Polska reprezentacja pod wodzą Alesa Pipana wygrała dwa z czterech meczów w pierwszej części kwalifikacji do Eurobasketu 2013, który zostanie rozegrany w Słowenii. W polskiej grupie niepodzielnie rządzi drużyna Finlandii. Zapraszam do zapoznania się z sytuacją w pozostałych grupach.
System kwalifikacji, po tym jak FIBA zwiększyła liczbę uczestników Eurobasketu do 24 drużyn, stał się bardzo przyjazny dla polskiej reprezentacji, która nie radziła sobie najlepiej w ostatnich latach (poza drużyną Andreja Urlepa). W eliminacjach udział bierze 31 zespołów podzielonych na sześć grup (w gr. A sześć drużyn, w pozostałych po pięć). Awans wywalczą najlepsze dwie drużyny z każdej grupy i, dodatkowo 4 reprezentacje z trzecich miejsc z najlepszym bilansem.
Grupa A:
Zdecydowanymi faworytami do awansu z grupy A od początku zmagań były reprezentacje Czarnogóry i Serbii, i po pierwszej części eliminacji nie zanotowaliśmy zbyt wielkich niespodzianek, aż do ostatniego meczu. Serbowie przegrali w najważniejszym meczu z Czarnogórcami 81-83 na własnym parkiecie po pamiętnym rzucie z połowy boiska 18-latka Nikoli Ivanovica oraz już totalnie sensacyjnie z Izraelem we wtorek.
Czarnogórcy grają osłabieni brakiem Nikoli Pekovica, Nikoli Vecevica i Omara Cooka. Pod ich nieobecność, liderem zespołu jest Suad Sehovic (Khimik-OPZ Yuzhny), który notuje średnio 16.2 pkt i6.4 zb, trafiając 52.2% rzutów z gry.
Trener Serbów Dusko Ivanovic w dwóch pierwszych meczach nie mógł skorzystać z usług Nenada Krstica, a jego zastępca Milan Macvan notował w nich 15 punktów i 7 zbiórek. Na przestrzeni wszystkich pięciu kolejek, najlepszym zawodnikiem, co nie jest zaskoczeniem jest Milos Teodosic (15.5 pkt, 5.3 ast, 52.3% FG). Poza porażkami z Czarnogórą i Izraelem, Serbowie wygrali pewnie z Islandią i Słowacją na wyjeździe oraz z Estonią na własnym parkiecie, w Nowym Sadzie.
Izrael mógłby przystąpić do walki o awans z jednego z dwóch pierwszych miejsc z pozycji faworyta, gdyby nie głupia porażka 86-88 z Estonią w Rishon Le Zion, a ojcami zwycięstwa nadbałtyckiego zespołu okazali się Kristjan Kangur (Montepaschi), który zanotował 21 punktów i 7 zbiórek oraz Siim-Sander Vene (VEF Ryga) zdobywca 17 punktów i 10 zbiórek.
Iraelczycy przystąpili do kwalifikacji w najmocniejszym składzie, a najlepszymi zawodnikami zespołu Arika Shiveka są: Omri Casspi (17.8 pkt, 6.8 zb) i Lior Eliyahu (15.8 pkt, 4 zb, 2.2 ast).
Z kompletem wygranych, Czarnogórcy wydają się być pewni awansu, który mogą sobie „zaklepać” już na początku drugiej części kwalifikacji. Serbia, Estonia i Izrael przystępują do niej z identycznym bilansem, co zapowiada niezwykłe emocje podczas rewanżów. Serbowie, mimo słabego początku powinni awansować z drugiego miejsca, aczkolwiek nie będzie to bardzo łatwe, patrząc na obecna dyspozycję podopiecznych Ivanovica, którzy u siebie podejmą Islandię, Słowację i Izrael, a na wyjeździe będą musieli się zmierzyć z Estonią i Czarnogórą.
