Wielkie emocje w derbach

Turów Zgorzelec wygrał 88-87 w derbach Dolnego Śląska ze Śląskiem po bardzo dobrym i emocjonującym spotkaniu. Licznie zgromadzeni w hali Orbita kibice byli świadkami jednego z najlepszych meczów w sezonie.


Wrocławianie przystępowali do spotkania z serią trzech wygranych z rzędu, a Turów przegrał ostatnie dwa mecze. Dolnośląskie derby od zawsze wzbudzały spore emocje, a kibice obu zespołów nigdy nie pałali do siebie sympatią. Z 20 rozegranych derbowych meczów, aż 15 wygrali zgorzelczanie. Tym razem ponownie to oni okazali się lepsi, ale gdyby po 40 minutach wynik byłby na korzyść gospodarzy nikt nie mógłby poczuć się urażony.

Kibice na trybunach zbierali się dość powolnie, a spowodowane to było długimi kolejkami przed wejściem na halę. Niestety system wpuszczania fanów do Orbity pozostawia wiele do życzenia. Mimo wszystko, tuż przed rozpoczęciem meczu wszystkie krzesełka były zajęte. Wielkie zdziwienie, a zarazem pozytywne emocje wywołało wyjście w pierwszej piątce Śląska Adama Wójcika. 41-letni „Oława” powrócił do koszykówki na najwyższym poziomie we Wrocławiu po kilkuletniej przerwie. Były reprezentant kraju zajął miejsce w pierwszym składzie, które dotychczas zajmował Piotr Niedźwiedzki.

Mimo takiego wzmocnienia, Śląsk zaczął zbyt zdenerwowany i popełniał sporo strat. Po punktach Dallasa Lauderdale’a spod kosza i celnym rzucie za trzy Artura Mielczarka, goście wygrywali 5-0. Szybko szansę na pierwsze punkty po powrocie miał Wójcik, ale nie trafił żadnego z dwóch rzutów osobistych. Doświadczony zawodnik zaliczył pierwsze trafienie po sześciu minutach, kiedy wrocławianie przegrywali 8-9, a trybuny oszalały i wybuchły gromkim „Adam Wójcik”!!!

Wrocławianie nie radzili sobie jednak na deskach, gdzie dominowali podkoszowi Turowa. W sumie goście zebrali 13 piłek przy 9 Śląska, ale aż 7 z nich było na bronionej przez Śląsk tablicy. Po 10 minutach Turów wygrywał 18-16, a wiekowy Wójcik wytrzymał na parkiecie aż 9:25. W tym czasie rzucił 4 punkty, zebrał 3 piłki i zablokował jeden rzut.

Śląsk wyszedł na drugą kwartę z dużą energią i po trójce z faulem Vairogsa prowadził już 28-22. Siłę podkoszową wrocławian wzmocnił tradycyjnie Aleksandar Mladenovic, którego powstrzymać nie był w stanie żaden z koszykarzy Turowa. Lauderdale szybko „złapał” trzy faule. W jego miejsce wszedł John Edwards, który kilka razy przepchnął w ataku Serba i szybko wynik doszedł do remisu po 28.

Gospodarze dalej nie radzili sobie na tablicach, gdzie do końca pierwszej połowy pozwolili zgorzelczanom na aż 12 ofensywnych zbiórek. Coraz lepiej grali David Jackson i Ronald Moore i do przerwy było 39-37 dla przyjezdnych.

Druga połowa stała na bardzo wysokim poziomie. Byliśmy świadkami ostrej walki i niezliczonych starć pod koszami. Szkoda tylko, że widowisko próbowali zepsuć sędziowie, którzy co i rusz fatalnie się mylili. Dobrze chociaż, że zarówno w jedną i drugą stronę. Takie błędy podgrzewały atmosferę zarówno na parkiecie, jaki i na trybunach. Widać było, że Wrocław spragniony jest rywalizacji na wysokim poziomie o najwyższe cele.

Na początku trzeciej odsłony, Śląsk objął prowadzenie 42-41, kiedy akcję 2+1 zaliczył Bogavac, którego punkty nie powinny zostać jednak zaliczone, ponieważ faul nastąpił zdecydowanie wcześniej. Na parkiecie zaczęły rządzić nerwy, a lepiej na tym wyszła ekipa Turowa, która po kilu stratach Śląska i trójce Daniela Kickerta wygrywała 55-50.

Goście prowadzeni przez Moore’a, który włączył szósty bieg i mijał z łatwością obrońców Śląska oraz seryjnie trafiającego Kickerta odskoczyli na osiem punktów (66-58) co było najwyższym prowadzeniem w meczu.

Ostatnia część meczu to walka punkt za punkt, ale to Turów wyglądał na drużynę, która jest lepiej usposobiona, aby wygrać. W szeregach Śląska grał jednak Aleksandar Mladenovic, który był wszędzie. Zbieral, dobijał, rzucał punkty hakami i blokował rywali.

W ostatnich minutach kibice nie mieli czasu złapać oddechu. Na trójkę Aarona Cela szybko odpowiedział tym samym Bogavac. Na tablicy pojawił się wynik 80-79 dla gości (2:30 do końca). Kiedy na zegarze pozostawało 48 sekund, Robert Skibniewski podjął ryzyko, które się opłaciło. Rzucił z dystansu przez ręce Moore’a, a piłka wylądowała w koszu. 85-84 dla Śląska! 19 sekund później za trzy trafia Wysocki, Skibniewski odpowiada celnymi rzutami wolnymi, a po chwili faulowany Wysocki wykorzystuje jedną próbę z linii i na 20.3 sekundy do końca było 88-87 dla Turowa. Szansę na wygranie meczy dla gospodarzy otrzymał Akselis Vairogs. Dysponując 20 sekundami nie potrafił minąć Morre’a, ani podać do kolegi i bezsensownie zakozłował się oddając niecelny rzut sytuacyjny. Hala Orbita ucichła…

Śląsk Wrocław – Turów Zgorzelec 87:88 (16:18, 21:21, 27:27, 23:22)

Śląsk Wrocław: Mladenović 20, Bogavac 19 (9 zb.), Skibniewski 13, Calhoun 9, Diduszko 7, Vairogs 7, Wójcik 6, Graham 6
Turów Zgorzelec: Kickert 26, Moore 19, Jackson 12, Cel 10, Wysocki 6, Edwards 6, Gustas 4, Mielczarek 3, Lauderdale 2

Pin It

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.