Sezon 2011/2012 był pierwszym sezonem mojego zainteresowania koszykówką. Chodząc na mecze i kibicując pierwszy raz przekonałam się, jak to jest identyfikować się z jakimś zespołem, lubić jego zawodników i chcieć, żeby zostali jak najdłużej. Koniec sezonu jednak był bolesny, okazało się bowiem, że PLK to nie NBA, w której kontrakty podpisywane są na wiele lat, a zawodnicy grają dla jednego zespołu przez kilka sezonów. Lato 2012 roku przyniosło szereg zawirowań w lidze, a dla mnie jako dla świeżej kibicki był to czas rozrachunków, podczas którego moi ulubieni zawodnicy przechodzą z drużyny do drużyny albo w ogóle wyjeżdżają z kraju. Dzisiejszy ranking nie będzie więc sięgał daleko wstecz – będzie subiektywnym rankingiem zawodników zeszłego sezonu, których w PLK już nie ma, a których w jakiś sposób mi brakuje. Jednych naprawdę, innych przekornie, jednych mniej, innych bardziej, jednych ze względu na grę, innych ze względu na osobowość bądź… pewne dość specyficzne cechy wpływające na ich postrzeganie. Zapraszam!
10. Alonzo Gee – Asseco Prokom Gdynia
Alonzo był chyba jednym z najkrócej grających zawodników zeszłego sezonu. Marzyło mu się być zawodnikiem NBA i tylko dlatego wylądował w drużynie Mistrza Polski, że w Stanach był lokaut. O rzucającym Asseco zrobiło się głośno, kiedy w listopadzie… uciekł z Polski, a trenera poinformował o tym, że nie wróci ze względu na sprawy rodzinne SMS-em. Co prawda Alonzo dzisiaj gra w Cleveland Cavaliers i ma tam całkiem niezłą pozycję, ale ligi jeszcze nie podbił.
Dlaczego brakuje mi Alonzo? Nawet nie chodzi o to, że jakoś szczególnie za nim tęsknię, jednak okoliczności jego wyjazdu były na tyle kontrowersyjne i, hm, ciekawe, że zapadły w pamięć. A poza tym był to naprawdę dobry zawodnik.
9. Stanley Burrell – Energa Czarni Słupsk
Stanley raczej nie należy do zawodników, do których pałałabym szczególną sympatią, ale zdecydowanie był jednym z zawodników, którzy wnosili do ligi wiele dobrego (szczególnie dobrej gry na jedynce). Burrell jednak „ujął” mnie czym innym. Rzadko spotyka się zawodnika tak pewnego siebie i swojej drużyny, a także tak otwarcie wyrażającego swoje poglądy na różne tematy. Ot, dla przykładu:
Naszym celem, od kiedy tylko tu się pojawiłem, jest mistrzostwo. Tylko to chcemy zdobyć. Nie interesuje mnie druga czy trzecia pozycja. Chcę tytuł!
Dlaczego brakuje mi Stanleya? Bo brakuje teraz w lidze zawodników, którzy tak głośno, wyraźnie i kategorycznie potrafiliby wyrażać swoje żądania wobec ligi.
8. Donatas Motiejunas – Asseco Prokom Gdynia
Donatas był w poprzednim sezonie jednym z najwyższych zawodników PLK i z pewnością zapisał się na stałe w pamięci kibiców nie tylko APG. Również – podobnie jak Gee – trafił do polskiej ekstraklasy ze względu na lokaut, jednak został w Polsce aż do końca sezonu. Razem z Adamem Łapetą tworzyli podkoszowe „dwie wieże”, jednocześnie zwiększając poziom drewna w polskiej lidze.
Dlaczego brakuje mi Donatasa? Był to zawodnik klasowy, który jednak mocno się w polskiej lidze zaznaczył. Na zrobienie wielkiej kariery w NBA będzie jeszcze musiał trochę poczekać, ale miło byłoby go znów zobaczyć na polskich parkietach.
