Jak powiedział na pomeczowej konferencji prasowej Dainius Adomaitis, we Wrocławiu czuje się jak w domu. Koszykarze Śląska Wrocław nie mieli jednak sentymentów i pewnie pokonali prowadzonych przez Litwina Czarnych Słupsk 83-68.
Przed spotkaniem Śląska Wrocław z Czarnymi Słupsk wszyscy zadawali sobie pytanie czy wrocławianie będą w stanie powtórzyć swoją grę ze zwycięskiego meczu z Treflem Sopot. Podopieczni Miodraga Rajkovica w Trójmieście trafili 14 z 24 rzutów z dystansu i właśnie tym elementem dosłownie zniszczyli gospodarzy. Tym razem gracze Śląska stanęli przed zadaniem pokonania bardzo dobrze spisujących się w tym sezonie Czarnych Słupsk, których prowadzi były zawodnik WKS-u – Dainius Adomaitis.
Po dwóch zwycięstwach Śląska w trzy meczowej serii spotkań wyjazdowych, na środowym meczu w hali Orbita zjawiło się o wiele więcej kibiców niż poprzednio, kiedy rywalem wrocławian była AZS Politechnika Warszawska. Zachęceni ostatnią zwyżką formy swoich ulubieńców kibice, także po tym spotkaniu wracali do domów w świetnych humorach.
Śląsk rozegrał zdecydowanie najlepsze zawody w tym sezonie i powoli, ale skutecznie pnie się w górę tabeli. Czarni lepiej rozpoczęli, kiedy po celnych rzutach Darnella Hinsona i Stanleya Burrella prowadzili 5-0. Gospodarze szybko wyrównali, ale właściwie cala kwarta wyglądała właśnie w ten sposób. Czarni wychodzili na nieznaczne prowadzenie, a Śląsk skutecznie gonił. Pozytywne wrażenie zrobił nieco zawodzący dotychczas Piotr Niedźwiedzki, który zdobył cztery punkty spod kosza po dobrych podaniach Roberta Skibniewskiego. Ostatecznie po pierwszej kwarcie na tablicy pojawił się remis po 17.
To właśnie „Skiba” zdobył premierowe punkty w drugiej kwarcie i Śląsk wyszedł na pierwsze prowadzenie w meczu. Jak się miało później okazać, było to prowadzenie, którego nie oddał juz do końca. W tym momencie spore problemy z przechytrzeniem defensywy wrocławian mieli Czarni. Brakowało punktów podkoszowych, a na dystansie zbyt często mylił się Burrell. Gospodarze niezrażeni słabszą postawą swojego lidera Aleksandara Mladenovica grali bardzo skutecznie, a co najważniejsze nie odpuszczali rywalom ani jednej piłki.
Mladenovic, który zasłynął w polskiej lidze z seryjnego trafiania rzutów z pomalowanego, tym razem spudłował swoje pierwsze trzy rzuty i szybko został zmieniony przez Niedźwiedzkiego. Młody koszykarz rodem z Wałbrzycha natychmiast odwdzięczył się Rajkovicowi dwoma punktami z ponowienia. Niestety „Niedźwiedź” nie jest jeszcze przygotowany kondycyjnie na rywalizację na poziomie TBL i ponownie zszedł, a w zamian na parkiecie pojawił się Mladenovic.
To właśnie Serb oraz Paul Graham, który rzucił pięć punktów z rzędu przyczynili się do tego, że Śląsk do przerwy prowadził 43-32. Po kilku popisowych akcjach wrocławian, kiedy wyrywali graczom Czarnych piłkę w obronie i zdobywali efektownie punkty z szybkiego ataku Orbita pierwszy raz tego dnia eksplodowała. Usłyszeliśmy gromkie „WKS”!!!Grą gospodarzy jak prawdziwy profesor kierował Skibniewski, ale o jego występie piszę poniżej.
W drugiej połowie wrocławianie niemal przez całe 20 minut kontrolowali wynik. Pierwsze cztery punkty zdobyli Akselis Vairogs i Graham co spowodowało, że przewaga urosła już do 15 punktów (47-32). Łotysz był jednym z bohaterów tego pojedynku. Poza skutecznością z dystansu (3-5 za trzy), bardzo dobrze radził sobie z niższymi, kryjącymi go koszykarzami Czarnych. W sumie zdobył 20 punktów trafiając aż 8 z 10 rzutów z gry.
Zawodnicy ze Słupska próbowali gonić wynik, ale stać ich było tylko na chwilowe zrywy. Głównie za sprawą skutecznego Mantasa Cesnauskisa (12 pkt, 4-8 FG) strata stopniała do 10 „oczek” na 2:24 przed końcem kwarty (43-53). Wtedy jednak sprawy w swoje ręce wziął kolejny raz Skibniewski. Jeszcze raz zagrał skutecznego pick&rolla z Mladenovicem i wiadomym było, że goście się nie podniosą.
Ostatnia kwarta to już typowe „dogrywanie” tego spotkania. W kilku sytuacjach pogubili się sędziowie co spowodowało, że nie wytrzymał Adomaitis, ukarany przewinieniem technicznym. Po kolejnym trafieniu „Skiby” było 67-51 i we wrocławskiej Orbicie rozpoczęło się świętowanie. Prawdziwa euforia zapanowała w hali, kiedy w ostatniej minucie za trzy trafił młodziutki Jakub Koelner.
