Mało widowiskowych akcji, brak wysokiego tempa spotkania, niewielkie emocje w przeciągu trzech kwart. Ponadto wiele strat i niecelnych rzutów w samej końcówce meczu – tak w skrócie można podsumować szlagier 21. kolejki TBL pomiędzy Śląskiem Wrocław i Anwilem. Wypełniona po brzegi wrocławska Orbita po raz pierwszy od ponad trzech lat była świadkiem tzw. „świętej wojny” wrocławsko-włocławskiej.
Niestety większość zawodników w tym spotkaniu nie nawiązała swoją dyspozycją do legendarnych postaci z klasyków historii tej pary. Po stronie Śląska należy wyróżnić Roberta Skibniewskiego (12pkt,10as,6zb,2przech.) oraz Slavisę Bogavaca (18pkt i 5zb). Z kolei w szeregach Anwilu najlepsze w tym roku zawody rozegrał John Allen (18pkt), który swoimi trzema rzutami za trzy punkty, znacząco przyczynił się do tryumfu gości.
Oba zespoły zmagały się z niską skutecznością i nie były w stanie przekroczyć progu 50% z gry (44% – miał Anwil a Śląsk – 40%). Włocławianie jednak znacznie lepiej odnajdywali się w rzutach zza łuku (5/12). Wrocławianie nie pierwszy raz w tym sezonie oddali wiele rzutów za trzy punkty (20), niestety dla nich z marnym efektem (5 celnych, 25%).
Miejscowi zagrali w tym spotkaniu bez wychodzącego z choroby Adama Wójcika oraz narzekającego na uraz barku Paula Grahama (obaj mają zagrać w potyczce z Treflem Sopot). Pomimo ubytków w składzie, gospodarze wygrali pierwszą kwartę (20:15) i sprawiali wrażenie dobrze przygotowanych do tego spotkania. Zwłaszcza defensywa spod ręki Miodraga Rajkovića mogła się podobać miejscowym fanom, gdyż Anwil nie wykorzystywał swojej siły podkoszowej min. Corsley’a Edwardsa (11pkt i 4zb w całym meczu). W jednym z mocnych wejść na kosz amerykański podkoszowy trafił w głowę swoim łokciem Piotra Niedźwiedzkiego i gracz Śląska z rozbitym nosem zakończył swoją przygodę w tym spotkaniu.
W drugiej odsłonie inicjatywę przejęli goście. Dwójka amerykańskich rezerwowych Rottweilerów – Nick Lewis (5 punktów z rzędu) i Lawrence Kinnard (2pkt) – dała gościom pierwsze prowadzenie w drugiej części meczu (29:28). Śląsk miał problemy z rozgrywaniem akcji, a ponadto ze wyregulowaniem celownika. Naciskany przez Krzysztofa Szubargę oraz często podwajany przy próbach zagrań pick’n’roll Robert Skibniewski nie miał łatwego zadania. Kiedy już znajdywał wolnych kolegów na obwodzie (Calhouna czy Bogavaca), ci pudłowali z czystych pozycji. Wąska rotacja w składzie trenera Rajkovića nie dawała temu szkoleniowcowi zbyt wielu okazji do zmiany obrazu gry swojej drużyny.
W trzecim fragmencie gry WKS znów – tak jak w pierwszej odsłonie – przejął inicjatywę. Akcja dwa plus jeden Bartosza Diduszki (byłego gracza Anwilu) oraz trafienia Qa’rrama Calhouna i Akselisa Vairogsa (obaj zdobyli po 4 oczka w początkowej fazie trzeciej kwarty) pozwoliła miejscowym na zredukowanie dystansu do rywala na jedno oczko (43:44). Wówczas też do gry wkroczył John Allen trafiając pierwszy swój rzut zza łuku. Kolejne pięć punktów z rzędu Roberta Skibniewskiego (akcja 2+1 i dodatkowo 2 osobiste) pozwoliły Śląskowi zostać w grze (48:50). Niestety podkoszowym wrocławian nie udało się zatrzymać Nicka Lewisa (9pkt w meczu), który w ostatniej akcji, na raty, zapewnił ekipie z Kujaw 4-punktowe prowadzenie (52:48).