7. Kirk Archibeque – Zastal (dziś Stelmet) Zielona Góra
Kiedy myślę o Kirku, mam wrażenie, że im więcej mijało czasu, tym bardziej on się rozkręcał i coraz więcej dawał zespołowi. W Polsce rozegrał dwa sezony, a w poprzednim sezonie przeszedł z ŁKS-u Łódź właśnie do Zastalu. Zawsze kojarzył mi się trochę z „metalowcem” i zastanawiam się, ile było w tym słusznych skojarzeń. Szkoda Kirka, bo chociaż Stelmet radzi sobie bez niego dobrze, to niezły środkowy jednak robi różnicę. Jego miejsce zajął Łapeta, a Archibeque, mimo pewnej toporności w grze pod koszem, miał znacznie więcej gracji w tym, co robił.
Dlaczego brakuje mi Kirka? Bo zawsze brakuje zawodników, którzy wiele dobrego wnoszą do drużyny, a Kirk bardzo mocno przyczynił się do zdobycia trzeciego miejsca Zastalu w ubiegłym sezonie.
6. Vonteego Cummings – Trefl Sopot
Kiedy Cummings trafił do Trefla, najbardziej chyba elektryzującą wiadomością było to, że rozegrał 199 spotkań w NBA – głównie w Philadelphia 76ers i Golden State Warriors. Szkoda, że Vonteego nie pokazał w Sopocie poziomu na miarę NBA – podczas wejścia Cummingsa z ławki gra zespołu dość mocno „siadała”, jednak to nie gra decyduje o tym, że chętnie zobaczyłabym go znowu w PLK.
Dlaczego brakuje mi Vonteego? Bo zawsze sprawiał wrażenie zawodnika zdystansowanego do siebie i otoczenia, no i świetnie wypadł w świątecznym teledysku promującym Trefla w sezonie 2011/2012!
5. Josh Miller – Siarka Jezioro Tarnobrzeg (dziś: Jezioro Tarnobrzeg)
Josh to chyba jeden z najciekawszych zawodników zeszłego sezonu i chyba tak naprawdę nie powinien się znaleźć w tym zestawieniu, bo de facto nadal jest zawodnikiem PLK (Polpharma Starogard Gdański), jednak od kiedy pod koniec listopada wyjechał do Stanów, tak… do tej pory z nich nie wrócił i raczej już nie wróci (choć nigdy nic nie wiadomo…). Miller to zawodnik specyficzny – chyba najmniejszy w ubiegłym sezonie, chociaż oficjalne dane podają, że ma 164 cm, tak naprawdę nikt w to do końca nie wierzy (niektóre źródła mówią, że może mieć nawet poniżej 160 cm!). Zwinny, szybki, niezwykle zwrotny – chociaż przypominają go nieco i Frank Turner, i J-Blass, to Miller i tak wysuwa się tu na prowadzenie.
Dlaczego brakuje mi Josha? Bo chociaż dobrych rozgrywających ci u nas dostatek, to takich zawodników, jak J. Miller często ze świecą szukać.
4. George Reese – AZS Koszalin
Chodząca legenda AZS-u Koszalin. Amerykański silny skrzydłowy spędził na Pomorzu Środkowym cztery sezony i wyrósł tu na absolutną gwiazdę. Zaliczył trzy mecze gwiazd, organizował campy dla dzieci, a na parkiecie był jednym z najrówniejszych zawodników zespołu – zawsze coś wnosił do gry, wykazywał się pewnością i opanowaniem. Jego rola zmniejszyła się przy przyjściu trenera Urlepa, jednak nadal pozostał jednym z filarów zespołu. Po zakończeniu sezonu natomiast słuch o nim właściwie zaginął – chociaż funkcjonuje na Twitterze, nie ma żadnych informacji na temat dalszej jego kariery.
Dlaczego brakuje mi George’a? Bo to jeden z lepszych zawodników PLK ostatnich lat, niezwykle lubiany gość i dobry koszykarz, który stał się kultową postacią. Nie tylko w Koszalinie.
