Wykorzystując wakacyjną przerwę w lidze oraz sezon ogórkowy (który kwitnie w jednych częściach Polski mocniej, w innych słabiej) zapraszam Was na małe wspomnienie najlepszych zagranicznych zawodników, którzy mieli okazję pokazać się w naszej rodzimej lidze.
Przez następne dni będę prezentował kilka najlepszych w historii PLK graczy z drużyn, które wyławiały z rynku amerykańskiego lub europejskiego tzw. perełki. Graczy, którzy na dobre zostali w pamięci kibiców naszej ekstraklasy i którzy w każdej chwili okazaliby się istotnym wzmocnieniem prezentowanej ekipy. Dziś rozpoczniemy od historii aktualnego Mistrza Polski, a następnie przejdziemy do przeszłości klubów ze Zgorzelca, z Wrocławia czy Włocławka. Będzie też okazja wspomnieć kluby, których już nie ma na poziomie TBL – Stal Ostrów lub Polpak Świecie. Opisując te małe i krótkie deja vu mam nadzieję, iż kilku z Was włączy się do dyskusji lub też podrzuci swoje typy.
Zaczynamy, więc od trójmiejskiego dominanta ostatnich lat, przez którego podwórko przewinęła się wielka liczba graczy o różnych umiejętnościach (często sowicie wynagradzanych za swoje usługi). Jak myślicie, gdybyście mogli wejść do wehikułu czasu i przechwycić jednego gracza na każdą pozycję, z przeszłości, to na kogo byście zarzucili swoje sieci, by dziś znów zobaczyć go w drużynie Asseco Prokomu/Trefla ?
1. Oczywiście budowę swojego składu rozpocząłbym od Qyntela Woodsa, wg mojej opinii najlepszego gracza w historii całej ligi i polskich transferów zagranicznych. Woods w swoim ‘prime’ doprowadził – przy asyście Davida Logana – zespół z Trójmiasta do Elite Eight Euroligi 2010 oraz zapewnił kolejny tytuł Mistrza Polski swojej ówczesnej drużynie. Bez wątpienia, zaryzykowałbym większe pieniądze -jakich żądał Woods – by nie pozwolić mu na wyczerpującą (co było widać po powrocie do PLK w sezonie następnym) wycieczkę do ligi rosyjskiej. Najlepszy niski skrzydłowy Euroligi 2010 był dla mnie graczem z innego wymiaru i chyba nie prędko podobnego talentu nie obejrzymy w polskiej lidze. Jako zmiennika ‘Q’ nie postawiłbym na niezapomnianego Serba, Milana Gurovića. Prawdopodobnie mając go w szatni z Amerykaninem, wrzuciłbym do szatni tykającą bombę! Pamiętajcie tylko, że budujemy skład najlepszy w historii. Mój drugi wybór zatem to doskonale znany fanom ( i nieco bardziej przewidywalny) z Trójmiasta i Włocławka, reprezentant Słowenii, Goran Jagodnik.
2. Na drugim miejscu postawiłbym – może nieco kontrowersyjnie wg czytelników – Tomasa Masiulisa. Litwin od dawien dawna imponował mi solidną pracą pod koszami i głównie w defensywie, wywiązując się z powierzonych mu zadań. Do dziś dobrze wspominam jego występy na poziomie finałów PLK, kiedy on – czyli zawodnik pozycji numer 4- wziął się za krycie największej gwiazdy Anwilu – Michała Ignerskiego – kompletnie wyłączając go w ataku. Taki gracz przy wysokich umiejętnościach gry w ataku Woodsa, ciągle wykonywałby brudną robotę, na miarę nagrody MVP finałów 2003 i ochraniałby ma parkiecie gwiazdę swojej drużyny. Nie omieszkałbym do składu zabrać też długoletniego weterana polskich parkietów, Michaela Ansleya (choć w duecie z ze swoim Amerykańskim kolegą lubiącym walki psów mogliby wprowadzić mocno rozrywkowy tryb życia w szeregi naszych Mistrzów; o wszystko by zadbał trener z twardą ręką). Big Mike w końcu był jednym z pierwszych wielkich, który budował renomę klubu z Sopotu, a kiedy przyjeżdżał do Polski nie miewał problemów z ogrywaniem najlepszych graczy (nie tylko w Polsce). Atutem w jego grze oczywiście pozostałby rzut z dystansu i doskonale radziłby sobie w parze z moim następnym podkoszowym (pkt 4)
3. W moim składzie nie zabrakłoby Christiana Dalmau, który znakomicie spisywał się w szybkim ataku, podejmował grę jeden na jeden i imponował szybkością (to były jego cechy charakterystyczne w sezonach 2005-2007). Mając duet Dalmau – Woods w składzie, byłbym dość spokojny o swoją ofensywę i efektowną dla kibica w kapciach grę na parkiecie. Niektórzy z Was mogliby postawić na Davida Logana przy wyborze startującej dwójki, osobiście jednak jestem większym fanem – nie do końca wykorzystywanego swego czasu przez Eugeniusza Kijewskiego – Portorykańczyka. Back up’em dla Dalamau byłby litewski snajper, Donatas Slanina. W historii PLK zapisał się on serią 10 celnych rzutów za trzy punkty, przeciwko Śląskowi, a jego pewną rękę wykorzystywałbym przede wszystkim w Eurolidze.
