Nie mają takiego szczęścia w Lidze VTB jak w rozgrywkach Polskiej Ligi Koszykówki podopieczni Miodraga Rajkovića. W czwartym meczu prestiżowej ligi, rozgrywanym na polskim terenie po raz trzeci, gra o wynik toczyła się do ostatnich sekund i kolejny raz finałowa akcja meczu zabrała naszemu zespołowi wygraną. Gospodarze przede wszystkim mieli problemy ze zdobywaniem punktów podczas ostatniej odsłony meczu oraz zawiodła ich słaba pomoc od strony graczy rezerwowych. Również gracze Turowa nie mogli liczyć na łatwe punkty spod kosza, gdyż dostępu w rejonach obręczy mocno bronili goście, Krasnyje Krylia Samara.
Początek spotkania należał do gospodarzy, którzy dzięki trafieniom Davida Jacksona i Michała Chylińskiego (8 oczek w krótkim czasie) po 6. minutach prowadzili 16:11. Zgorzelczanie starali się spokojnie i dokładnie rozgrywać swoje akcje, jednak w końcówce Rosjanie, wykorzystując swoją przewagę pod tablicami, uspokoili grę i zaczęli powoli odrabiać straty. Po rzucie z dystansu Chestera Simmonsa na pierwszą przerwę schodzili, remisując 20:20.
Druga kwarta była bardzo wyrównanym widowiskiem. Na dwie minuty przed końcem tej części gry po dwóch trafieniach zza łuku: Davida Jacksona i Dorde Micića, zgorzelczanie wyszli na czteropunktowe prowadzenie (40:36), którego jednak nie udało im się długo utrzymać. W końcówce nie potrafili zakończyć swoich akcji celnym rzutem i w efekcie przegrywali do przerwy 40:41. Evgeny Kolesnikov dał gościom prowadzenie, a jego 7 oczek w kwarcie trzymały poziom ataku przyjezdnych.
Po zmianie stron zaczęła się zaznaczać coraz wyraźniejsza przewaga gospodarzy, którzy dzięki znakomitej grze na obwodzie odskoczyli na osiem punktów (57:49). Spora w tym zasługa zwłaszcza Aarona Cela, który w całym spotkaniu na pięć prób rzutu z dystansu trafił aż cztery razy (trzy w serii w tej odsłonie). Czas wzięty przez trenera gości Siergieja Bazarewicza uspokoił jednak grę Rosjan i udało im się odrobić część strat. Po trzech kwartach Turów wygrywał, ale już tylko 62:57. Gdyby jednak nie straty piłki Chylińskiego i Micića, w dwóch ostatnich minutach, to kto wie czy gracze trenera Rajkovića nie prowadziliby więcej niż tylko 5-cioma punktami?
Ostatnie dziesięć minut spotkania było bardzo zacięte, miejscowi nie potrafili jednak postawić przysłowiowej kropki nad 'i’ popełniając niepotrzebne straty lub rzucając do kosza z trudnych, często wymuszonych solidną defensywą rywala, pozycji. Po trafieniu Jurija Wasiliewa koszykarzom z Samary udało się doprowadzić do wyrównania (66:66). W nerwowej końcówce więcej sił i zimnej krwi zachowali goście, a losy spotkania rozstrzygnął Aaron Miles, trafiając z półdystansu na dwie sekundy przed końcem meczu. Ostatnia próba rzutu do kosza, zza łuku, w wykonaniu Michała Chylińskiego, została zablokowana przez dwóch obrońców Krasne Krylii. Warto też zaznaczyć, iż to dwie z rzędu straty – złe podania – Vukasina Aleksića w finałowych sekundach meczu, pozwoliły gościom na odniesienie wyjazdowej wygranej.
Puentując: Koszykarze ze Zgorzelca nadal pozostają bez wygranej w tegorocznych rozgrywkach, a w kolejnym meczu zmierzą się na wyjeździe z kazachską drużyną Astana. Żadnej z sześciu prób z gry nie trafił Damian Kulig, a nasz kadrowicz i jego koledzy nie potrafili opanować gry na deskach przed własną publicznością, przegrywając batalię o zbiórki 28:32.
Wynik: PGE Turów Zgorzelec – Krasyje Krylia Samara 74:76 (20:20, 20:21, 22:16, 12:19)
PGE Turów Zgorzelec: Aaron Cel 19, Michał Chyliński 14, David Jackson 12, Ivan Opacak 9, Ivan Zigeranovic 8, Djorje Micic 7, Vukasin Aleksic 4, Robert Lewandowski 1, Damian Kulig 0.
Krasnyje Krylia Samara: Tautvydas Lydeka 15, Jewgienij Kolesnikow 14, Chester Simmons 12, Jurij Wasiliew 12, Nikita Bałaszow 8, Omar Thomas 7, Aaron Miles 6, Dmitrij Kułagin 2.
Relacja za: info własne+PAP