Autor: Bartek
Koszykówka wraca do Wrocławia w roku 2012 i jak poprzedni lokalni sympatycy koszykówki kończyli w szampańskich wręcz nastrojach, tak wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że podobnie rozpoczną nowe 365 dni.
Ostatni mecz rozegrany w ubiegłym roku zakończył się pewnym zwycięstwem Śląska Wrocław nad bezpośrednim rywalem w tabeli – Siarką Tarnobrzeg. Wcześniej podopieczni Miodraga Rajkovicia rozgromili na wyjeździe AZS Koszalin.
Jak udało mi się wyliczyć, począwszy od szóstego listopada 2011 roku gospodarz czwartkowej potyczki jest ex aequo najlepszą drużyną w TBL. Śląsk Wrocław oraz Trefl Sopot notują od tego czasu bilans siedmiu zwycięstw i tylko dwóch porażek. W bezpośrednim pojedynku obu ekip w międzyczasie lepszy okazał się Śląsk.
Gra drużyny wrocławskiej ewoluowała konsekwentnie od pierwszego meczu i widać było doskonałą rękę trenera. Mimo początkowej serii porażek, nie wyglądała źle. Rajković wierzył w swoich graczy i to przeniosło efekt. Wraz z sopocką ekipą jego drużyna jest teraz najrówniej prezentującą się w TBL.
Kluczem do tego wydaje się być będący w wybornej formie rozgrywający Robert Skibniewski. Jest on liderem ligi w asystach. Notuje średnio 7,1 ostatniego podania na mecz, co jest jednym najwyższych wyników w ostatnich latach w TBL. Liczba ta nie oddaje jednak jego doświadczenia czy pewności w kluczowych momentach na boisku. Wydaje się on idealnie realizować wizję trenera.
Oczywiście, na nic zdałaby się dobra gra „Skiby”, gdyby nie gracze odpowiedzialni za zdobywanie punktów. Ostatnio specjalistą na tym polu jest amerykański skrzydłowy Qa’rraan Calhoun. W 2 poprzednich spotkaniach notuje niebywałą średnią…27,5 punktu na mecz. Coraz lepszy jest też jego kolega z USA, Paul Graham. Ostoją pod koszem jest jeden z najlepiej wyszkolonych centrów w TBL, Aleksandar Mladenović. To najlepszy punktujący (14,6) i zbierający (5,7) zespołu. To wszystko pomimo…gry z ławki.
Wszystkie powyższe statystyki wskazują na to, że to Śląsk Wrocław jest faworytem spotkania. Zwłaszcza, że ŁKS Łódź przechodzi ostatnio fatalny okres i jest w chwili obecnej najsłabiej prezentującą się drużyną w PLK.
Klub, który tak wspaniale zainaugurował sezon i przy wypełnionej tysiącami kibiców Atlas Arenie pokonał wielkiego faworyta, Anwil Włocławek, przegrał aż siedem ostatnich spotkań. Co gorsza, nie widać żadnych perspektyw na poprawę. Szeregi łódzkiej ekipy opuściło trzech amerykańskich strzelców – Kirk Archibeque, BJ Holmes i Jermaine Mallet. W chwili obecnej trzon składu stanowią wyłącznie graczy polscy. Czy to wystarcza?
Jak sam zauważył w wywiadzie udzielonym Gazecie Wyborczej trener Piotr Zych, „poziom ekstraklasy trochę ich w obecnej chwili przerasta”. Czy po takiej wypowiedzi ktoś w Łodzi może w ogóle liczyć na zwycięstwo z czołową drużyną ligi?
Niewątpliwie, sympatycy ŁKS-u będą musieli liczyć w czwartkowy wieczór na cud. Koszykówka wrocławian wydaje się dla nich wyjątkowo niewygodna – szybka, oparta na dużej ilości podań, nawet tych dodatkowych, przyjemna dla oka. Czy trójki Bartłomieja Szczepaniaka i Jarosława Kalinowskiego lub gra Krzysztofa Sulimy wystarczą na zatrzymanie tej ofensywnej machiny Rajkovicia?
Statystyki są bezlitosne – rywale rzucają średnio 17 punktów więcej od ŁKS-u (86,8 przy 69,7) i zbierają o 5 piłek więcej (34,3 przy 29,9). Sport jednak nikogo nie skazuje na takiej podstawie na pożarcie. Zwycięstwo łodzian byłoby mimo wszystko w tym przypadku wielką sensacją.
Spotkanie odbędzie się w czwartek o godzinie 19:00 we wrocławskiej Hali Orbita.