Koszykówką żyć: słupskie nadzieje.

Autor: Karol Sadowski

W Tauron Basket Lidze na młodych stawia się rzadko. W Słupsku, prawie w ogóle. I tak przynajmniej od kilku lat. Tak było za trenera Griszczuka, tak też było za szkoleniowców Miglinieksa, Podkowyrowa czy Okorna. Tak też niestety jest za panowania Adomaitisa, choć akurat w przypadku Litwina mieliśmy okazję przeżywać coś, o czym chyba nikt z nas nie śnił. Jednoczesne pojawienie się na parkiecie trzech wychowanków klubu wywołało nie tylko ogromną radość na trybunach, ale było także długo komentowane w środowisku koszykarskim. Chłopaki naprawdę dają radę i szkoda tylko, że pojawiają się na boisku zazwyczaj wtedy, kiedy losy spotkania są już przesądzone lub kiedy ich obecność jest po prostu wymuszona, np. kontuzjami innych graczy.

Z trójki – Przyborowski, Osiński, Długosz – najstarszy jest ten pierwszy. Już prawie 22-letni Przyborowski z drużyną Energi Czarnych związany jest od 2006 roku. To na jego szyi, jako jedynego obecnie zawodnika słupskiej drużyny, zawisł pierwszy medal w historii klubu (2005/2006). Teoretycznie także jego postać wzbudza największe zaufanie w oczach Dainiusa Adomaitisa. Przyborowski, podobnie jak reszta wychowanków, szans na pokazanie się dostaje nie wiele, ale jak już pojawi się na boisku, to zawsze z jakąś zdobyczą punktową z niego zejdzie. Tak przynajmniej jest w trwającym sezonie. Młody zawodnik Energi Czarnych „skorzystał” także na ostatnich kłopotach zespołu, związanymi z kontuzjami podstawowych graczy. W Zgorzelcu zagrał ponad siedem minut, notując 3 punkty, zbiórkę i faul. Jednak nie to było wówczas najważniejsze. Przyborowski miał przede wszystkim załatać dziurę w składzie i w moim przekonaniu spisał się co najmniej dobrze. Na tyle, żeby dostawać szansę w kolejnych spotkaniach. I ją dostawał, bo drużyna wciąż występowała w osłabieniu. Przeciwko Prokomowi zagrał prawie osiemnaście minut, w meczu z Anwilem niespełna dwanaście. W obu tych starciach spisał się nieźle, jednak już w kolejnym szansy gry nie dostał. Powód? Do składu wrócili już wszyscy kontuzjowani zawodnicy.

Inni wychowankowie, wspomniany Osiński z Długoszem, grają już znacznie mniej. Ten pierwszy zadebiutował w Zgorzelcu, w wygranym wówczas meczu (60:61) z tamtejszym Turowem. Chciałoby się napisać – debiut marzenie. Co prawda obecność Osińskiego była także skutkiem kontuzji w zespole, a sam zainteresowany żadnych punktów nie zdobył, to jednak z pewnością jego pierwszy występ na parkietach Tauron Basket Ligi można było zaliczyć do udanych. Już po tamtym starciu mistrz Polski u-18 z 2010 roku był okrzyknięty przez kibiców następcą Krzysztofa Roszyka – prawdziwego profesora od obrony. I niestety, w sumie na tym się skończyło. Później Osiński, którego za wielkie ambicje wielokrotnie chwalił sam szkoleniowiec, grał bardzo rzadko, a jak już grał to bardzo mało. Szkoda, bo choćby przy okazji wspomnianego meczu z wicemistrze kraju pokazał, że warto na niego stawiać, a woli walki i zaangażowania z jego strony zdecydowanie nie brakuje.

Podobnie ma się sprawa z Szymonem Długoszem. Tutaj różnica polega jednak na tym, że niespełna 20-letni wychowanek Czarnych większych szans na wzbudzenie zaufania trenera Adomaitisa dotychczasowo nie miał. Przynajmniej tych meczowych. Talentu nie brakuje, ambicji także, tylko minut jakoś niewiele. Raptem dziesięć w przeciągu całego dotychczasowego sezonu to zdecydowanie za mało, jak na zawodnika, który ma nie tylko być „dopełnieniem” składu, ale także poprzez właśnie te „dopełnienie” ma rozwinąć skrzydła u boku starszych i dużo bardziej doświadczonych kolegów z drużyny. A jak je tu rozwinąć, kiedy tego, co u młodego gracza najważniejsze – ogrywania się – de facto brakuje?

Przykładem straconej szansy rozwoju poprzez możliwość gry mógłby być Hubert Pabian. Przez wielu błędnie nazywany wychowankiem Energi Czarnych, mimo że pierwsze kroki stawiał w klubie z Opalenicy. Pabian do Słupska trafił w 2005 roku, jako dobrze zapowiadający się młody gracz. I podobnie jak obecnie grający wychowankowie, szans na pokazanie się dostawał niewiele. Największym zaufaniem darzył go właśnie Dainius Adomaitis, u którego niski skrzydłowy grał średnio po prawie 10 minut na mecz (sezon 2008/2009, początek 2009/2010). To dużo, nawet bardzo, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że u wcześniejszych szkoleniowców Pabian mógł się poszczycić co najwyżej dwu-maksymalnie trzy minutowym epizodem w rozgrywanym pojedynku. Ostatecznie po ostatnim sezonie popularny „Hubi” przeniósł się do pierwszej ligi, gdzie radzi sobie bardzo przyzwoicie. Jego pracodawcą została Spójnia Stargard Szczeciński, dla której Pabian zdobywa średnio po 7.8 punktu i 3.7 zbiórki na mecz, będąc jednym z podstawowych graczy w rotacji trenera Aleksandrowicza.

Przed niedawnym spotkaniem Energi Czarnych z Asseco Prokomem, do którego słupski zespół przystąpił osłabiony brakiem trzech zawodników, Dainius Adomaitis zapowiedział: „Liczę na swoich wychowanków”. Na boisku pojawił się jednak tylko jeden z nich – Patryk Przyborowski.

Pin It

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.