goście – po trójce Roberta Skibniewskiego było już tylko 60:58 dla Asseco, koszalinianie jednak nie zdołali pójść za ciosem: dwie przestrzelone trójki z rzędu (Skibniewski, Milicić) i dwa spudłowane wolne Harrisa przy 5 zdobytych przez Asseco punktach sprawiły, że przewaga na minutę przed końcem spotkania wzrosła do 7 punktów i wydawało się, że jest już po meczu. Wtedy jednak koszalinianie dość nieoczekiwanie trafili dwa razy z dystansu – najpierw Darrell Harris, później Jeff Robinson i na 10 sekund przed końcem gospodarze prowadzili już tylko punktem. Faulowany taktycznie Adam Hrycaniuk trafił tylko jednego wolnego, dzięki czemu AZS miał szansę nie tylko na doprowadzenie do dogrywki, ale nawet wygranie meczu ostatnią akcją. Ta została jednak bardzo źle rozpisana – rozpaczliwa trójka Darrella Harrisa nie wpadła do kosza i ze zwycięstwa 66:64 cieszyli się gospodarze.
Asseco wygrało mimo popełnienia aż 16 strat (przy 9 AZS-u) i kolejny raz nie zachwyciło grą, w ostatniej kwarcie rzucając ledwie 10 punktów, ale wyraźnie wygrało walkę na tablicach (44:33), wygrywając w punktach drugiej szansy 15:6. Dodatkowo Akademicy kolejny już raz niemiłosierni pudłowali w rzutach z dystansu, trafili bowiem ledwie 7 z 32 rzutów (22%).
Najlepszy mecz w sezonie w barwach gospodarzy zagrał Robert Witka (18 pkt., 7/9 z gry, 6 zb.), który szczególnie imponował skutecznością z dystansu (4/5). Bardzo dobry mecz rozegrał też Adam Hrycaniuk (14 pkt., 12 zb., 3 as., 6/9 z gry), a dobre wsparcie z ławki dał Krzysztof Roszyk (7 pkt., 2 zb., 2 prz.). Nieco słabiej – przynajmniej w ataku – zaprezentowali się dwaj rozgrywający: Jerel Blassingame (9 pkt., 5 as., 4 zb., ale tylko 4/14 z gry i 4 straty) oraz Łukasz Koszarek (2 pkt., 5 as., 3 zb., 3 prz., ale 1/7 z gry i 3straty).
Najlepszym strzelcem meczu był natomiast skrzydłowy z Koszalina, Jeff Robinson (20 pkt., 6 zb., 8/12 z gry, w tym 3/5 za trzy), ale miał zbyt małe wsparcie ze strony partnerów. Co prawda przyzwoicie zaprezentował się Robert Skibniewski (10 pkt., 4 as., 2 zb.) i Michael Kuebler (10 pkt., 5 zb., 2 as.), ale kolejny słaby mecz zanotował będący w wyraźnym dołku Łukasz Wiśniewski (3 pkt., 1/4 z gry), a nieskutecznością porażali Artur Mielczarek (4 pkt., 2/8 z gry) i Darrell Harris (9 pkt., 8 b., 2 bl., ale tylko 3/11 z gry). Ten ostatni w dodatku za bardzo uwierzył, że potrafi trafiać z dystansu (1/5), co było jednak zmorą także Kueblera (0/4), Mielczarka (0/4) i Milicicia (0/3). Kapitana AZS-u ratują przynajmniej asysty – zaliczył 5, z czego przynajmniej trzy bardzo efektowne.
Już jutro AZS zagra u siebie z Jeziorem Tarnobrzeg w rewanżowym meczu Intermarche Basket Cup.
Asseco Prokom Gdynia – AZS Koszalin 66:64 (16:13, 18:19, 22:16, 10:16)
Asseco Prokom: Robert Witka 18, Adam Hrycaniuk 14 (12 zb), Mateusz Ponitka 9, Jerel Blassingame 9, Krzysztof Roszyk 5, Piotr Szczotka 5, Rasid Mahalbasic 4, Łukasz Koszarek 2, Piotr Pamuła 0.
AZS: Jeff Robinson 20, Michael Kuebler 10, Robert Skibniewski 10, Darrell Harris 9, Sek Henry 4, Artur Mielczarek 4, Paweł Leończyk 4, Łukasz Wiśniewski 3, Igor Milicic 0,
2 komentarze/y