Autor: Karol Sadowski
..śpiewał Andrzej Zaucha. A tytuł nie bez przyczyny taki, bo nawiązujący do ostatniego wyjazdu do Zielonej Góry. I mimo że mecz przegrany, to jednak sam wypad można zaliczany do udanych.
Świetna atmosfera jaka panowała wśród wyjazdowiczów, przepiękny obiekt, fantastyczna zielonogórska publiczność i zacięta walka na boisku. Te koszykarskie święto zepsuli tylko sędziowie, ale krytykować ich nie mam zamiaru, bo na nich już dawno brak mi słów i sił.
Zacznę od ekipy wyjazdowej, której chciałbym podziękować za świetną atmosferę, jaka panowała wśród nas. Mimo że w gronie dużo mniejszym niż zwykle, to jednak uczestnictwo w niedzielnej podróży było czystą przyjemnością.
W Zielonej Górze miałem okazję być po raz pierwszy, więc nie za bardzo wiedziałem czego mogę się spodziewać. Najpierw bardzo zaskoczył mnie obiekt, który mają do dyspozycji koszykarze Zastalu. Wiedziałem, że jest piękny, ale nie wiedziałem, że zrobi na mnie aż tak olbrzymie wrażenie. Trybuny są położone bardzo blisko parkietu, obsługa jest niezwykle sprawna, ochrona kulturalna, a kibice rewelacyjni.
Nie mam pojęcia, czy taka atmosfera w hali panuje przy okazji każdego spotkania Zastalu, ale ta z meczu z Energą Czarnymi była nieziemska. Publiczność chętnie włączała się w doping prowadzony przez dość spory i zgrany Klub Kibica, a sektory za koszem szalały, kiedy na linii rzutów wolnych stawali przyjezdni. Z taką akcją nie spotkałem się w Polsce chyba jeszcze nigdy i może to dla tego, zarówno na mnie, jak i pozostałych gościach, wywarła ona tak duży podziw. Kto wie, może to właśnie było przyczyną tak fatalnej skuteczności zawodników Energi Czarnych z linii rzutów osobistych?
Uwierzcie, na żywo wyglądało to dużo bardziej efektownie:
Sam mecz miał dwa oblicza. Pierwsze, to te z pierwszej połowy spotkania, gdzie strasznie nieskuteczni goście nie potrafili przeciwstawić się gospodarzom. Drugie, to te z kolejnych 20 minut gry, gdzie miejsce miała znakomita pogoń słupszczan, a co za tym idzie, niezwykle elektryzujące widowisko, którego losy rozstrzygnęły się dopiero w ostatniej minucie. Dużo namieszali za to arbitrzy, ale to żadna nowość. Mnóstwo kontrowersyjnych, błędnych decyzji, często powodowało wielkie napięcie wśród publiczności, która niejednokrotnie tego wieczora wyrażała swoje oburzenie, co do pracy sędziów. Ale w tym sezonie do ich nieudolności zdołaliśmy się już chyba wszyscy przyzwyczaić.
Teraz pora na mecz z Turowem. Przeprawa absolutnie arcyważna, ale także arcytrudna. Z taką grą na pewno będzie bardzo trudno, ale wierzmy, że coś w grze energetyków się zmieni.