Trzecia porażkę w trzeciej kolejce Euroligi poniósł Asseco Prokom Gdynia. Tym razem podopieczni Tomasa Pacesasa, w Lubljanie musieli uznać wyższość miejscowej Olimpiji 62-70 i jako jedyny zespół z grupy D nie odniósł jeszcze zwycięstwa.
Gdynianie zawitali do Lubljany już bez zwolnionego kilka dni wcześniej Devina Browna. W barwach Olimpiji, znalazł się natomiast Ratko Varda, który ostatnie lata spędził w drużynie Tomasa Pacesasa. Obydwa zespoły przegrały swoje dwa pierwsze spotkania w euroligowych zmaganiach i aby liczyć się dalej w walce o awans do TOP 16 musiały wygrać ten mecz. Niestety dla polskiej koszykówki, gorszym zespołem okazał się Asseco Prokom i jego sytuacja w tych rozgrywkach stała się dramatyczna.
Od pierwszych minut dość pewnie prowadzili gospodarze. Ich przewaga w pierwszych 10 minutach sięgała już nawet 11 punktów, kiedy to po trafienie Bena Woodeside’a (6 pkt, 4 ast, 3 prz.) było 25-14. Asseco grało falami. Po kilku punktach z rzędu, zawodnicy z Gdyni potrafili popełnić kilka strat oraz spudłować łatwe rzuty.
Nie do powstrzymania dla defensywy polskiego klubu był Danny Green (23 pkt, 5-6 za trzy). Olimpija do przerwy prowadziła 40-33 trafiając aż 7 rzutów z dystansu.
Druga połowa rozpoczęła się od piątego celnego rzutu zza łuku Greena oraz punktów z szybkiego ataku Aleksandara Capina i przewaga miejscowych urosła do 48-36. Wtedy jednak nastąpił ostatni poważny Asseco. Dwie trojki trafił Łukasz Seweryn, a jedną dodał Jerel Balssingame co złożyło się na run 9-0 i minimalną stratę gdynian 45-48.
W kolejnych akcjach, gracze Asseco popełniali ponownie głupie straty. Nie zachwycał szczególnie Donatas Motiejunas (7 pkt, 6 zb, 2-6 FG), który w tym sezonie gra bardzo nierówno. Po stracie Litwina, kontratak Olimpiji, dunkiem zakończył Deon Thompson i wynik powrócił na właściwe dla gospodarzy tory (55-45).
Po trzech kwartach koszykarze z Gdyni trafili zaledwie 7 rzutów za dwa i 7 za trzy. Podopieczni Pacesasa mieli głównie problemy ze zdobywaniem punktów spod kosza. Zabrakło punktów, aktywnego w ostatnich meczach Adama Hrycaniuka (4 pkt, 2-6 FG, 8 zb.).
Ku uciesze fanów z Lubljany, Olimpija rozpoczęła ostatnią odsłonę od serii 5-0 i przy wyniku 63-47 było praktycznie po meczu. Przyjezdni próbowali jeszcze odrabiać straty i głównie za sprawą przyzwoitej postawy w ostatnich minutach Olivera Lafayette’a (12 pkt, 4 zb.), na 2:23 przed końcem było tylko 65-59.
Niestety jeszcze raz wyszła niedokładność Asseco przy rozgrywaniu piłki i pudłowanie rzutów z otwartych pozycji. Z łatwych pozycji pudłowali Alonzo Gee (13 pkt, 7 zb, 3-12 FG) z Motiejunasem i Olimpija nie pozwoliła już odebrać sobie premierowej w tym sezonie wygranej.
Amerykanin statystycznie na pierwszy rzut oka wygląda całkiem przyzwoicie, ale był to jeden z najgorszych spotkań byłego koszykarza Celveland Cavaliers w sezonie. Spudłował wszystkie 7 rzutów za dwa, a większość z nich była nietrafionymi rzutami pod presją, ponieważ Gee bezsensownie próbował grać indywidualnie i kreować tylko sobie pozycje do rzutów.
Union Olimpija Lubljana – Asseco Prokom Gdynia 70-62 (25:16, 15:17, 18:14, 12:15)
Union Olimpia: Green 23, Rothbart 9, Capin 8, Muric 8, Varda 7, Woodside 6, Salin 3, Berans 2, Blazic 2, Thompson 2, Markota 0, Morinza.
Asseco Prokom: Gee 13, Lafayette 12, Seweryn 9, Łapeta 8, Motiejunas 7, Blassigame 4, Hrycaniuk 4, Kuebler 2, Szcotka 2, Zamojski 1, Dmitriew 0, Frasunkiewicz.