3. John Turek – Trefl Sopot
Zdecydowanie jeden z najlepszych środkowych zeszłego sezonu, którego dobra forma mogła imponować. Szczególnie dużo wniósł do zespołu w fazie play-off i był wtedy jednym z filarów drużyny. U niego jednak zadziałał także efekt sympatycznego gracza. Po sezonie nie znalazło się dla niego miejsce w Treflu – John wyjechał do Niemiec i świetnie tam sobie radzi. A szkoda, bo na pewno dałby zespołowi więcej niż niezły Looby i słaby Spralja.
Dlaczego brakuje mi Johna? Bo jest świetnym zawodnikiem, ponieważ lubię Trefla i uważam, że u Johna zadziałał nie tylko efekt dobrego zawodnika, ale także bardzo lubianego gracza.
2. Gani Lawal – Zastal Zielona Góra
Gani to postać, która mogłaby całkowicie zawojować ligę, gdyby tylko został w niej dłużej. Jeden z najlepszych graczy zeszłego sezonu, środkowy, który dosłownie „fruwał” nad zawodnikami przeciwnych drużyn. Jego marzeniem było jednak grać w NBA i dlatego nie zagrzał w Zastalu miejsca, jednak po swoim wyjeździe – w odróżnieniu od Alonzo, który wysłał tylko SMS-a – przysłał kolegom z byłej drużyny… buty koszykarskie! Gani wrócił wiosną do Zastalu, gdyż (można się zastanawiać, dlaczego) jego kariera w NBA nie wypaliła, jednak nie był już tym samym zawodnikiem. Nie chciało mu się, grał i zachowywał się inaczej, niż na początku sezonu. Dzisiaj natomiast świetnie radzi sobie w lidze włoskiej.
Dlaczego brakuje mi Ganiego? Bo, po pierwsze, przypomina mi jednego z moich ulubionych środkowych, Serge Ibakę. Po drugie, ujął mnie tym, że sprezentował kolegom buty, ale chyba przede wszystkim jednak – jest po prostu rewelacyjnym zawodnikiem, który miał szanse zmienić nieco oblicze naszej (miejscami) nudnawej ligi. Gani, wróć!
Callistus Eziukwu – AZS Koszalin
Kiedy Callistus przyszedł do AZS-u w połowie zeszłego sezonu, zespół był w dołku. Bigus grał przeciętnie, Lekić nie pokazywał nic, a Herkt wyglądał na trenera, który nie bardzo potrafi poskładać zespół. Całe szczęście niedługo po przyjściu do drużyny Eziukwu, zmienił się również trener – Andriej Urlep dokonał w Koszalinie małej rewolucji, a Cali dostał w zespole całkiem niezłą rolę. Stał się jednym z najskuteczniejszych zawodników w lidze i jednym z najlepszych środkowych. Kiedy zaczęłam szukać w Internecie informacji o Eziukwu, okazało się, że wcześniej był absolutną megagwiazdą ligi estońskiej. Zresztą, polska liga jeszcze takiego zawodnika chyba nie widziała. Kiedy nie zjawił się na zgrupowaniu letnim, kibice pisali na forach „A coś nam podpowiadało, żeby nie ufać człowiekowi, który się zawsze uśmiecha”. Callistus miał zresztą ogromne poczucie obowiązku i odpowiedzialności (brał na siebie całą winę za przegrany mecz z Anwilem, w którym to w końcówce nie trafił dwóch wolnych), zawsze się śmiał, a kibice go uwielbiali. Dlaczego?
(Po wygranym meczu AZS-u z Turowem Zgorzelec):
Możemy nawet zagrać z Lakersami i wtedy również będę pewny, że wygramy.
Jak Pan uczci dzisiejsze zwycięstwo?
Pójdę do domu i będę zabijał ludzi w grach wideo
Dlaczego brakuje mi Callistusa? Ponieważ nie tylko był rewelacyjnym zawodnikiem, ale – przede wszystkim – wnosił niesamowitego dobrego ducha do drużyny, zarażał śmiechem i zawsze, kiedy wychodził na parkiet, wyglądał, jakby wygrany mecz miał w kieszeni. Brakuje w lidze ludzi tak wyrazistych, pozytywnych – i takich dobrych koszykarzy.
A kogo Wam najbardziej brakuje?
7 komentarze/y