W dramatycznych okolicznościach poznaniacy wyszarpali zwycięstwo w stolicy Kociewia. PBG Basket naciskał na Polpharmę do ostatnich minut, aż wreszcie wymusił błędy, które skrzętnie wykorzystał. I dzięki temu odniósł siódme ligowe zwycięstwo. Rozczarowali kompletnie gospodarze, u których widoczny był brak najlepszego strzelca Tony’ego Weedena.
W odróżnieniu od gospodarzy drużyna ze stolicy Wielkopolski nie zamierzała ani na chwilę odpuszczać. U podopiecznych Miliji Bogicevicia można było dostrzec wiele niedoskonałości, zwłaszcza w grze ofensywnej, ale nie można było im odmówić woli walki. W 25. minucie meczu Polpharma prowadziła już z PBG Basketem dziesięcioma punktami, lecz korzystnego rezultatu długo nie utrzymała.
Poznaniacy naciskali mocno od samego początku, ale w pierwszej połowie wychodziło im to przeciętnie. Dopiero w drugiej części zawodów starogardzianie zaczęli się gubić, notowali straty i długie przestoje, brakowało im lidera z prawdziwego zdarzenia. Bo ani Tomasz Śnieg, ani też Marcin Nowakowski, czyli najlepsi strzelcy SKS tego dnia, nie byli w stanie wyciągnąć swojego zespołu z tarapatów.
Trzeba przyznać, że goście doskonale rozpracowali przeciwnika. W sytuacji, gdy Polpharmę opuścił najlepszy strzelec Anthony Weeden, poznaniacy najwięcej uwagi poświęcili Michaelowi Hicksowi, co zdało egzamin. Amerykanin trafił tylko trzy z jedenastu rzutów z gry, w czwartej odsłonie był praktycznie niewidoczny. – Nieobecność Weedena z pewnością miała wielki wpływ na Polpharmę, zwłaszcza że był to czołowy strzelec. Wiemy doskonale, co oznacza stracić jednego zawodnika, kiedy nie mogli grać Lichodzijewski czy Micić. Naszym celem było wyłączenie z gry Hicksa i to nam się udało – cieszył się po spotkaniu serbski szkoleniowiec, który z SKS w 2010 roku wywalczył brązowy medal mistrzostw Polski.
Podopieczni Wojciecha Kamińskiego dominowali wyłącznie w drugiej odsłonie. Wtedy PBG Basket pozwolił im na rozwinięcie skrzydeł. Farmaceuci unikali błędów (zaledwie jedna strata do przerwy), wykorzystywali potknięcia rywala, lecz co najważniejsze trafiali i spod kosza, i z dystansu. Polacy radzili sobie nawet bez wsparcia zagranicznych zawodników.
Na tym jednak koniec. W pozostałych odsłonach „Kociewskie Diabły” rozczarowywały postawą po obu stronach parkietu. Źle funkcjonowała defensywa, bo gracze pozwalali na wiele indywidualnych szarż, niezbyt agresywnie naciskali na Damiana Kuliga czy też bardzo skutecznego na dystansie Djordje Micicia. Ale największy wpływ na porażkę miało wręcz koszmarne zastawienie deski – poznaniacy wielokrotnie zbierali pod tablicą atakowaną, dzięki czemu ponawiali akcje.
Rozczarowali gospodarze również w ofensywie, gdzie zabrakło kombinacyjnej gry, lepszego wykorzystania wysokich zawodników. Tymczasem raz po raz starogardzianie mieli problem z rozegraniem akcji pick&roll, a środkowy Jeremy Simmons przeszedł kompletnie obok spotkania. Zresztą indolencję SKS potwierdzają statystyki – w trzeciej i czwartej kwarcie gracze Kamińskiego uzbierali zaledwie 22 punkty.
Nie udało się zatem Polpharmie – po raz pierwszy w sezonie – sięgnąć po trzecie zwycięstwo z rzędu, mimo że miała ułatwione zadanie – zagrała we własnym obiekcie. Starogardzianie praktycznie pogrzebali swoje szanse na awans do play-off. Aktualnie strata Farmaceutów do ósmego w tabeli AZS Koszalin wynosi dwa punkty, ale warto dodać, że akademicy rozegrali o mecz mniej.
Klub ze stolicy Wielkopolski potwierdził natomiast, że niespodzianki sprawiać lubi. PBG Basket utarł już nosa PGE Turowowi Zgorzelec, Zastalowi Zielona Góra, Siarce Jezioro Tarnobrzeg a teraz starogardzkiej Polpharmie. Wszystkie wymienione drużyny przed konfrontacją z poznańskim teamem plasowały się od niego wyżej.
Polpharma Starogard Gdański – PBG Basket Poznań 65:67 (20:23, 23:13, 12:16, 10:15)
Polpharma: Marcin Nowakowski 12, Tomasz Śnieg 12, Grzegorz Arabas 9, Michael Hicks 8, Piotr Dąbrowski 7, Adam Metelski 7, Jeremy Simmons 5, Daniel Wall 3, Łukasz Paul 2.
PBG Basket: Djordje Micić 21, Damian Kulig 17, Niksa Nikolić 10, Tomasz Smorawiński 7, Żarko Comagić 6, Jakub Parzeński 4, Mateusz Bartosz 2.
Relacja za : SportoweFakty.pl