Autor: Karol Sadowski
Pięć porażek boli, co nie? Nie dziwię się Wam, ani także nie dziwię się sobie. Jednak każdemu, kto twierdzi, że w drużynie nie ma żadnych ambicji, że chłopaki nie walczą, że im się nie chce, proponowałbym jeszcze raz prześledzić każdy z ostatnich meczów. A tym, którzy od zespołu odwracają się tylko dlatego, że ten przegrywa – mówię: Kiedy wrócą zwycięstwa, Wy już nie wracajcie.
Co się wydarzyło w Zgorzelcu? Dlaczego znowu przegraliśmy mecz, którego de facto przegrać nie powinniśmy. Dlaczego znowu w czwartej kwarcie straciliśmy całą przewagę, jaką wcześniej sobie wypracowaliśmy?
(fot. Łukasz Capar)
Za każdą z czterech ostatnich porażek mogliśmy mieć pretensje i większość je miała. Jednak żale i krytyka po meczu z Turowem wydają się dla mnie nieuzasadnione. A już najbardziej nieuzasadnioną, a w zasadzie nawet idiotyczną tezą jest ta, w której duża część kibiców zarzuca drużynie brak walki. Naprawdę, idiotyczne to.
Może wystarczyło być w Zgorzelcu, by zobaczyć, jak ogromną determinacją wykazywał się cały team. Pot lał się z zawodników litrami, a Ci ledwo utrzymywali się na nogach. Ogromna wzajemna mobilizacja i chęć wygranej była godna prawdziwego sportowca. Po meczu, mimo że załamany kolejną przegraną, pozostawałem dumny, i nie tylko ja, że drużyna pokazała tak wielkie charakter, tak wielki hart ducha.
Być może gdyby nie kontuzja Darnella Hinsona w 24. minucie spotkania (Czarni prowadzili wówczas 56:40) wynik końcowy meczu byłby inny. Być może… Sytuacja kadrowa była kiepska, a brak zmienników, zmęczenie podstawowych gracza, czy duża ilość fauli powodowały, że w tak ważnym momencie pojedynku na parkiecie pojawił się Patryk Przyborowski, wychowanek klubu. Kompletnie zaskoczony decyzją swojego szkoleniowca, praktycznie wcale nie rozgrzany wszedł na boisku i tyrał, tak tyrał, jak tylko potrafił. Po nieco ponad siedmiu minutach gry był już tak wykończony, że poprosił o zmianę. I wcale nie wynikało to z jego ewentualnej słabej formy fizycznej, a ogromnego wysiłku, jakim Patryk wykazywał się przy okazji każdej rozgrywanej akcji. Podobnie jak reszta drużyny.
Drużynie nie idzie. Drużyna przegrywa. Drużyna jednak walczy, a my także w skład tej drużyny wchodzimy. Dlatego powalczmy wraz z nimi. Wesprzyjmy ich. Pokażmy, że jesteśmy z zespołem na dobre i na złe. Dodajmy im największego z możliwych powerów. Dodajmy im energii. Razem stwórzmy po raz kolejny niezapomnianą atmosferę na trybunach Gryfii. Doping, który ich poniesie. Doping, który zniszczy rywala. Razem – Oni i My – jesteśmy w stanie to zrobić. Najbliższa okazja już w sobotę. I niech dodatkowego animuszu doda Wam fakt, że naszym rywalem będzie Asseco Prokom Gdynia.