Podczas czwartej kwarty dało się odczuć, że to Anwil kontroluje wynik i ma wyraźniejszą przewagę na parkiecie we Wrocławiu. Gracze Emira Mutapcića skutecznie spowalniali akcje Śląska min. naciskając Skibniewskiego, nie dając okazji gospodarzom na kontrataki (jedyną taką akcję wykonała para Skibniewski-Calhoun, a ten drugi efektownie włożył piłkę do kosza przeciwnika). Po dwóch z rzędu stratach WKS-u Anwil udanie skontrował rywala, najpierw akcję dwa plus jeden wykonał Edwards. Po chwili drugim trafieniem zza łuku popisał się Allen i goście uciekali Śląskowi (60:52). Gospodarze mimo tego podnieśli się po tych ciosach dość szybko. Za trzy trafił Skiba (miał na koncie 12pkt i 9as), a po chwili akcją dwa plus jeden zrewanżował się – w ferworze podkoszowej walki – Bogavac (18 oczek). Wynik 58:60 na korzyść przyjezdnych zwiastował emocjonujące zakończenie meczu.
Corsley Edwards i Krzysztof Szubarga (9pkt i 3as) zapewnili w finałowej minucie 14. zwycięstwo w tym sezonie Anwilowi. Najpierw środkowy gości wykorzystał podanie rozgrywającego, a chwilę później Szubi skutecznie wszedł pod kosz rywala. W odpowiedzi Skibniewski ośmieszył obrońców Anwilu dogrywając zza linii bocznej boiska piłkę pod sam kosz do nie obstawionego Calhouna ( 6pkt i 3zzb i 3-9 z gry). W kolejnej akcji miejscowi zmniejszyli dystans na punkt, po celnych rzutach wolnych Bogavaca. Serb jednak po faulu na Kinnardzie był zmuszony opuścić parkiet za 5 przewinień (tak jak w spotkaniu z Turowem, które Śląsk również przegrał w końcówce). Amerykański skrzydłowy Anwilu wykorzystał tylko jeden rzut wolny i przed Śląskiem otworzyła się szansa na wyrównanie. Niestety doskonałe podanie Skibniewskiego zmarnował Mladenović i obawiając bloku ze strony Edwardsa, opuścił piłkę a następnie fatalnie przestrzelił spod kosza..
Warto dodać, że Mladenović również na niespełna minutę przed końcem 4.kw. stracił piłkę na atakowanej połowie i pokazał ,że jest zawodzącym ogniwem podczas ważnych momentów meczu. Na domiar złego, mający prawie 3 sekundy na kolejną próbę rzutu wrocławianie – po jednym celnym rzucie wolnym Szubargi – zepsuli okazję do wykonania go. Calhoun nie potrafił przerzucić obrońcy rywala i podał wprost w ręce gości, zamiast do Skibniewskiego.
Był to piąty mecz w tym sezonie, w którym Śląsk zagrał bardzo nerwowo w decydujących sekundach spotkania i niestety był zmuszony uznać wyższość gości przy swoich błędach. Wcześniej ze smakiem zwycięstwa musieli się obejść gracze Rajkovića w potyczkach: z Zastalem (niecelne osobiste Mladenovica, niecelny rzut spod samego kosza tego środkowego), w Tarnobrzegu (faul w ataku Mladenovica i niecelna próba rzutu Skibniewskiego), w Starogardzie Gdańskim (ofensywy faul Grahama i niecelne wolne Mladenovica) oraz z Turowem (niecelny rzut Vairogsa).
Przed Śląskiem w 22.kolejce trudna potyczka z Treflem, który miał problemy w ostatnich dwóch spotkaniach z Kotwicą (przegrany przy słabej dyspozycji Filipa Dylewicza i Jermaine’a Malletta) i PBG Basketem (wygrany w trudach dzięki Łukaszowi Wiśniewskiemu). Anwil jedzie do Zielonej Góry by zatrzymać rozpędzoną ekipę Mihailo Uvalina (3. wygrane w serii).