To chyba koniec marzeń Mistrzów Polski o awansie do Top Sixteen Euroligi – bardzo wysoka porażka w piątej kolejce z Montepaschi Siena – 66:101 – boli tym bardziej, że była w pełni zasłużona, a Asseco zagrało katastrofalne spotkanie. Tym samym pucharowa jesień dla polskich klubów w Europie wypada, póki co, tragicznie…
Relacja z meczu Asseco z drużyną ze Sieny powinna właściwie ograniczyć się do wspomnienia, iż zanim mecz rozpoczął się na dobre, gdynianie prowadzili 7:0, a chwilę później 18:6. Punkty zdobywał Alex Acker, świetnie grał Łukasz Koszarek – a to dwa razy bardzo dobrze podał do Adama Hrycaniuka, a to sam ustrzelił dwie trójki. Mogło się wówczas wydawać, że to Asseco jest zespołem lepszym i odniesienie drugiego zwycięstwa w piątym spotkaniu Euroligi jest bardzo możliwe.
Niestety,od tego momentu goście wzięli się ostro do pracy i resztę spotkania wygrali 95:48…
Źle grali praktycznie wszyscy gracze Asseco – fatalne wejście zaliczył Jerel Blassingame, który w prosty sposób tracił piłkę i bezsensownie faulował, przez co zagrał w całym meczu ledwie 8 minut, kończąc spotkanie z 2 punktami, 2 stratami i ani jedną asystą. W ataku zupełnie nie istniał Frank Robinson (1 pkt., 1/3 z gry), w prostych sytuacjach pudłował Adam Hrycaniuk (12 pkt., 5/12 z gry), który po niezłym początku zupełnie się pogubił i był całkowicie bezradny. Niby 13 pkt. i 4 as. zaliczył Łukasz Koszarek, ale i on raził straszliwą nieporadnością i w ważnych momentach pudłował. Z kolei Mateusz Ponitka, który miał kilka niezłych i efektownych zagrań (7 pkt., 3 zb., 3 prz.) irytował kolejnymi przestrzelonymi rzutami wolnymi (0/4). W tym elemencie gry żenująco wypadła zresztą cała drużyna – 16 trafień na 29 prób to ledwie 55% skuteczność, a gdyby odjąć od tego Koszarka (5/6) i Ackera (4/4) to wynik byłby już zupełnie tragiczny (7/19). W tak ważnym spotkaniu tak rzutów wolnych wykonywać po prostu nie można.
Osobne słowa należą się Alexowi Ackerowi – był co prawda najlepszym strzelcem Asseco (15 pkt.), ale większość punktów zdobył, gdy było już po meczu (końcówka 4. kwarty i 30-punktowa strata do rywala), a w kluczowych dla dalszego wyniku momentach fatalnie pudłował (w całym meczu 4/11), w dodatku popełniał irytujące przewinienia, które każdorazowo kończyły się rzutami wolnymi graczy ze Sieny – ci zaś wykonywali je niemal idealnie, trafiając 18 z 20 rzutów (90%!).
Nie samymi rzutami wolnymi jednak Asseco przegrało ten mecz – fatalny okres gry na przełomie pierwszej i drugiej kwarty oraz prawdziwa katastrofa w trzeciej, przegranej aż 12:37. Na kilkanaście minut przed ostatnim gwizdkiem mecz był już rozstrzygnięty, a w grze Mistrzów Polski nie było widać chęci i zaangażowania, żeby chociaż próbować zmniejszyć stratę. Jakieś ożywienie wniósł Krzysztof Roszyk (2 pkt., 2 zb., 1 prz.) i aż dziw, że przy takim wyniku na dłużej na parkiecie nie pojawili się Piotr Pamuła (5 minut i bodaj dwa dotknięcia piłki) czy nowy środkowy, Ryan Richards. Anglik różnicy co prawda nie zrobił (3 pkt. i 1 zb. w 7 minut), ale grał zbyt krótko, żeby móc go ocenić. W PLK może jednak sporo namieszać.
Wśród gości na pochwały zasłużyli niemal wszyscy, a Montepaschi było lepsze od Asseco w praktycznie każdym aspekcie gry – 90% z wolnych, 56% za trzy – przy aż 34 próbach! – wreszcie 20:7 w asystach i 34:28 w zbiórkach.
Aż sześciu graczy ze Sieny rzuciło co najmniej 10 punktów, najlepszym strzelcem całego meczu był zaś niechciany swego czasu w Gdyni Bobby Brown. Już do przerwy miał 14 pkt., w całym meczu zaś zgromadził 27, rzucając na dobrej skuteczności (7/12), rażąc trójkami (aż 6 trafień!), nie myląc się z linii rzutów wolnych (7/7) i dokładając do tego jeszcze 7 asyst – tyle, ile cały zespół z Gdyni.
Gem, set i mecz, panowie.
Obronę Asseco co raz to rozjeżdżał Daniel Hackett (10 pkt., 5 as., 3 zb.), a z dystansu punktowali David Moss (16 pkt., 4/5 za trzy), Tomas Ress (10 pkt., 7 zb., 2 as., 2 bl., 2/4 za trzy), Matthew Janning (16 pkt., 4/8 za trzy) i Kristjan Kangur (12 pkt., 2/3 za trzy).
Asseco nie miało na nich praktycznie żadnej odpowiedzi i w pełni zasłużenie przegrało mecz. Teraz tylko wypada dociągnąć przyzwoicie rozgrywki do końca, bo w awans nikt już chyba nie wierzy – zresztą, z taką grą nie ma czego w Eurolidze szukać…
Asseco Prokom Gdynia – Montepaschi Siena 66:101 (22:21, 13:21, 12:37, 19:22)
Asseco Prokom: Acker 15, Koszarek 13, Hrycaniuk 12, Mahalbasić 9, Ponitka 7, Richards 3, Roszyk 2, Blassingame 2, Szczotka 2, Robinson 1, Pamuła 0, Witka 0
Montepaschi: Brown 27, Janning 16, Moss 16, Kangur 12, Ress 10, Hackett 10, Ortner 7, Carraretto 3, Kasun 0, Sanikidze 0