Autor: Karol Sadowski
-Deja vu! – wykrzyczałem po syrenie kończącej czwartą kwartę wczorajszego spotkania Zastalu z Energą Czarnymi. Tym razem jednak w dogrywce przyszło mi oglądać zupełnie inną drużynę niż przy okazji niedzielnego starcia. Przede wszystkim opanowaną drużynę.
Tego niestety nie można było powiedzieć o rywalach z Zielonej Góry, a w zasadzie o szkoleniowcu rywali – Mihailo Uvalinie. Człowiek, który jeszcze niedawno przebywał w szpitalu z powodu wysokiego ciśnienia, dziś jest zdrów jak ryba. Do tego stopnia, że po zakończonym spotkaniu zapraszał szkoleniowca Czarnych na pewną potyczkę. I nie była to potyczka ani w pokera, ani w basket.
„Chodź na zewnątrz, no dawaj” – miał wykrzyczeć Uvalin zapraszając tym samym Litwina na popularne „solo”. I o ile u każdego z nas emocje wzięły tego wieczora górę, to jednak według relacji z obozu Czarnych późniejsze nazwanie Dainiusa Adomaitisa „cipą” to cios absolutnie poniżej pasa. –Nie dam się sprowokować. Jeżeli on wciąż chce mnie obrażać, ja mogę mu tylko zaśmiać się w twarz. A jeśli chce tej potyczki, to niech poczeka aż zakończymy sezon – odparł atak szkoleniowiec Energi Czarnych.
Nie od dziś wiadomo, iż Uvalin to człowiek niezwykle nerwowy i swoich nerwów najzwyczajniej w świecie powstrzymać nie potrafi. Pamiętam, jak był jeszcze trenerem zapomnianego już Polpaku Świecie i bił rekordy otrzymywanych przewinień technicznych. Wówczas takie nazwiska jak Urlep czy Griszczuk, to przy meczowych szaleństwach Serba był pikuś.
Zresztą Uvalin za czasów Polpaku wielokrotnie był bohaterem skandali. Jednym z takich było kontrolne spotkanie z Polonią Warszawą, kiedy to Serb nakazał zejścia swoim zawodnikom z parkietu, bo trener gości, którym był wówczas Wojciech Kamiński, chciał…nagrywać mecz. A przecież było to niezbędne do odpowiedniego przygotowania drużyny przed startem rozgrywek. Uvalin jednak, ku zdziwieniu wszystkich zgromadzonych na hali nie zgodził się na to i basta.
Pamiętam też inne spotkanie, właśnie z Czarnymi. Słupską drużynę prowadził wówczas w zastępstwie Mirosław Lisztwan, obecny asystent Adomatisa. Trwała konferencja prasowa, obaj trenerzy zdążyli się już wypowiedzieć. Przyszedł czas na zadawanie pytań, a jedno z nich było akurat kierowane do Lisztwana. W trakcie jego wypowiedzi Uvalin wstał i wyszedł z sali. Tak po prostu.
Nie chodzi tutaj o to, aby postać szkoleniowca Zastalu przedstawić w złym świetle, wszak sam na to „pracuje”. Kiedyś Uvalin miał ogromne pretensje do dziennikarzy, iż źle się o nim pisało. Teraz te czasy powracają i Serb tak naprawdę sam jest sobie winien. A przecież trenerem jest znakomitym. Według mnie jednym z najlepszych w lidze.
Czy za „cipę” i „solówę” Uvalina powinna spotkać kara? Teoretycznie tak, ale czy to coś zmieni? W rywalizacji Energi Czarnych z Zastalem, która teraz przenosi się na bardzo gorący teren do Słupska, już wystarczająco dolano oliwy do ognia. Jednak to nie wszystko. Serb tym bardziej nie będzie mógł liczyć na ciepłe powitanie w piekielnej „Gryfii”, gdyż zdążył narazić się już także słupskim kibicom. -Oby tym razem fani w Słupsku zachowywali się bardziej odpowiednio i nie próbowali nam wskoczyć na ławkę, ani nie będą chcieli wejść do naszego autobusu tak jak to miało miejsce ostatnio – mówił Uvalin na pomeczowej konferencji prasowej. Do czego zmierzał szkoleniowiec zielonogórzan nie mam pojęcia, bo takiej sytuacji, poza słownymi przepychankami w stronę Marcina Sroki, zupełnie nie zauważyłem, ani o takich wydarzeniach nie słyszałem.
Wszak osobowość nietuzinkowa. Zdrowie najwyraźniej także dopisuje, tylko jak zwykle z pohamowaniem emocji bywa różnie. Jednak plus tego wszystkiego jest taki, że już od dawien dawna w PLK nie mieliśmy tak świetnej rywalizacji ćwierćfinałowej, jaką możemy podziwiać w tegorocznych play-offach. Rywalizacji niekoniecznie zgodnej z duchem fair play, ale jakże ekscytującej. Czy Wy także nie możecie doczekać się już piątku?