Reprezentacje Islandii i Słowacji nie są w stanie nawiązać wyrównanej walki z pozostałymi rywalami, więc rywalizują między sobą tylko o piąte miejsce w grupie. Słowak Anton Gavel ze średnią 22.2 punktów na mecz, jest najskuteczniejszym strzelcem grupy.
Grupa B:
Wyrównana grupa, w której zdecydowanie prowadzą Niemcy, mimo braku Dirka Nowitzkiego. Dość niespodziewanie, do Szwecji i Bułgarii, które od początku miały walczyć o drugą lokatę, dołączył wcześniej nieznany na koszykarskiej arenie Azerbejdżan.
Osobą, która poprowadziła Azerów do dwóch wygranych (nad Luksemburgiem i Bułgarią) jest naturalizowany amerykański środkowy Charles Davis. 28-letni zawodnik, grający z tureckim Banvit Kulubu, notuje po 27 punktów, 6.3 zbiórek, 2.7 asysty i 2.3 przechwyty. Dla drużyny prowadzonej przez Alkhana Aliyeva najważniejszymi meczami w drugiej rundzie będą te ze Szwecją u siebie i Bułgarią na wyjeździe. Przyjmując, że Azerowie wygrają ponownie z Luksemburgiem, możemy być świadkami sporej sensacji w przypadku wygrania przez nich tych meczów.
Niemcy dysponują bardzo dobrze zbilansowanym zespołem, którego centralnymi postaciami są Tibor Pleiss (10.5 pkt, 7.8 zb) i Robert Benzing (14 pkt, 6.5 zb). Drużyna Svetislava Pesica wygrywała spotkania różnicą sednio 23 punktów, nie pozostawiając złudzeń, który z zespołów jest najlepszym w grupie. Znany z występów w Asseco Prokomie Gdynia Jan-Hendrik Jagla, zdobywa 8.3 pkt i 6.3 zb, ale trafia fatalne 31.4% rzutów z gry.
Szwedzi grają bardzo chaotycznie. Na początek przegrali z Bułgarią, później z Niemcami, a pewnie wygrali z Luksemburgiem i Azerbejdżanem. Wielkim problemem trenera Szwedów Bradley’a Deane’a jest kontuzja, jakiej doznał największy gwiazdor zespołu, Jonas Jerebko. Zawodnik Detroit Pistons, który notuje w kwalifikacjach 20 punktów, 5.5 zbiórek i 4.3 asysty, podczas meczu z Luksemburgiem źle upadł na stopę jednego z zawodników najsłabszego zespołu grupy B, podkręcając kostkę. Decyzja o jego grze w czwartkowym meczu z Bułgarią zapadnie tuż przed meczem.
Bułgarzy w drugiej rundzie mają ciężkie wyjazdy do Niemiec i Szwecji. Grający bez Kaloyana Ivanova i Deyana Ivanova, którzy na poprzednich turniejach „zasłynęli” ze swoich umiejętności strzeleckich, swoją grę opierają głównie o rzuty z dystansu, które jeśli wpadają na wysokiej skuteczności, zapewniają wygraną. Gorzej, kiedy „trójki” wylewają się z kosza. naturalizowany Cedric Simmons notuje średnio 11.5 pkt i 7.8 zb, a znany z występów na polskich parkietach Filip Videnov 9.5 pkt, 5 zb i 4 ast.
Jeśli kontuzja Jerebko nie okaże się zbyt poważna, to Szwedzi wydają się być faworytami do zajęcia drugiego miejsca, aczkolwiek nie skreślałbym całkowicie Azerbejdżanu, który może okazać się Macedonią tegorocznych eliminacji do Eurobasketu.
Oczywiście żadnych szans na podjęcie walki z pozostałymi drużynami nie ma amatorski Luksemburg, którego wszyscy zawodnicy grają w miejscowej lidze.
Grupa C:
Grupa, w której hierarchia została ustalona jeszcze przed pierwszym spotkaniem. Chorwaci byli faworytami i nie zawodzą swoich kibiców. Z kolei Ukraińcy zdecydowanie przeważają nad pozostałymi trzema drużynami umiejętnościami i doświadczeniem, więc nie powinni mieć także problemu z awansem, aczkolwiek dwie wygrane, z Węgrami i Austrią wyrwali dopiero w końcówkach.