4. Przyszedł czas na centra i osobę duńskiego Wikinga, Michaela Andersena. Podkoszowy ten kojarzy mi się zawsze z ogromnym zaangażowaniem w grze, nieustępliwością i twardym charakterem. Andersen przychodząc do Polski miał już całkiem spory bagaż doświadczeń z lig Grecji oraz Włoch a na euroligowych parkiet spisywał się bardzo przyzwoicie. Duńczyk o wiele bardziej angażował się do walki w obronie i przede wszystkim godził się z rolą zadaniowca, ustępując pierwszeństwa w ataku obrońcom lub skrzydłowym. Całkiem, zatem inna osobowość niż przepłacany wg wielu ekspertów, Husain Besok. Jako rezerwowa opcja, to dla mnie wybór pomiędzy dużo lepszym w ofensywie Kebu Stewartem i nie do końca spełnionym w Sopocie/Gdyni Pape Sowem. Tego drugiego widziałbym jednak bardziej z racji większych chęci do gry w defensywie. Obaj ze Stewartem to nie tanie opcje, a ponadto bardzo charakterne. Obaj to również – po raz kolejny – bagaż doświadczeń w europejskiej koszykówce i tzw. ocieranie się o ligę NBA.
5. Wielką bolączką wg mojego punktu widzenia i w szeregach Mistrzów Polski była obsada pozycji numer jeden. W klubie stawiano na Tomasa Pacesasa, Dariusa Maskoliunasa, Rashida Atkinsa, Travisa Besta czy Daniela Ewinga, ale niestety żaden z nich nie gwarantował sukcesów na arenie europejskiej. Zespół ten nie miał nigdy szczęścia by pozyskać prawdziwego lidera z doświadczeniem w Eurolidze, po którego ustawiałby się w kolejce inne klubu z Europy (patrz przypadki Dalmau, Logana i Woodsa), widząc w szeregach Prokomu Trefla lidera swojej ekipy. Tak naprawdę Tomas Pacesas – bardzo ceniony w PLK zawodnik – nie spisywał się najlepiej w euroligowym boju. Danielowi Ewingowi dla innego przykładu brakowało talentu do rozgrywania i częściej patrzał on w stronę indywidualnych zdobyczy (wszak też to pozycja tzw. combo). W tym punkcie postawię duży znak zapytania, bo mam nadzieję, iż ten właściwy i prawdziwy rozgrywający dopiero przybędzie do Trójmiasta i poprowadzi klub do dużych sukcesów. Pamiętamy, że w wyniku kontuzji czy często z racji nie radzenia sobie na parkiecie trenerzy potrafili ustawiać na tej pozycji Istvana Nemetha lub wspomnianego Dalmau. O ile na każdej innej pozycji oglądaliśmy głośne nazwiska, o tyle na jedynce, brakowało prawdziwej (na pewno droższej) gwiazdy.
Pointa: jeśli, mój, wyjątkowy na historię ligi polskiej – ogromny – budżet utrzymaliby sponsorzy to poleciłbym im na trenera najnowszego szkoleniowca Asseco Prokomu – Kestutisa Kemzurę. Z całym szacunkiem dla worka medali Tomasa Pacesasa i Eugeniusza Kijewskiego oceniam potencjał obecnego trenera kadry Litwy wyżej. Główny powód to też umiejętność dialogu z zawodnikami i odpowiednie zachęcenie ich (patrz kadra Litwy w 2010 i 2011 na największych imprezach) do gry w obronie. Bez, której niestety da się w Europie nic większego wygrać.. Teraz czekam na Wasze propozycje i przemyślenia.
4 komentarze/y