Zła seria słupszczan trwa.
Podczas bieżącego sezonu trzykrotnie zespół Dainiusa Adomatisa – byłego podopiecznego Jacka Winnickiego – ogrywał Turów Zgorzelec. Wicemistrzowie Polski nie mieli szczęścia przed trzema tygodniami w Słupsku, przegrywając wyjazdowe spotkanie dwoma punktami (65:67). Tym razem jednak, po zmianach w składzie, a także przy większym zaangażowaniu w defensywie udało się osiągnąć cel i przerwać złą passę 3 z rzędu porażek z Panterami czy 5 przegranych w sześciu spotkaniach drugiej fazy sezonu. Wygrana nie przyszła łatwo a na pewno pomogła w niej kontuzja Darnella Hinsona.
Początek spotkania w ogóle nie zapowiadał wygranej gospodarzy, a udane – składne akcje w ataku, z wykorzystaniem graczy obwodowych – przyniosły dobre efekty słupskiej drużynie. Pierwsze dwie kwarty były popisem przyjezdnych, którzy łatwo znajdowali wolne pozycje na dystansie i wykorzystywali umiejętności rzutowe Darnella Hinsona, Zbigniewa Białka czy Mantasa Cesnauskisa. Po drugiej stronie słabe wrażenie robił Arthur Lee, u którego widać było brak zgrania z kolegami. Ponadto Jacek Winnicki zdecydował się również na wystawienie w pierwszej piątce drugiego nowego zawodnika, Damiana Kuliga. Żaden z zawodników Turowa nie prezentował się jako lider, nie potrafił poprowadzić kolegów czy dodać energii w poczynaniach na parkiecie drużynie (nie w pierwszej połowie)..
Z kolei świetne wrażenie zostawił w drugiej kwarcie Mantas Cesnauskis popisujący się przechwytami, asystami i w końcu trafieniami z dystansu. Litwin z polskim paszportem aż 9 ze swoich 14 oczek zdobył w drugich 10 minutach. Obok niego Hinson i Białek dodali po jednym trafieniu a goście mogli cieszyć się do przerwy z prowadzenia 45:35. Trzeba przyznać ,że przyjezdnym wychodziła niemal każda akcja w ataku przy obronie ‘każdy swego’ gospodarzy.
Trzecia kwarta rozpoczęła się od celnych i mocno skaczących po obręczy trafień Davida Weavera. Najpierw trafił on w ostatniej sekundzie akcji gości, po chwili z okolic szóstego metra a przewaga jego drużyny wzrosła do 16 oczek (56:40). W połowie trzeciej odsłony nic nie zapowiadało kłopotów przyjezdnych w finałowych piętnastu minutach meczu. Niestety w jednej z akcji w ataku ucierpiał Amerykanin Hinson, który doznał skręcenia stawu skokowego. Jacek Winnicki szybko zareagował na ten wypadek i nakazał ustawienie strefy swoim zawodnikom ze szczególną opieką nad Mantasem Cesnauskisem.
Minutę później na parkiecie mieliśmy ‘Arthur Lee Show’. Trzy akcje w ataku 35-latka mocno poderwały graczy Turowa. Najpierw Amerykanin umiejętnie wyszedł z opresji (zakotłował się pod koszem i sprytnie wymusił faul rywala) i blisko obręczy zagrał akcję 2+1. W następnej akcji trafił z półdystansu a po kolejnej nieudanej akcji gości znów popisał się celnym trafieniem z faulem obrońcy. Do końca kwarty jeszcze dorzucił dwa rzuty wolne i w końcowej fazie kwarty doprowadził do wyniku 55:56. 9 pkt w 5 minut , przy znacznie lepszej obronie Turowa zrobiło wyraźną różnicę.
W czwartej kwarcie koledzy Lee poszli za ciosem swojego rozgrywającego. Najpierw sam Amerykanin trafił za trzy punkty, następnie akcję 2+1 z wejściem na kosz, wykonał Michał Chyliński. Po trafieniu Dana Kickerta Turów objął prowadzenie, którego nie oddał już do końcowej syreny (63:62). Na 7 minut do końca kolejni gracze włączyli się do ataku gospodarzy dając nieco oddechu niedawno zakontraktowanemu koledze. Pierwszym z nich był Giedris Gustas, który po słabym początku (niedoloty z dystansu), dwukrotnie celnie przymierzył, raz mocno plącząc nogi Białkowi. Za chwilę vis-a-vie byłego kadrowicza – Aaron Cel – trafił swój pierwszy rzut zza łuku, dołożył dwa rzuty wolne i znalazł na obwodzie też wolnego Davida Jacksona. Rzucający obrońca miejscowych podwyższył prowadzenie do 13 oczek (79:66). Na 2 minuty przed końcem nikt już nie miał wątpliwości, iż to Turów wygrana spotkanie i przewie swą fatalną serię.
Kluczem do wygranej ekipy trenera Winnickiego była nie tylko skuteczna gra w ataku i strefa ale również większa liczba strat gości (15:10) oraz wygrana walka na tablicach (31:25). Turów tym samym wrócił do gry o czołowe lokaty przez ćwierćfinałami w TBL. Finałową odsłonę gospodarze wygrali aż 28:15!
Gracze Dainiusa Adomaitisa przegrali 5 mecz z rzędu i w perspektywie kontuzji Darnella Hinsona wyglądają źle przed starciem z Asseco Prokomem.
Wynik: PGE Turów Zgorzelec – Energa Czarni Słupsk 83:74 (14:21, 21:24, 20:14, 28:15)
PGE Turów Zgorzelec: Arthur Lee 18, Michał Chyliński 16, Daniel Kickert 14, David Jackson 11, Giedrius Gustas 8, Aaron Cel 5, Damian Kulig 4, Dallas Lauderdale 4, Ronald Moore 3, Artur Mielczarek 0, Konrad Wysocki 0, Michał Gabiński 0.
Energa Czarni Słupsk: Mantas Cesnauskis 14, Stanley Burrell 12, Darnell Hinson 11, Krzysztof Roszyk 11, David Weaver 10, Zbigniew Białek 9, Scott Morrison 4, Patryk Przyborowski 3.