Spotkaniem decydującym o pierwszym miejscu w grupie na półmetku był mecz Ukraina – Chorwacja, zakończony zwycięstwem tych drugich 80-79 po dogrywce, po celnym rzucie za trzy Bojana Bogdanovica (16.8 pkt, 50% za trzy) na sześć sekund przed końcem. Liderem dość młodego zespołu Jasmina Repesy jest właśnie Bogdanovic, a ważną rolę odgrywa także Roko Leni Ukic (12 pkt, 4.3 ast, 3.5 zb), a swoje 13 minut w dwóch spotkaniach otrzymał18-letni wielki talent europejskiej koszykówki, Dario Saric (7 pkt, 3.5 zb).
Chorwaci pokonali kolejno Cypr, Ukrainę, Węgry i Austrię, a pewne problemy mieli tylko z Ukrainą oraz dość niespodziewanie z Austrią. Z Cyprem wygrali 93-38, gromiąc zespół z wyspy 28-3 w ostatniej kwarcie. Cypryjczycy oddali w całym spotkaniu zaledwie 34 rzuty z gry.
Ukraińcy dysponują bardzo wyrównanym zespołem, pozbawionym wielkich gwiazd, w którym żaden z zawodników nie notuje średniej powyżej 10 punktów na mecz.
Grupa D:
Grupa, w której wstępują bardzo wyrównane trzy zespoły, z których każdy nawet w przypadku zajęcia trzeciego miejsca powinien wywalczyć awans do turnieju, który zostanie rozegrany za rok w Słowenii. W najgorszej sytuacji spośród tercetu: Bośnia i Hercegowina, Gruzja i Łotwa, wydają się być ci ostatni, którzy przegrali z obiema wcześniej wymienionymi drużynami. W rewanżach, podopieczni naszego dobrego znajomego z Polski Ainarsa Bagatskisa będą musieli wspiąć się na wyżyny swoich umiejętności i wygrać u siebie zarówno z Gruzją, jak i Bośnią.
Były świetny strzelec PLK dysponuje bardzo młodym zespołem, w którym najstarszymi zawodnikami są 27-letni Kaspars Berzins oraz rok młodszy Edgars Jeromanovs, a większość zawodników to głównie 21 i 22-latkowie. Swoje miejsce w zespole ma także wybrany już w drafcie do NBA, 20-letni Davis Bertans (8.5 pkt, 5 zb). Brak doświadczenia może być przyczyną faktu, że spotkania z Gruzją i Bośnią, Łotysze przegrali łącznie sześcioma punktami.
Bośniacy zawdzięczają pierwsze miejsce duetowi Mirza Teletovic (26.3 pkt, 6.8 zb) – Nihad Dedovic (20 pkt, 5 zb, 4.5 ast), którzy zdobywają połowę punktów całej drużyny. Zawodnicy Aleksandara Petrovica najważniejsze mecze w rundzie rewanżowej, czyli z Gruzją i Łotwą rozegrają na wyjazdach, więc przy ewentualnej słabszej dyspozycji swoich liderów, mogą spaść nawet na trzecie miejsce w tabeli.
Żeby jednak tak się stało, swoje mecze muszą wygrać wspomniani Łotysze i Gruzini, których liderem jest Zaza Pachulia (19 pkt, 8.3 zb, 66.7% z gry). Gracza Atlanty Hawks bardzo skutecznie wspomagają Manuchar Markoischvili (16.3 pkt, 3.8 zb, 3.5 ast), Jacob Pullen (16 pkt,40.7% za trzy), Viktor Sinikaidze (13.7 pkt) oraz drugi Gruzin obok Pachulii, szykujący się do gry w NBA, czyli Tornike Shengelija (13.3 pkt, 7.3 zb).