Jak już wcześniej wspomniałem, był to zdecydowanie najlepszy występ Śląska w tym sezonie. Imponowała szczególnie waleczność. Tak zaangażowanych w grę po obu stronach parkietu wrocławian jeszcze nie w tym sezonie nie widzieliśmy. Po kilku akcjach Miodrag Rajkovic bił brawo swoim zawodnikom, a publiczność zgromadzona w Orbicie mogła mieć przed oczami najlepsze występy WKS-u za czasów świetności klubu. Widać jednak, że zbudowana we Wrocławiu drużyna zaczyna tworzyć kolektyw i coraz lepiej się rozumie. Widać także bardzo dobrą atmosferę wokół zespołu po ostatnich wygranych. Imponuje podejście trenera do zawodników, także tych zawodzących. Bartosz Bochno przeciwko Czarnym spudłował swoje wszystkie próby za trzy. Po ostatniej z nich wyraźnie załamany zawodnik nie mógł się pogodzić z pudłem. Do akcji wkroczył Rajkovic, który pozytywnie wzmacniał gracza, a do Roberta Skibniewskiego „puścił oko” i nakazał poklepać kolegę po ramieniu.
Pora na podsumowanie gry Skiby. Właściwie to pojęcie „gra” nie jest właściwym przy tym co robił rozgrywający Śląska. Skibniewski był dyrygentem i generałem w jednym. Zanotował 13 punktów, 11 asyst, 6 przechwytów i 5 zbiórek. Stracił do tego cztery piłki i spudłował 7 z 8 rzutów za dwa. Te dwie ostatnie statystyki mogą zmylić tylko osobę, która nie widziała tego meczu. Wychowanek klubu z 30-tysięcznej Bielawy, w drugim kolejnym meczu zanotował double-double, a jego wpływu na grę wrocławian nie da się przecenić.
Mimo słabego początku, bardzo dobrze zagrał także Aleksandar Mladenovic. Serbski środkowy bez trudu mijał Davida Weavera (9 pkt, 7 zb.) i Scotta Morrisona (4 pkt, 8 zb.). Ten drugi jednak jako pierwszy center w tym sezonie podjął się zatrzymania Mladenovica. Udało się połowicznie. Zablokował co prawda w sumie aż 5 rzutów, ale wrocławski środkowy zaliczył 18 punktów i 6 zbiórek.
Muszę przyznać, że byłem jednym z pierwszych, którzy po pierwszych czterech spotkaniach krzyczeli o konieczności zwolnienia obu Amerykanów. Niestety biję się w pierś, ponieważ popisałem się typowo polską niecierpliwością. Właśnie przy budowie sportowego zespołu potrzeba niezliczonej cierpliwości i czasu. Jak widać, pierwsze efekty już są, a cztery wygrane w pięciu ostatnich meczach tylko to potwierdzają. Jak daleko może zajść zespół Rajkovica? Do niedawna wydawało się, że daleko, ale tylko za pomocą celnych rzutów za trzy, a jak wiadomo, ten sposób jest zdecydowanie zbyt zawodny, aby sie na nim opierać. Po meczu z Czarnymi przekonaliśmy się, że powracający do ekstraklasy Śląsk Wrocław stać na walkę o pierwsza piątkę po sezonie zasadniczym, ponieważ niewiele jest drużyn na parkietach TBL dysponujących tak wielkim zaangażowaniem do pracy, jak WKS.
Po meczu spotkaliśmy w hali Roberta Witkę, który już od kilku tygodni widywany jest w stolicy Dolnego Śląska. Kilka osób łączyło tego skrzydłowego z zespołem prowadzonym przez Miodraga Rajkovica. Postanowiliśmy więc zapytać go o jego plany na przyszłość. Okazało się, że Witka przechodzi we Wrocławiu rehabilitację, stąd częsta obecność na sportowych wydarzeniach w tym mieście. Koszykarz powiedział, że nie wyklucza gry w żadnym zespole, ale o tym gdzie będzie występował zadecyduje dopiero, kiedy wyleczy do końca swój uraz.
Tak doświadczony i utalentowany zawodnik byłby wielkim wzmocnieniem wrocławskiej ekipy, która szykuje się już na kolejny wyjazdowy serial. Zagrają kolejno z Polpharmą, Kotwicą, PBG i Zastalem, a do Wrocławia wrócą dopiero 16 grudnia na spotkanie derbowe z Turowem Zgorzelec.
Śląsk Wrocław – Czarni Słupsk 83:68 (17:17, 26:15, 16:16, 24:19)
Śląsk: Vairogs 20, Mladenović 18 (6zb), Skibniewski 13 (11as/6przech/5zb), Graham 11, Calhoun 8, Niedźwiedzki 6, Koelner 3, Buczak 2, Bogavac 2
Energa: Burrell 17, Cesnauskis 12, Leończyk 11 (11 zb.), Weaver 9, Hinson 8, Kikowski 5, Morrison 4, Roszyk 2