Gruzini zanotowali jednak sporą wpadkę w Holandii, pozwalając zespołowi Jana Willema Jansena odnieść pierwsze zwycięstwo w eliminacjach (88-91), czym niepotrzebnie skomplikowali swoją sytuację w grupie. Holendrzy wygrali dzięki pościgowi w drugiej połowie oraz świetnej dyspozycji Keesa Akerbooma i Davida Jansena, którzy rzucili w sumie 46 punktów. Co ciekawe, jedyny zawodnik rodem z Holandii grający w NBA, czyli Francisco Elson, który jeszcze w poprzednim sezonie biegał po parkietach najlepszej ligi na świecie, notuje do tej pory zaledwie 5 punktów i 6.8 zbiórek, trafiając kompromitujące 14.3% rzutów z gry.
Grupa E:
Wydarzenia w „polskiej” grupie możecie na bieżąco śledzić na naszej stronie, więc nie zagłębiam się specjalnie w to, co się w niej dzieje. Finowie zdecydowanie liderują, wyrastając zdecydowanie ponad pozostałe drużyny. Polacy muszą przede wszystkim pokonać w rewanżowym meczu Belgów, przynajmniej ośmioma punktami oraz nie zanotować kompromitacji w pojedynku ze Szwajcarią. Finowie w obecnej dyspozycji wydają się być poza zasięgiem podopiecznych Alesa Pipana.
Grupa F:
Możemy się tylko cieszyć, że nasza reprezentacja nie trafiła do tej grupy, bo mając na uwadze formę polskich zawodników, już w tym momencie moglibyśmy być bez szans na awans na Eurobasket. Grupa, w której jeszcze dużo może się zdarzyć, a dotychczasowe mecze dostarczyły sporo emocji i niespodzianek.
Czesi wygrali 82-64 z Turkami, Białorusini do końca walczyli o wyrwanie zwycięstwa właśnie Turkom (74-77), a jedynie Włosi raczej bez większych problemów zdobyli komplet punktów. Grający bez Andrei Bargnianiego i Marco Belinelliego Włosi, pewnie zdążają po pierwsze miejsce w grupie.
Ekipa Simone Piangianiego wygrała każdy mecz minimum dziewięcioma punktami, a najskuteczniejszymi zawodnikami są Danilo Gallinari (14.5 pkt, 8 zb) i Luigi Datome (14 pkt, 4 zb).
Nasi południowi sąsiedzi postawili bardzo trudne zadanie przed mocno osłabionymi Turkami, którzy muszą wygrać przynajmniej trzy mecze (chyba, że Czesi polegną z Białorusią lub Portugalią), w tym z Czechami co najmniej 19 punktami. Turcy grają w tych kwalifikacjach bez Hedo Turkoglu, Omera Asika, Ersana Ilyasovy i Enesa Kantera, czyli swoich czterech najlepszych zawodników. Jedynym tureckim zawodnikiem grającym w NBA, który zdecydował się wspomóc reprezentację w tym roku jest Semih Erden (15 pkt, 6.8 zb).
Czesi przegrali tylko z Włochami, za to porażka była dość bolesna. Zawodnicy Pavela Budinskiego zdobyli zaledwie 53 punkty na własnym parkiecie (Włosi 63), trafiając fatalne 34.4% rzutów z gry. W pozostałych meczach Czesi rzucają jednak 76.3 punkty, a zespół jest połączeniem młodości z rutyną. Tą pierwszą reprezentuje świetny Tomas Satoransky, który notuje świetne 9.8 pkt, 7 ast i 6.8 zb, wspomagają go natomiast 32-letni Jiri Welsh (10.7 pkt, 2.7 ast) oraz 30-letni Petr Benda (13.8 pkt, 6.5 zb).
Białorusini nieznacznie przegrali z Turcją i Czechami, wysoko z Włochami i pokonali Portugalię. Kadrę naszych wschodnich sąsiadów trenuje znany w Polsce Andriej Krivonos, a najlepszym strzelcem zespołu jest Aleksander Kudriawcew (15.8 pkt,5.8 ast).